24.11.1974 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
24 listopada 1974
1. liga 1974/75, 14. kolejka
Legia Warszawa 2:1 (1:1) Górnik Zabrze Warszawa
Sędzia: Marian Środecki (Wrocław)
Widzów: 20 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif
Gadocha 42

Gadocha 89
1:0
1:1
2:1

Szarmach 44
Yellow card.gif Z.Bindek, Gzil
Piotr Mowlik
Tadeusz Cypka
Waldemar Tumiński
Adam Topolski
Feliks Niedziółka
Bogdan Kwapisz
Lesław Ćmikiewicz
Kazimierz Deyna
Stefan Białas
Robert Gadocha
Jan Pieszko
SKŁADY Andrzej Fischer
Zygmunt Bindek
Jerzy Gorgoń
Henryk Wieczorek
Jan Wraży
Lucjan Kwaśny
Alojzy Deja
Józef Kurzeja
Ireneusz Lazurowicz
Andrzej Szarmach
Stanisław Gzil
Trener: Jaroslav Vejvoda Trener: Teodor Wieczorek

Relacja

Sport

Wielcy rywale przypomnieli dawne czasy

WARSZAWA. Nie zrażeni chłodem i niskimi pozycjami obu drużyn w tabeli, warszawscy sympatycy futbolu licznie stawili się na trybunach Stadionu Wojska Polskiego by obserwować pojedynek Legii z Górnikiem, dwóch wielkich, renomowanych rywali, którzy w bieżącym sezonie nie dostarczyli swoim kibicom za dużo powodów do radości. Na Łazienkowskiej widzieliśmy bardzo dobry, szybki, wyrównany mecz, obfitujący w wiele popisowych obustronnych akcji, skutecznych interwencji obrońców i bramkarzy. Spotkanie przyniosło wygraną i oba punkty legionistom, ale według zgodniej, powszechnej opinii, remis byłby wierniejszym odzwierciedleniem przebiegu gry, stworzonych sytuacji, umiejętności zaprezentowanych przez zawodników obu zespołów. Jeszcze raz okazało się, iż należy walczyć do ostatniej minuty. W końcowych fragmentach Legia rozstrzygnęła niedawno na swoją korzyść pojedynek z Wisłą, tak samo stało się tym razem.

Już pierwsze minuty zwiastowały wysoką jakość widowiska z tym, że początkowy okres upływał pod znakiem przewagi Górnika. Goście atakowali dynamicznie, w sposób urozmaicony, lecz wobec poprawnej postawy defensywy Legii nie potrafili przedostać się w bezpośrednie sąsiedztwo bramki Mowlika. Próbowali wtedy szczęścia w strzałach z dystansu, ale nie miały one odpowiedniej precyzji. Wystarczy powiedzieć iż w pierwszych dziesięciu minutach pięciokrotnie strzelali bez powodzenia, podczas gdy legioniści zrewanżowali się dwoma, także niecelnymi uderzeniami. Już w tym okresie mogliśmy obserwować zacięte pojedynki Szarmacha z „opiekującym” się nim Tumińskim oraz Gadochy z „kryjącym’ go Bindkiem. Warszawianie nie rezygnowali jednak z nawiązania wyrównanej walki i w 23 minucie mieli kapitalną okazję do zdobycia prowadzenia. Po kiksie Wrażego piłkę przejął Deyna, znakomicie strzelił z kilku metrów, lecz Fischer błysnął świetnym refleksem. Po kontrataku podobnym kunsztem mógł się wykazać Mowlik, parując piłkę po strzale Gzila na róg. Niebawem fantastycznie strzelił pod poprzeczkę Topolski, ale i tym razem Fischer nie skapitulował, a kilkanaście sekund później Kwapisz będąc na idealnej pozycji strzelił główką obok słupka.

Po tych „gorących” momentach i tak szybkie tempo jeszcze wzrosło. Dwukrotnie interweniował Mowlik a w 38 minucie po strzale Niedziółki piłkę z linii bramkowej wybił Deja. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa nie przyniesie zdobyczy bramkowych, Ćmikierwicz przeprowadził rajd prawą stroną, wykonał długie krzyżowe podanie, piłka minęła obrońców, spadając pod nogi nadbiegającego Gadochy, który z olimpijskim spokojem posłał ją w długi róg. Riposta górników była natychmiastowa. Szarmach, mimo asysty Tumińskiego potwierdził swoje nieprzeciętne walory snajperskie, wyrównując straty.

Po wznowieniu gry przez kilkanaście minut mieliśmy kopię pierwszej połowy, lecz dwie wyśmienite szanse zabrzan (57 i 62 min.) nie zostały wykorzystane. W 72 minucie niesłychanie aktywny Szarmach znowu „zgubił” opiekuna, ale jego planowany strzał pewnie chwycił Mowlik. Mimo upływu czasu tempo spotkania, zaciętość, nieustępliwość, bojowość zawodników nie spadały ani przez chwilę. Wprawdzie noty mówią prawie wszystko o zasługach poszczególnych piłkarzy w tym meczy, niemniej godzi się napisać, że każde dojście do piłki Gadochy, pierwszoplanowej postaci tego spektaklu, bądź Szarmacha niosły duże niebezpieczeństwo dla obu przeciwników. W 68 minucie Gadocha zatrzymany został przez Bindka rękami, za co arbiter ukarał zabrzanina żółtą kartką (podobny „wyrok” spotkał w 86 min. Gzila) a wkrótce wydawało się, iż na podobne przewinienie Bindka na polu karnym arbiter podyktuje jedenastkę. Pan Środecki (ciekawe, że po meczu obie strony zgłaszały zastrzeżenia do jego werdyktów) był jednak innego zdania. Tuż przed końcem podyktował rzut wolny przeciwko Górnikowi. Bardzo ostry kąt i stosunkowo duży dystans nie zapowiadał raczej gola. Robert Gadocha zademonstrował raz jeszcze swoje kwalifikacje. „podkręcona” piłka minęła mur, zaskoczony Fischer spóźnił się z interwencją i mieliśmy 2:1. Na skuteczną kontrakcję było już za późno.

Szkoda, że ona zespoły uzyskały dobrą formę dopiero na finiszu sezonu. Gdyby tak spisywały się od początku jak w niedzielnej potyczce, ich notowania w ligowej tabeli byłyby znacznie wyższe. Cóż, lepiej późno niż wcale.

GRZEGORZ STAŃSKI, Sport nr 235 (4329) z dnia 25 listopada 1974