25.05.1967 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
25 maja 1967
1. liga 1966/67, 22. kolejka
Górnik Zabrze 1:0 (0:0) ŁKS Łódź Zabrze
Sędzia: Łozowski (Warszawa)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbLKSLodz.gif
Lubański 70 g 1:0
Hubert Kostka
Rainer Kuchta (? Norbert Gwosdek)
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Henryk Latocha
Tadeusz Wanat
Alfred Olek
Jerzy Musiałek
Włodzimierz Lubański
Zygfryd Szołtysik
Erwin Wilczek
SKŁADY Wilczyński
Kowalski
Szatkowski
Gutowski
Szafer
Suski
Sarna
Nowak
Studniorz
Sadek
Kowarski

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Po meczu mówiono: Górnik miał szczęście. To fakt, że zdobył bramkę, której utraty Wilczyński mógł zapobiec. Ale z drugiej strony przy całej solidarności w grze łodzian, przy ich wyrównanych szykach, można powiedzieć - dobrym monolicie, Górnik w kilku momentach potrafił przyspieszyć grę, rozegrać akcje z pierwszej piłki, posługując się podaniami na dostartowanie, które w szeregach ŁKS-u narobiły wiele rozgardiaszu. Goście natomiast zbyt przejrzyście "wyprowadzali ciosy". Błędów zabrzańska defensywa się nie ustrzegła, ale każde każde potknięcie Olszówki, względnie Oślizły naprawiał długonogi Olek lub też często goszczący w sąsiedztwie swojej bramki - Szołtysik.

Sport

Bilardowa bramka Lubańskiego ŁKS zmusił lidera do pełnego wysiłku

ZABRZE. Od kiedy zawarli „znajomość” w lidze (1956 roku) piłkarze Górnika i ŁKS nigdy nie spotkali się w tzw. obojętnych pojedynkach. Ich spotkania zawsze posiadały olbrzymi ciężar gatunkowy. Wczorajszy mecz tych drużyn zawierał jeszcze jeden atut: był przeglądem „wojsk”, które walnie przyczyniły się do naszego sukcesu w meczu z Belgią. W zespole łodzian wystąpiło trzech „Belgów”: Kowalski, Suski i Sadek, w Górniku dwóch Szołtysik i Lubański oraz niedoszli reprezentanci: Oślizło i Musiałek. Nie należy się więc dziwić, że przede wszystkim poczynania tych piłkarzy publiczność śledziła ze szczególną uwagą. Trzeba od razu dodać iż cała piątka należała do najlepszych w swoich zespołach, ale żadnemu nie udało się wznieść na wyżyny.

Łodzianie zademonstrowali te wszystkie walory, którymi zjednali sobie chorzowską widownię w przegranym 2:5 meczu z Ruchem. A więc solidna gra defensywna, do której po dłuższej przerwie wrócił Szatkowski. A więc umiejętności przejścia z obrony do ataku, nieźle opanowaną grą w środkowej strefie. Niezbyt skoordynowane było tylko rozwijanie akcji ofensywnych. We wczorajszym spotkaniu goście byli groźni wówczas, kiedy okazji do zaskoczenia Kostki szukali w indywidualnych rajdach skrzydłowi. W pierwszych minutach bliski prowadzenia był Kowarski, później agresywny Nowak nagle znalazł się sam przed bramkarzem zabrzan. Zabrakło mu jednak opanowania i piłka wylądowała w rękach Kostki. Jeszcze raz w pierwszej części Nowak miał szanse wpisania się na listę strzelców, ale po jego strzale piłka poszybowała nad poprzeczką. W rejestrze groźnych sytuacji z trzech kwadransów gry ŁKS prowadził z Górnikiem 3:1 (24 min. Lubański). Na tablicy jednak widniało wciąż 0:0.

Górnicy jakoś nie mogli się rozkręcić. Szołtysik pracował wprawdzie na całej szerokości boiska, często wycofując się z pierwszej linii, do której został desygnowany, ale tym razem jego podania były zbyt wolne, sygnalizowane i łódzcy obrońcy ubiegali adresatów. Wszystko wskazywało na to, że po przerwie dr Kalocsai wzmocni górniczą pomoc Ernestem Polem. Tuż jednak przed przerwą boisko musiał opuścić kontuzjowany Kuchta i w tej sytuacji w drugiej części zagrał na obronie Gwozdek. I ta zmiana okazała się w końcu korzystna. Gwozdek wraz ze swoim kolegą z lewej obrony – Latochą często zapędzali się do przodu. Obydwaj popisali się też groźnymi strzałami, przy czym przy strzale Gwozdka w 68 minucie Wilczyński z najwyższym trudem sparował piłkę na róg.

W dwie minuty później padła jedyna bramka meczu: Wilczek zrezygnował z dalszego wózkowania, dokładnie dośrodkował, a Lubański głową posłał piłkę kierunku bramki. Wilczyński, licząc że minie ona cel, tkwił nieruchomo w bramce, a piłka odbiła się od słupka i zatrzepotała w siatce.

W siedem minut później Lubański znalazł się w jeszcze dogodniejszej pozycji: miał przed sobą tylko Wilczyńskiego. Pewny sukcesu – minimalnie chybił. Później górnicy strzegli „interowego” zwycięstwa a lepsi kondycyjnie łodzianie, ostudzeni utratą bramki, nie wiedzieli w jaki sposób doprowadzić do wyrównania. Boczni obrońcy zabrzan okiełznali bowiem żywiołowych skrzydłowych ŁKS-u, niezbyt w pierwszej części pewny Oślizło kontrolował środek pola, a reszty dopełniał Kostka…

Mówiono po meczu: Górnik miał szczęście. To fakt, że zdobył bramkę, której utracie Wilczyński mógł zapobiec. Ale z drugiej strony przy całej solidarności w grze Łodzia, przy ich wyrównanych szykach, można powiedzieć – dobrym monolicie. Górnik w kilku momentach potrafił przyspieszyć grę, rozegrać akcję z pierwszej piłki , posługując się podaniami na dostartowanie, które w szeregach ŁKS narobiły wiele rozgardiaszu. Goście natomiast zbyt przejrzyście „wyprowadzali ciosy”, liczyli przede wszystkim na solówki Sadka, Kowarskiego, Nowaka i chyba również na błędy … obrony zabrzan. Błędów defensywa się nie ustrzegła, Alek każde potknięcie Olszówki, względnie Oślizły naprawiał długonogi Olek lub też często goszczący w sąsiedztwie swojej bramki – Szołtysik.

Po meczu powiedzieli:
Marian OLEJNIK: „Obawialiśmy się tego spotkania i dlatego trudno krytycznie spoglądać na „jakość”. Oślizło i Musiałek wystąpili po pewnej przerwie w grze, Szołtysik i Lubański po meczu z Belgią. Najważniejszy jest wynik”.

Mjr Longin JANECZEK: „Gdyby nie przypadkowa bramka wywieźlibyśmy z Zabrza remis”.

ST. PENAR, Sport nr 62 26 maja 1967r.