25.03.1970 - Górnik Zabrze - GKS Katowice 4:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
25 marca 1970 (środa), godzina 17:00
1. liga 1969/70, 15. kolejka
Górnik Zabrze 4:1 (2:1) GKS Katowice Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Jan Łazowski (Warszawa)
Widzów: 17 000
Herb.gif HerbGKSKatowice.gif
Banaś 3

Lubański 22
Szołtysik 60
Lubański 78
1:0
1:1
2:1
3:1
4:1

Migdał 11

Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Jerzy Gorgoń
Henryk Latocha
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Jan Banaś
Włodzimierz Lubański
Władysław Szaryński (62 Alojzy Deja)
SKŁADY
Czaja
Zuzok
Jan Wraży
Geszlecht
Anczok
Olsza
Pluta
Szmidt
Migdał
Strzelczyk (46 Nowak)
Rother
Trener: Michał Matyas Trener: Marceli Strzykalski

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów 15 000.

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Z racji udziału Górnika w rozgrywkach Pucharu Zdobywców Pucharów, na trybunach przy Roosevelta zasiadł prawdziwy VIP - trener Romy (najbliższego przeciwnika Górnika w PZP) Helenio Herrera, który jeszcze przed spotkaniem oceniał Górnika bardzo nisko. Wysoka wygrana i momentami znacząca przewaga boiskowa z pewnością ostudziły więc włoskie zapały na wygraną.

Właśnie dlatego, że górników czekał ciężki mecz w PZP, początek ligowego spotkania przebiegał spokojnie. Piłkarze oszczędzali nogi i siły, jak tylko mogli. Chwilowo bierna postawa, pozwoliła więc katowiczanom na podjęcie walki w ofensywie. A to z kolei wymusiło na gospodarzach lepszą, szybszą grę. Mimo dwóch zyskanych bramek, pierwszą partię można uznać za dość leniwą. Dopiero druga ukazała powszechnie znane, waleczne oblicze Górnika. Do dwóch goli z pierwszej połowy "dorzucili" kolejne dwa, nie tracąc przy tym żadnego. Choć okazje ku temu były. Tylko dzięki znakomicie ustawionemu na linii bramkowej Ośliźle, piłka nie wtoczyła się do siatki Kostki (77. minuta). A już minutę później w kontrze, podwyższającą na 4:1 bramkę strzelił Lubański. Wysoka zaliczka, jaką zyskali podopieczni trenera Michała Matyasa przed arcyważnym meczem z Romą, mogła pozwolić na zaszczepienie w sercach kibiców nadziei na zwycięstwo w europejskich rozgrywkach.

Sport

Zabrzanie gotowi do meczu z Romą

Zabrze. Kiedy obydwie drużyny wkroczyły na murawę i spiker wymienił nazwiska zawodników, ponad 5.000 widzów, spojrzało na trybunę. – Przyjechał Helenio Herrera, czy nie przyjechał? Piłkarze Górnika wiedzieli, że słynny „czarodziej piłki”, znajduje się na trybunie i dlatego zaczęli grać trochę staromodnym systemem. Oślizło często zapędzał się do przodu, Szołtysik robił wszystko, by zmylić pana H.H. Ulgowa taryfa, z wielkim powodzeniem zastosowana w niedzielnym pucharowym pojedynku z Pogonią, tym razem nie gwarantowała jednak powodzenia. Katowiczanie, dobrze przygotowani kondycyjnie i biegowo, zmusili górników do gry na pełnych obrotach. Zemściło to się w końcu na nich.

Zabrzanie w pewnych okresach zapominali wszakże, że Herrera śledzi ich każdy krok i grali tak jak obecnie potrafią. Kiedy włączali „przerzutkę”, obrona gości nie była w stanie sprostować zadaniu. Opiekun Lubańskiego – Zuzok, zostawiał sporo swobody wyborowemu snajperowi, Strzelczyk, a po przerwie Nowak, tylko częściowo wyłączali Szołtysika. Efekt – cztery bramki, pewne, zasłużone, w efektownym stylu odniesione zwycięstwo.

Jego rozmiary mogły być jeszcze wyższe, gdyby Banaś i Lubański wykorzystali znakomite szanse, a arbiter dostrzegł ewidentną rękę obrońcy Katowic na polu karnym. Nie chodziło jednak o pogrom gości. Wszyscy oglądali pojedynek pod kątem Romy. Sprawdzian, ostatni, poważny – wypadł dla zabrzan na czwórkę z plusem. Tak też ocenił grę najbliższego rywala Helenio Herrera. Wprawdzie Olka dość często mylił z Lubańskim, po przerwie zachwycał się grą Szaryńskiego (został w 62 min. zamieniony przez Deję), w końcówce dystyngowany pan nie wytrzymał jednak nerwowo. Kiedy w 78 min. Lubański z bliskiej odległości zdobył czwartą bramkę, Herrera szybko schował notes, zdążył tylko krzyknąć „arrivederci” i błyskawicznie zniknął ze stadionu. Indagowany przez dziennikarzy w przerwie, powiedział krótko: „Przeliczyłem się. Uważałem, że los był dla Romy łaskawy, a tymczasem przekonałem się, że Górnik jest dobrym zespołem”.

Mecz toczył się w dość szybkim tempie, w czym duża zasługa katowiczan. Nie skapitulowali oni bez walki. Znacznie wyższym kwalifikacjom zabrzan przeciwstawili kolosalną ambicję, szybkość, otwartą grę. Nowy nabytek Katowic, Migdał, w 11 min. wyrównał na 1:1 i wydawało się, że goście mogą sprawić jakiegoś psikusa. Starali się później jak mogli, by nie dopuścić do katastrofy, ale wyższość rywala nie podlegała dyskusji. Im bliżej końca, tym większą przewagę uzyskiwali zabrzanie, demonstrując grę, która wszystkim musiała przypaść do gustu.

- Górnik znajduje się u szczytu formy – mówił po meczu Marceli Strzykalski. Moi podopieczni rozegrali o klasę lepszy mecz, niż z Zagłębiem, a jednak nie uniknęli wysokiej porażki. Dobra kondycja, ambicja i szybkość nie zastąpiła tego, co my trenerze, nazywamy obyciem z piłką. Pod tym względem Górnik góruje nad nami o dwie klasy.

St.Penar, Sport nr 36 (3277), 27 marca 1970