25.03.1956 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 3:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
25 marca 1956, godzina 12:00
1. liga 1956, 2. kolejka
Legia Warszawa 3:1 (0:1) Górnik Zabrze Warszawa
Sędzia: Antoni Gorączniak (Poznań)
Widzów: 22 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif

Kempny 48
Kempny 55
Pol 78
0:1
1:1
2:1
3:1
Czech 24

Edward Szymkowiak
Horst Mahseli
Jerzy Woźniak
Henryk Grzybowski
Marceli Strzykalski
Lucjan Brychczy
Edmund Zientara
Czesław Ciupa
Henryk Kempny
Andrzej Cehelik
Ernest Pol
SKŁADY (1-3-2-5)
Józef Kaczmarczyk
Henryk Zimmermann
Antoni Franosz
Henryk Hajduk
Eryk Nowara
Marian Olejnik
Manfred Fojcik
Ginter Gawlik
Edward Jankowski
Henryk Czech
Ewald Wiśniowski
Trener: Ryszard Koncewicz Trener: Augustyn Dziwisz

Dodatkowe informacje

  • Według Przeglądu Sportowego widzów ok. 20 000.

Relacja

Sport

Zaczęło się uroczyście. Przewodniczący sekcji pn. GKKF Rajkowski wręczył dyplomy mistrzów sportu zawodnikom CWKS: Szymkowiakowi. Mashellemu, Wozniakowi, Strzykalskiemu, Kempnemu, Brychcemu, Ceheilkowi, Kowalowi. Czyżby uroczystość ta wpłynęła tak podniecająco na zespół warszawski, że... po gwizdku sędziego utracili całkowicie głowę? Ale nie uprzedzajmy faktów.

W walce wiatrem

Doskonale przygotowane boisko pozwalało na rozwinięcie pełnej gry. Tylko wiatr dawał się przykro we znaki zarówno zawodnikom, jak i widowni. Ale przydała się i taka próba. Wykazała bowiem, że ani dla górników, ani też dla CWKS wiatr nie jest sprzymierzeńcem i wolą go mieć przeciw sobie. Dlatego też obie połowy były niemal diametralnie różne. O ile w pierwszej inicjatywę, a nawet przewagę mieli goście, to w drugiej, gdy przyszło im grać z wiatrem, CWKS ujął batutę w swoje ręce i nie tylko nadrobił straty ale przeważył szalę na swoją korzyść.

Nie przyszło to łatwo. Wydawało się nawet, że w ogóle nie wyjdzie. Mając za sobą wiatr wojskowi... nie umieli sobie z nim radzić, nie byli w stanie zmontować jakiejś rozsądnej, dobrze zharmonizowanej akcji. Wszystkie rozrywał w zalążku ambitny i szybki przeciwnik. Mamy wrażenie, że ten nadmiar ambicji stał się zgubą górników. Po przerwie bowiem zabrakło wielu zawodnikom sił, a były one tym bardziej potrzebne, że CWKS zaczął przeprowadzać przyziemną, misterną grę, w czym pomagał mu widocznie wiatr z naprzeciwka, przytłaczając piłkę w dół i hamując jej zbyt szybki bieg.

W przekroju 90 minut

Możną mieć oczywiście pretensje do zespołu na miarę CWKS, że nie potrafił poradzić sobie w pierwszych 45 minutach, gdy warunki były odmienne, ale ostatecznie o wyniku decyduje pełnych 90 minut i miarodajny jest końcowy rezultat. Trzeba też obiektywnie przyznać, że był on zasłużony gdyż właśnie po przerwie okazało się wyraźnie, że gospodarze przewyższają swego przeciwnika wieloma kwalifikacjami. Do nich należy lepsze panowanie nad piłka, umiejętność zwodzenia ciałem, demolowanie obrony pomysłowymi zagraniami.

Nie znaczy to, byśmy nie mieli do CWKS żadnych zastrzeżeń. Są — nawet znaczne. Gdy górnicy dysponowali pełnią sił i szli za każdą piłką, wojskowi nie znajdowali środków, które by pozwoliły dyktować przeciwnikowi sposób gry. Ostatecznie Górnik Zabrze, mimo kilku rutynowanych graczy, jest nowicjuszem a CWKS — mistrzem.

Kempny motorem ataku

Ta zmienność wyglądu utrudnia nam znacznie ocenę poszczególnych zawodników. Jak bowiem wypowiedzieć się dodatnio o pomocy, która przed przerwą całkowicie zawodziła? Chwilami zapominało się, te Zientara i Strzykalski istnieją na boisku. Po przerwie jakby odżyli, z tym jednak, że Strzykalski swoją żywotność dokumentował też częstokroć zbyt wielką agresywnością, uchodzącą uwagi sędziego. W ataku naszpikowanym "asami" najwięcej zaufania wzbudzał Kempny. Ilekroć miał piłkę — na przedpolu Kaczmarczyka zapalały się ostrzegawcze światła. Nie tylko zdobył dwie bramki, ale dwukrotnie był w sytuacjach, które stwarzały dalsze poważne szanse dla Brychczego.

Widzieliśmy kilka próbek technicznych, ale nie starczyło jeszcze na stuprocentową grę. Podobnie miała się sprawa z Pohlem. Ciupa jest widocznie w trakcie aklimatyzacji i trzeba poczekać z opinią. Cehelik wyszedł na boisko opromieniony sławą zdobywcy bramek gdańskich. Trudno mieć do niego pretensję, że nie był lepszy, niż cała reszta. Obrona dawała sobie na ogół radę, gdy weźmie się pod uwagę, że w pierwszych 45 minutach niewiele miała pomocy z... pomocy. Bramka Czecha była najwyższej klasy i dla Szymkowiaka nie do obrony. Do piątki defensywnej można mieć najwyżej pretensje, że nikt nie opiekował się Czechem, który mógł swobodnie przejąć rzut wolny wykonany przez Gawlika.

Ambicje na piątkę, gorzej z taktyką

Górnicy rozpoczęli grę w dobrym stylu. Nie było dla nich straconej piłki, walczyli ambitnie i zapalczywie, jeden asekurował drugiego. W potrzebie widziało się głęboko w polu również napastników. Dzięki temu nie wychodziły przed przerwą na jaw braki, jakie istnieją w linii defensywnej zabrzan. Gdy CWKS zaczął grać na pełnych obrotach, okazało się, że obrońcy zahipnotyzowani są piłką i nie pamiętają o konieczności pilnowania przeciwników od niej chwilowo oddalonych. Pod tym względem grzeszyła nie tylko ostatnia linia ale i pomoc, która była bodajże najlepszą, a w każdym razie najrówniejszą częścią zespołu. Olejnik i Nowara walczyli o lepsze nie szczędząc ani nóg ani płuc. Gorzej było z taktyka, gdyż Nowarę widzieliśmy po przerwie parokrotnie po lewej stronie, gdzie znajdował się również Olejnik i szereg jego kolegów, podczas gdy przeciwna strona była idealnie odkryta.

W obronie najpewniej grał bodajże Franosz, aczkolwiek był współtwórcą bramki Pohla, któremu podrzucił piłkę. Nie wiadomo dlaczego defensywa Zabrza unikała w momencie nacisku przeciwnika dalekich wykopów, mimo że przy poparciu wiatru miałyby one nie tylko potrzebną długość, ale stworzyć mogły dogodne sytuacje wyjściowe. Indywidualnie obrońcy Górnika byli słabsi, niż napastnicy CWKS i dali się parokrotnie szpetnie "objechać".

W ataku głównym motorem był Jankowski, który przed przerwą, dysponując pełnią sił doskonale rozdawał pliki, dobrze się ustawiał i "rozrabiał" przeciwnika na całego. Jego długie, a jednak precyzyjne podania były dobrej marki. Jankowski chodził po całym polu i trudno było go upilnować. Dobrze sekundował mu Gawlik i częściowo Czech. Czech i Gawlik dali się poznać jako obiecujący strzelcy. Trójka ta nie oszczędzała się i w rezultacie w drugiej połowie była już widocznie wypompowana, na czym ucierpiała całość.

Wnioski dla pokonanych

Jakoś nie nabraliśmy przekonania do skrzydłowych. Wiśniowski nie dawał sobie rady z Mashellim i częstokroć zbyt długo marudził, a renomowany Fojcik nie rzucał się również w oko. W połowie drugiej części przerzucono go na łącznika z tym, że Czech, który zmienił go na skrzydle wydawał się nam bardziej przedsiębiorczy.

W całości Górnik zrobił niezłe wrażenie. Będzie musiał jednak należycie się otrzaskać i nabrać doświadczenia, które pozwoli na lepsze rozłożenie sił i bardziej właściwe taktyczne rozwiązania.

Do sędziów mamy pretensję o zbyt pochopne spalone i nie dostrzeganie zakamuflowanych fouli.

(T. M.), Sport nr 25 z dnia 26 marca 1956 r.

Przegląd Sportowy

Oby takich meczów więcej! CWKS W-wa - Górnik Zabrze 3:1 po obustronnej ładnej grze

Liczni zwolennicy CWKS mieli do przerwy srodze zawiedzione miny, a co zapalczywsi zdołali nawet posłać kilka uszczypliwych uwag pod adresem Kempnego, Ciupy, Brychczego, Strzykalskiego oraz trenera zespołu Koncewicza. Pod adresem pierwszych za to, że nie wykorzystali dziecinnie łatwych (zdaniem tych gorących kibiców) sytuacji strzałowych, a tego ostatniego za to, że to właśnie jego wina (również ich zdaniem) w tym, co się działo na boisku i w tym, że górnicy prowadzili 1:0). Po meczu zaś, ci sami kibice już nie narzekali, bowiem w drugiej połowie spotkania wszystko poszło po ich myśli, tzn. CWKS zszedł z boiska jako zwycięzca.

Prawie podobnie, lecz w odwrotnej kolejności reagowali na mecz zwolennicy Górnika Zabrze. Ci byli najpierw zadowoleni – a po meczu narzekali.

Bezstronny obserwator niedzielnego spotkania nie może w żadnym wypadku podzielić opinii ani jednych ani drugich. Po pierwsze dlatego, że poziom meczu musiał zadowolić obie strony i po drugie – wynik odpowiada przebiegowi gry, a za utracone bramki nie można mieć do nikogo pretensji.

Mecz CWKS – Górnik potwierdził dobrą formę obu partnerów, zasygnalizowaną ubiegłej niedzieli. Na suchym i dobrze przygotowanym boisku można było rozwinąć ładną grę, bardziej lub mniej skuteczną, ale zawsze przyjemną dla oka. Gdybyśmy mieli tak najbardziej banalnie określić jej poziom to jesteśmy skłonni nazwać go dobrym, a jak na początek sezonu nawet bardzo dobrym. Obyśmy tylko nie musieli oglądać gorszych spotkań.

Górnicy z Zabrza słusznie zyskali sympatię publiczności. Ich nieskomplikowana, zmierzającą najprostszymi środkami do celu gra, sportowa postawa w chwilach przyjemnych i nieprzyjemnych dla drużyny, dużo ambicji w walce o każdą piłkę, a przede wszystkim więcej niż przeciętne umiejętności – upoważniają nas zaliczyć ich do najlepszych w tym sezonie zespołów. Drużyna jest dobrze przygotowana do rozgrywek i prawie bez słabych punktów.

Najlepsze wrażenie zrobili obaj skrzydłowi Fojcik i Wiśniowski, Olejnik w pomocy oraz Franosz na środkowej obronie. Jankowski "trzymany krótko" przez obronę wojskowych nie mógł wykazać się swymi umiejętnościami w dryblingu i strzałach.

W drużynie CWKS najlepiej grał i tym razem Strzykalski. Nie chcemy przez to powiedzieć, że pozostali wypadli słabo, przeciwnie, należy pochwalić jeszcze Kempnego za umiejętne wykorzystanie kilku pozycji strzałowych i dobre kierowanie linią napadu, szybkiego Woźniaka i czujnego Grzybowskiego w obronie i coraz skuteczniejszego Siupy w ataku.

Jako całość zespół wojskowych robił wczoraj wrażenie co najmniej o dwie klasy lepsze, aniżeli dwa tygodnie temu w pucharowym spotkaniu z Włókniarzem Chełmek. Do dobrej formy dochodzi również Zientara.

Przedsmak dobrego meczu mieliśmy już w 1 min. gry, kiedy prawoskrzydłowy Górnika Fojcik strzelił z daleka w prawy górny róg bramki Szymkowiaka i nasz reprezentacyjny bramkarz z największym trudem wybił piłkę na korner. Górnik stosując długie podania na lotne i dobrze centrujące skrzydła stwarzał często gorące momenty pod bramką gospodarzy, a w 24 min. po rzucie wolnym nie pokryty Czech pięknym strzałem pod poprzeczkę zdobył z odległości ok. 15 m prowadzenie dla swej jedenastki. W przeciwieństwie do Górnika, CWKS gra za dużo wszerz, a więc może i ładniej dla oka, ale na pewno mniej skutecznie. Kilka okazji podbramkowych zostało nie wykorzystanych ponieważ raz Kempny, to znów Brychczy, a nawet Strzykalski za długo zwlekali z oddaniem strzału.

Zaraz po przerwie padło wyrównanie. Ładna akcja Ciupa – Pohl – Brychczy - Kempny kończy się strzałem tego ostatniego i stan meczu 1:1. W 10 min. rozgrywający się z każdą minutą Zientara wychodzie lewym skrzydłem, miękko centruje, a Kempny ubiega o ułamek sekundy interweniującego Kaczmarczyka i głową kieruje piłkę do siatki. Trzecia bramka CWKS i ostatnia tego meczu była dziełem Pohla, który atakując po przerwie na prawym skrzydle, wykończył błyskawiczną akcję swej trójki środkowej.

W sumie mecz pozostawił przyjemne wrażenie. Obie drużyny grały fair, tak że dobrze prowadzący spotkanie sędzia Gorączniak z Poznania – nie miał zbyt trudnego zadania.

(a), Przegląd Sportowy nr 37, 26 marca 1956 r.

Linki zewnętrzne