25.08.1968 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
25 sierpnia 1968, godzina 17:00
1. liga 1968/69, 3. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (1:0) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Kazimierz Maśka (Wrocław)
Widzów: 15 000
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif
Lubański 14 g
Lubański 66
1:0
2:0
Jan Gomola
Rainer Kuchta
Stefan Florenski
Stanisław Oślizło
Henryk Latocha
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Alojzy Deja
Zygfryd Szołtysik
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
SKŁADY Grotyński
Stachurski
Mahseli
Zygmunt
Niedziółka
Trzaskowski
Apostel
Brychczy
Blaut
Deyna
Gadocha
Trener: Géza Kalocsay Trener: Jaroslav Vejvoda

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Decydujący wpływ na przebieg tego spotkania miał stan murawy. Ze względu na rzęsiście padający deszcz byłą ona grząska, a miejscami występowały "jeziorka". Docenić trzeba jednak kunszt obu drużyn: pomimo panujących trudnych warunków były one w stanie pokusić się o składne akcje. W szczególności na uznanie zasługuje Górnik. Wynik meczu był zagadką tylko przez pierwsze 15-20 minut pierwszej połowy. Gospodarze kolejny już zaraz pokazali, że są mistrzami drugiej połowy meczu. Legia trzymała się względnie dobrze przez pierwsze 45 minut. Głównymi winowajcami sytuacji, w której w Legii coś się popsuło byli... zabrzanie. Potrafili oni narzucić legionistom swój styl gry. Pierwsza bramka padła po rzucie wolnym wykonywanym przez Szołtysika, kiedy to obrońcy Legii nie upilnowali Lubańskiego, który głową skierował piłkę do siatki. Druga bramka padła po błędzie Brychczego i podaniu Wilczka. Zdaniem obserwatorów Legia stawiła Górnikowi mniejszy opór niż Ruch w poprzednim spotkaniu.

Sport

Gładkie 2:0 zabrzan. Legia stawiała opór tylko do przerwy.

ZABRZE. – Przy ocenie tego spotkania nie sposób nie uwzględnić trudnych warunków w jakich zostało ono rozegrane. Padający od kilkunastu godzin deszcz sprawił, że nawierzchnia boiska stała się grząska, a miejscami znajdowały się „jeziorka”, które w znacznym stopniu utrudniały prowadzenie normalnej gry. Jeśli mimo tego obserwowaliśmy okresami składne akcje i byliśmy świadkami interesujących momentów, należy się za to z pewnością uznanie zawodnikom obydwu zespołów, a drużynie Górnika w szczególności.

Tylko przez 15-20 minut w pierwszej połowie można było mieć wątpliwości, kto zostanie zwycięzcą tego meczu. Ale górnicy stają się powoli specjalistami od drugiej połowy spotkania. Podobnie jak w meczu z Ruchem i tym razem po przerwie przyspieszyli oni grę, zaczęli przeprowadzać akcje bardziej energicznie i celowo, zademonstrowali rzadką u nas dojrzałość taktyczną i ogromne wyrównanie zespołu. W tym też okresie zasłużyli chyba na cztery gwiazdki. Ogólną ich wartość obniża dość niewyraźny okres w pierwszej fazie pojedynku, kiedy to prezentowali się raczej anemicznie i podczas której goście mieli sporo sposobności do zdobycia bramek.

Legia trzymała się względnie dobrze przez 45 minut. Później coś się popsuło w maszynerii jedenastki warszawskiej. Oczywiście można próbować tłumaczyć to brakiem Gmocha, a zwłaszcza Żmijewskiego. Ale będzie to tylko część prawdy. Wydaje się, że najwięcej „zawinili” tu… górnicy. Potrafili narzucić legionistom swój bardziej nowoczesny styl gry. Ponadto nie wytrzymała trudów walki środkowa linia gości. Wskutek czego mecz przybrał jednostronny charakter. W ataku wojskowych, po kontuzji Gadocny, osamotniony Deyna nie mógł zdziałać wiele. Obrona wojskowych walczyła dzielnie, ale nie miała ostatecznego wsparcia z linii pomocy. W tych warunkach zwycięstwo gospodarzy mogło być nawet wyższe. Że tak się nie stało, to częściowa wina ciężkiego terenu, a częściowo celowników, napastników oraz…. dobrze usposobionego Grotyńskiego.

Inna sprawa, że w okresie wyraźnej przewagi gospodarzy niewiele brakowało, aby rezultat był bardziej korzystny dla gości. Na 4 minuty przed końcem Brychczy nie wykorzystał niezwykle dogodnej sytuacji. Po strzale jednego ze swych kolegów nie trafił do opuszczonej przez Gomolę bramki. Taki obrót sprawy byłby jednak nie sprawiedliwy. Górnik zasłużył w przekroju całości spotkania na zwycięstwo różnicą 2-3 bramek.

Mecz zaczął się niemrawo. Raz po raz notowaliśmy kiksy, niecelne podania. Akcje rwały się co chwila. Trzeba było czasu, zanim zawodnicy oswoili się z trudnymi warunkami. Mnożyły się faule…

Niespodziewanie szybko padła jednak pierwsza bramka. W 13 min. Szołtysik wykonywał rzut wolny. Defensywa wojskowych nie potrafiła w tym momencie upilnować Lubańskiego. Krótki start, strzał głową i bramka. Gra stała się żywsza. Za chwilę ładny, płaski strzał Wilczka obronił Grotyński. Okres ataków Zabrzan. Znów wolny Szołtysika i Musiałek w powietrznej paradzie kieruje piłkę w aut. W 25 min. obserwowaliśmy wzorową wprost akcję Szołtysik – Lubański, wykonaną w pełnym biegu, ze zmianami pozycji. Nie została ona jednak uwieńczona pełnym sukcesem. Krótki strzał Musiałka zdążył zatrzymać Grotyński.

Ale teraz do głosu dochodzi Legia. Jej akcje są dobrze wyprowadzane ze środkowej linii. Raz po raz pod bramką Gomoli powstają groźne sytuacje. Po rozbitym przez Gadochę, szybko startujący Trzaskowski dochodzi do strzału z bliskiej odległości ale strzela tuż koło słupka. Za chwilę Blaut umiejętnie wypuszcza w bój Deynę. Tym razem kałuża wody zażegnała niebezpieczeństwo. Na prawym skrzydle ucieka Gadoch, podaje do tyłu, znów woda zatrzymuje piłkę. Strzelają kolejno Deyna (ładny wolny) – broni Gomola, potem Blaut przenosi nad poprzeczką. Ale dwie ostatnie minuty znów należą do górników. Wilczek wysyła w bój Lubańskiego, ten z kolei przerzuca na drugą flankę, gdzie Musiałek strzela w pełnym biegu. I tym razem interwencja Grotyńskiego była bezbłędna.

Po przerwie tempo gry staje się od razu szybsze, a przewaga Górnika coraz wyraźniejsza. Bardzo aktywny jest Musiałek, jego strzały stają się jednak łupem Grotyńskiego. W 56 minucie Wilczek po „prezencie” Apostela marnuje dogodną sposobność strzelając w aut.

W 60 min. Lubański ucieka Mahselemu i podaje do środka. Nie ma tam nikogo. Partnerzy nie zdążyli za szybkim biegiem Włodka. Bramka wisi jednak w powietrzu. Wreszcie pada w dość nie oczekiwanej sytuacji. Brychczy źle przyjmuje piłkę, traci ją na rzecz Wilczka, ten natychmiast przekazuje Lubańskiemu. Ostry strzał i 2:0.

Od tej chwili gra toczy się niemal wyłącznie na połowie Legii. Wzmocniona obrona gości z wymiataczem Mahselim nie dopuszcza jednak do utraty dalszych bramek, mimo stałego naporu zabrzan. Wiele ożywienia wnoszą efektowne, choć bez owocne rajdy Olka po prawej flance. W 83 min. tylko brawurowy wybieg Grotyńskiego chroni Legie przed utratą trzeciego gola, po ładnym slalomie Dei.

Górnicy wyraźnie zwalniają tempo i w zapadających szybko ciemnościach dobiega końca mecz, w którym zwycięzca Hexagonalu udowodnił, że jest aktualnie najlepszym naszym zespołem. Jest nim w pełni tego słowa znaczeniu. Rozumie arkana nowoczesnego futbolu. Nie posiada słabych punktów. Punktacja zawodników jest tego odzwierciedleniem.

Legia grała nierówno i nie dysponuje wyrównanym doborem piłkarzy. Widać w jej szeregach wiele słabszych punktów, raził zwłaszcza nieporadnością Apostel. Natomiast silnym punktem gości był bez wątpienia Grotyński. W sumie jednak wydaje się, że Ruch stawił Górnikowi znacznie silniejszy opór, niż Legia, co zresztą chyba nie przesądza sprawy na dłuższą metę. Po meczu powiedzieli: RYSZARD KONCEWICZ: - Górnik był lepszy, posiadał więcej wartościowych zawodników. Poziom meczu średni. Dziwi mnie szybki powrót do zdrowia Latochy i Lubańskiego, którzy do soboty mieli zwolnienia lekarskie.

JAROSŁAW VEJVODA: - Górnik był lepszy o dwie bramki. Trudno grać bez ataku.

DR GEZA KALOCSAI: - Co stało się w drugiej połowie z Legią? Przecież mogło być nawet 5 bramek. Jestem zadowolony z wszystkich moich piłkarzy. W ciężkich warunkach zademonstrowali zupełnie dobry poziom gry.

MIECZYSŁAW SZYMKOWIAK, Sport nr 102 z 26 sierpnia 1968.