24.06.1973 - Lech Poznań - Górnik Zabrze 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
24 czerwca 1973 (niedziela)
1. liga 1972/73, 26. kolejka
Lech Poznań 0:0  Górnik Zabrze Poznań - stadion Warty
Sędzia: Jan Łazowski (Warszawa)
Widzów: 45 000
HerbLechPoznan.gif Herb.gif
Andrzej Turek
Lech Lesiewicz
Tadeusz Płotka
Aleksander Bilewicz
Jan Domino
Teodor Napierała
Stanisław Manicki
Wiesław Adamski
Jan Stępczak (6 Włodziemierz Wojciechowski)
Roman Jakóbczak
Zbigniew Milewski
SKŁADY Jan Gomola
Joachim Szlosarek
Jerzy Gorgoń
Henryk Manek
Zygmunt Bindek
Edward Wojtala
Alojzy Deja
Lucjan Kwaśny
Jan Banaś (70 Herbert Kaszel)
Zygfryd Szołtysik
Andrzej Szarmach
Trener: Janusz Pekowski Trener: Jan Kowalski

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Poznaniacy rozpoczęli grę z dużym impetem, stwarzając już na początku meczu wiele zamieszania na polu karnym zabrzan. O przewadze gospodarzy najlepiej świadczy fakt, że bramkarz Lecha w ciągu 35 minut nie miał ani jednej okazji do interwencji. Podczas, gdy jego vis a vis Gomola musiał uwijać jak w ukropie. Bez przerwy bowiem trwał szturm lechitów na bramkę zabrzan. Podana w trakcie zawodów przez spikera informacja o zwycięstwie Stali i zdobyciu przez mielczan tytułu mistrza Polski, wywołała dodatkowy aplauz poznaniaków, którzy gromkimi oklaskami nagrodzili ten wyczyn stalowców. Najciekawszą akcją pierwszej połowy przeprowadzoną przez zespół Górnika była centra Szołtysika, po której Kwaśny główkując z bliskiej odległości posłał piłkę nad poprzeczkę. W drugiej części gry, gospodarze znów przycisnęli Górnika i ze zdwojoną siłą atakowali dążąc do zdobycia upragnionej bramki. W tym okresie lechici grali jak w transie, strzelając dużo na bramkę Gomoli. W ogóle trzeba dodać, że druga połowa spotkania, wyrównana, stała na jeszcze lepszym poziomie, dostarczając widowni sporo emocji.

Prawdziwa katastrofa - ciężko inaczej scharakteryzować zakończenie sezonu 1972/73 z perspektywy zabrzańskiego Górnika. Po szesnastu sezonach, gdy Górnik w najgorszym razie plasował się na trzeciej pozycji w tabeli przyszło przełknąć gorycz klęski - czwarta lokata na koniec sezonu i niepowodzenie w Pucharze Polski... Kończyła się bez wątpienia w Zabrzu pewna epoka. Przyczyn niepowodzeń doszukiwano się w różnych problemach: plaga kontuzji, słaba postawa młodzieży, częste roszady na stanowisku szkoleniowym. Warto zwrócić uwagę na fatalną skuteczność - zabrzanie zdobyli jedynie 23 gole w całych rozgrywkach, co daje średnią poniżej jednej bramki na spotkanie! Runda rewanżowa to już istny dramat, zaledwie trzy zwycięstwa miały swoją wymowę... Najlepszym podsumowaniem rozgrywek jest konkluzja, że po raz pierwszy od 1963 roku zabrakło zabrzan w rozgrywkach europejskich pucharów...

Sport

Poznański ekspres zdążył na czas

Można tylko żałować, że tak wypełnionego po brzegi stadionu i tak żywo reagującej publiczności nie było przed tygodniem podczas finału Pucharu Polski. Taka też była atmosfera, co udzieliło się piłkarzom obu drużyn. Poznaniacy rozpoczęli grę z dużym impetem, stwarzając już na początku meczu wiele zamieszania na polu karnym zabrzan. O przewadze gospodarzy w tej części gry najlepiej świadczy fakt, że bramkarz Lecha w ciągu 35 minut nie miał ani jednej okazji do interwencji podczas gdy jego vis a vis Gomola musiał uwijać się jak w ukropie. Bez przerwy bowiem trwał szturm Lechitów na bramkę zabrzan. W 6 minucie po zderzeniu ze Ślosarkiem Stępczak doznał złamania kości promieniowej lewej ręki. Zastąpił go dość aktywny tego dnia Wojciechowski. Minutę później wyskakujący do piłki Gomola sfaulował kolanem Wojciechowskiego, na szczęście bez poważniejszych następstw. Odpowiedzią gospodarzy na faule było kilka z pasją przeprowadzonych akcji na bramkę zabrzan, toteż gwizdy protestu na widowni szybko przemieniły się w gorące brawa i duży doping.

Podana w tym czasie przez spikera zawodów informacja o zwycięstwie Stali i przez mielczan tytuły Mistrza Polski wywołała dodatkowy aplauz poznaniaków, którzy gromkimi brawami nagrodzili ten wyczyn stalowców. W 25 minucie godną zanotowania była akcja, po której Milewski wyskoczył między Ślosarka i Bindka i główką skierował piłkę tuż obok bramki. Najciekawszą akcją pierwszej połowy przeprowadzoną przez zespół Górnika była centra Szołtysika, po której Kwaśny główkując z bliskiej odległości, posłał piłkę nad poprzeczką.

Po przerwie, w 57 minucie napastnicy gospodarzy mieli świetną okazję do zdobycia bramki, ale zarówno Napierała jak i Milewski oraz Wojciechowski nie potrafili jej wykorzystać. Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze w 61 minucie. W 4 minuty później Turek, który do tej pory nie miał sposobności wykazania swego kunsztu, mógł wreszcie popisać się udaną interwencją. Po tym jednak gospodarze znów przycisnęli przeciwnika i ze zdwojoną siłą atakowali, dążąc do zdobycia upragnionej bramki. W tym okresie Lechici grali jak w transie, strzelając dużo na bramkę Gomoli. W ogóle trzeba dodać, że druga połowa spotkania wyrównana, stała na jeszcze lepszym poziomie, dostarczając sporo emocji.

Czesław Kurzewski, Sport z dnia 25 czerwca 1973 nr 110(3963)