26.04.1959 - Górnik Zabrze - Polonia Bytom 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
26 kwietnia 1959
1. liga 1959, 6. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (2:0) Polonia Bytom Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Hołyst (Warszawa)
Widzów: 35 000
Herb.gif HerbPoloniaBytom.gif
Lentner 5
Pol 40
1:0
2:0
(1-3-2-5)
Józef Kaczmarczyk (88. Joachim Szołtysek)
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Jan Kowalski (41. Marian Olejnik)
Ernest Pol
Edward Jankowski
Manfred Fojcik
Edmund Kowal
Roman Lentner (Jan Kowalski)
SKŁADY (1-3-2-5)
Edward Szymkowiak
Józef Dymarczyk
Aleksander Olejniczak
Bogusław Widawski
Edward Kohut (46. Ryszard Grzegorczyk)
Józef Wieczorek
Wacław Sąsiadek
Stanisław Krasucki
Henryk Kempny
Jan Liberda
Bernard Skwara
Trener: Janos Steiner Trener: Adam Niemiec

Relacja

Sport

Na stadionie Zabrza zgodnie z tradycją

Zabrze. Górnik stanął do tego pojedynku w szarfach lidera. Polonia – jako druga drużyna tabeli.

Obie drużyny miały na swoim koncie jednakową ilość punktów. Dzielił ich tylko stosunek bramek. Bezpośrednie starcie miało więc wyjaśnić sprawę pierwszeństwa.

Należało dotąd do tradycji, że jedenastka Bytomia demonstrowała w pojedynku z lokalnym rywalem z Zabrza najwyższą formę. Zarówno w meczach przegranych z ,,zabrskimi bombardierami”, jak i remisowych, byliśmy zawsze świadkami pięknego widowiska piłkarskiego, trzymającego publicznoć w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili. Toteż można było się spodziewać, że również wczoraj będziemy świadkami emocjonującego pojedynku. Tymczasem nader szybko się okazało, ze poloniści nie są równorzędnymi partnerami.

Z papierowych obliczeń wynikało, że defensywa Polonii wraz z reprezentacyjnym bramkarzem jest na tyle szczelna, że może tylko przepuścić minimalną ilość szybkich akcji zabrzan. Oczekiwano też, że atak Polonii, występujący co prawda w rezerwowym składzie, zagra lepiej, gdy nie będzie miał przed sobą zbyt silnego muru obronnego.

To nie był bojowy kwintet!

Wszystkie te rachuby nie sprawdziły się. Okazało się, że piątka napastników Polonii może się zdobywać jedynei na sporadyczne zrywy,. Mieliśmy zaledwie kilka próbek składnych zagrań ataku, dyrygowanego przez Kempnego, który jest daleki od reprezentacyjnej formy. Na dobrą sprawę w ciągu 90 minut nadarzyły się bytomianom zaledwie trzy okazje, z czego dwu nie wykorzystał Sąsiadek, a przy ostatniej Skwara posłał piłkę celnym strzałem... w poprzeczkę. Właściwie jedynym, równo grającym zawodnikiem ataku Polonii był Sąsiadek, który zasłużył sobie na pochwałę za ogromną pracowitość. Liberda, który w ostatnich spotkaniach imponował widowni błyskotliwymi zwodami i zaskakującym sposobem dryblowania – wczoraj tylko rzadko umiał rozwijać skrzydła do lotu. Zresztą, Gawlik dość głęboko cofnięty, panował nad strefą łącznika gości i tym samym z tej strony nie groziło zbyt wielkie niebezpieczeństwo bramce Kaczmarczyka. Skwara zwrócił na siebie uwagę kilkoma sprytnymi przejściami, a raz nawet zdołał wymanewrować w kapitalnym stylu rutynowanego Floreńskiego. Lecz młodziutkiemu skrzydłowemu, o dość miernych warunkach fizycznych, starczyło jedynie sił na czterdzieści kilka minut. Po przerwie był bardzo mało widoczny. Krasucki na przeciwległej flance dawał się wciągać w pułapki ofsajdowe i w ogóle był mało pożyteczny.

Depresja formy Kobuta trwa

Para Kobut – Wieczorek, która doskonale łączy pracę defensywną z ofensywną, tym razem nie wypadła najlepiej. Do Wieczorka nie mona mieć większych pretensji, gdyż przez całę spotkanie starał się z całych sił, by wypaść jak najlepiej. Natomiast Kobut, który otrzymał już od nas niską notę w meczu z Lechią, ponownie dowiódł, że przeżywa kryzys, będący wynikiem nie dawno odniesionej kontuzji. Toteż trener Niemiec postąpił słusznie, zmieniając go w drugiej części meczu na Grzegorczyka. Oczywiście ta wymiana nie miała większego wpływu na bieg wypadków.

Szymkowiak nazbyt ,,statyczny”

Dymarczyk miał w pierwszej połowie ciężkie życie z Lentnerem. Ruchliwy lewoskrzydłowy Zabrza zmieniający podobnie jak jego koledzy częstokroć pozycje, był parokrotnie nieuchwytny dla obrońcy Polonii. Zresztą, kiedy na jego miejsce wszedł Kowalski, niewiele się zmieniło, gdyż i ten umiał zmylić czujność Dymarczyka. Najlepiej jeszcze w bloku defensywnym wypadł Olejniczak, choć przy drugiej bramce, zdobytej przez Pohla, nie był bez winy. Wypada jednak przypomnieć, że stoper Polonii miał pod bezpośrednią opieką Fojcika, który znów zadziwił wszystkich niesamowitą energią i nieustanną skłonnością do zmiany ,,stanowiska”. Widawski, obok całkiem niezłych momentów, miał wiele niezdecydowanych interwencji. Zdarzało się, że w nietrudnych chwilach tracił przegląd sytuacji i wówczas miast piłkę wysłać w pole, niepotrzebnie ją przetrzymywał w najbliższym sąsiedztwie Szymkowiaka. Obie bramki, strzelone przez zabrzan, były nie do obrony. Poza tym Szymkowiak popisał się kilkakrotnie efektownymi paradami, lecz nadal widać, że niechętnie opuszcza linię bramkową. A nieraz bywało tak, że zdecydowany wybieg byłby jak najbardziej na miejscu.

Bez słabych punktów

Górnicy sprawili swoją postawą przyjemną niespodziankę. Szybkość, nienaganna technika i skuteczność stanowiły ich największe atuty. W drużynie nie było słabych punktów. Kaczmarczyk, który od kilku sezonów robi systematyczne postępy, osiągnął w tym roku poziom zbliżony do klasy czołówki naszych goalkeeperów. Wczoraj nie był co prawda przeciążony pracą. Kilka groźniejszych spięć wyjaśnił jednak w nienagannym stylu.

Floreński był jak zwykle ostoją bloku obronnego zabrzan. Spokojny, opanowany, interweniował zawsze w najbardziej odpowiednim momencie. Udało mu się prawie zupełnie zaszachować środkową trójkę ataku Polonii. Boczni obrońcy Franosz i Czech spisywali się początkowo mniej pewnie. W miarę upływu czasu wkraczali jednak coraz bardzie zdecydowanie a akcje przeciwnika.

Nowy partner Gawlika

Pomoc Górnika wystąpiła wczoraj w nowym zestawieniu. Miejsce Olejnika zajął młody 19-letni Kowalski. Okazało się, że trener Steiner trafnie ocenił jego możliwości. Kowalski absolutnei nie ustępował reprezentantowi Polski Gawlikowi. Był dobry zarówno w grze defensywnej jak i w zasilaniu napadu celnymi podaniami. Swoją postawą młody ten piłkarz całkowicie zjednał sobie sympatię widowni. Pod koniec pierwszej połowy, kiedy Lentner doznał kontuzji nogi, na boisko wszedł Olejnik, a Kowalski objął pozycję lewoskrzydłowego. I znów spisywał się bez zarzutu, demonstrując dobry ciąg na bramkę i świetne strzały. Jeden z nich obronił z największym trudem Szymkowiak, a dwa następne wylądowały na poprzeczce.

Obok Kowalskiego najbardziej utkwiła wszystkim w pamięci gra Kowala i Focjcika. Pierwszy był konstruktorem prawie wszystkich akcji zaczepnych. Każde jego podanie nosiło w sobie zalążek bramki. Poza tym Kowalowi udało się wczoraj częściowo wyzbyć przetrzymywania piłki i zbędnych dryblingów, co wyraźnie wpłynęło na jego ogólną ocenę.

Fojcik był zawsze tam, gdzie wymagał tego konieczność. Imponował, jak zwykle, niezwykłą ruchliwością i niewyczerpaną energią.

Wyraźna poprawa nastąpiła także u Jankowskiego, natomiast obaj skrzydłowi byli dość leniwi. Zrehabilitowali się jednak groźnymi, celnym strzałami. Wystarczy powiedzieć, że oni najczęściej zatrudniali Szymkowiaka i zdobyli decydujące o zwycięstwie bramki.

Dwie centry i...

Pierwsza padła w 3 minucie gry. Fojcik uciekł prawą stroną boiska w pobliżu chorągiewki ograł sprytnie Widawskiego i spokojnie dośrodkował. Piłka dostała się pod nogi nie obstawionego Lentnera. Górnik prowadził 1:0. W podobny sposób zdobyli górnicy także drugą bramkę. Fojcik popisał się znów udanym raidem po prawej stronie, wyłożył piłkę na nogę nadbiegającego Pohla i Szymkowiak byłzupełnie bezradny.

Karol Weisberg i ST. Wojtek, Sport nr 49 Katowice, poniedziałek 27 kwietnia 1959 r.

Przegląd Sportowy

Górnik Zabrze w wielkiej formie wygrał derby Śląska

Wielkie derby Śląska zgromadziły na stadionie w Zabrzu komplet widzów - 33 800. Skarbnik klubu doniósł nam już w piątek, że tyle właśnie wypuścił biletów, które rozeszły się w przedsprzedaży. W dniu meczu kartę wstępu można było dostać już tylko u “koników” którzy chyba po raz pierwszy wystąpili przed stadionem Górnika. Run na bilety był duży, ale mecz uzasadniał wielkie zapotrzebowanie.

Na boisku, na długo przed rozpoczęciem, zgromadził się tłumy, po raz pierwszy w tym sezonie odczuwaliśmy atmosferę wielkiego meczu.

Trzeba zaraz na wstępie stwierdzić, że widowni zawód nie spotkał. Mecz był ładny emocjonujący, chwilami nawet piękny, raz po raz burza klasków nagradzała udane akcje, a zwłaszcza efektowne strzały w wykonaniu bombardierów Zabrza.

Górnik zdeklasował Polonię. “Rozbił ją” już w pierwszych 15 minutach, przypuszczając taki szturm na bramkę Szymkowaka, jakiego nie widzieliśmy nawet w latach największych sukcesów jedenastki z Zabrza.

Atak sunął za atakiem, a każdy kończył się strzałem. W 5 minucie Lentner otrzymuje idealne dośrodkowanie Fojcika i ładuje piłkę w samo wiązanie bramki. Szymkowiak nie był w stanie nawet interweniować, a jego koledzy z obrony stracili zupełnie spokój już do końca meczu.

Atak Górnika grał nadal wyśmienicie. Był nie do utrzymania, a w dodatku defensorzy Polonii nie potrafili krótko kryć, co było jedyną receptą na płynne akcje bombardierów z Zabrza. Fojcik jak zwykle, narobił zamieszania co najmniej za trzech. Był wszędzie, gdzie była piłka. Mądrze ją wystawiał, często strzelał choć nie zawsze celnie. Kowal zagrał chyba najlepszy mecz w tym sezonie, będąc właściwym dyrygentem napadu. Dzielnie mu w tym sekundował Jankowski, który - wydaje się - stracił trochę nadprogramowych kilogramów tłuszczu. Lentner i Pohl błyskotliwi szybcy i dużo strzelający skrzydłowi, stanowili dopełnienie ofensywnej piątki napadu Górnika.

Tyły Górnika grał równie dobrze, nie dopuszczając do zbytniego niebezpieczeństwa. “Asekuracyjny” wczoraj był Gawlik, który przez niemal cały mecz spełniał drugiego stopera, co nie oznacza bynajmniej, że nie widywaliśmy go na przedpolu przeciwnika.

Rolę ofensywnego pomocnika przejął w tym meczu młodziutki Kowalski, który dopiero wczoraj błysnął pełnią swego talentu. Wydawało się, że po lewej stronie Gawlika gra jakiś internacjonał piłkarski.

Kiedy po przerwie Kowalski przeszedł do ataku w miejsce kontuzjowanego Lentnera, trudno było ocenić, który z tych lewoskrzydłowych był lepszy; czy Lentner przed przerwą, czy też Kowalski, który popisał się kilkoma rajdami najwyższej klasy i trzema strzałami, jakich nie powstydziły się sam Baszkiewicz.

Z obrońców oczywiście najlepszym był Floreński.

Cóż pisać o Polonii, w której szeregi już po pierwszych minutach tego spotkania wkradło się dość duże zdenerwowanie, nie opuszczające piłkarzy bytomskich do końca tego meczu?

Szymkowiak obu bramek nie był w stanie obronić. Nie obronił by dalszych czterech, gdyby w sukurs nie przyszła mu poprzeczka, bądź słupki. Pierwszy raz widzieliśmy naszego reprezentacyjnego bramkarza tak zdezorientowanego, bo też w żadnym meczu w swej karierze nie miał tylu ostrych strzałów.

Obaj skrajni obrońcy zawiedli zupełnie i stanowili przysłowiowe sito w defensywie Polonii przez którą bezkarnie przeciekali napastnicy Górnika. Tylko Olejniczak sprostał zadaniu i uchronił swą drużynę od dalszych nie przyjemności.

Wieczorek grał na swym normalnym poziomie. Słabego Kohuta wymienił Grzegorczyk, któremu dajemy wyższą notę, natomiast w ataku - do przerwy dość składnie grającym - najwięcej podobał nam się juniorek Skwara.

Na zakończenie opiszemy jeszcze dwie zdobyte przez Górnika bramki, które był prawdziwą okrasą tego ładnego meczu. W 5 minucie pomocnik Gawlik przerzuca piłkę do Pohla, ten zwodem myli Widawskiego posyła piłkę po skrzydle Fojcikowi, który decyduje się na miękką centrę na lewą stronę boiska. Tam do piłki, niczym sprinter, wystartował Lentner, lekko ją przygasił i z odległości 11 metrów posłał w samo okienko.

Druga bramka padła w 40 minucie. Kowal wyrwał piłkę pod własną bramką przerzucił szybko do Pohla, który wypuścił Fojcika. Szybki środkowy napastnik minął Widawskiego i Olejniczaka, przerzucił piłkę do środka, którą Pohl z trzech metrów posłał do siatki.

W meczu tym padły jeszcze dwie bramki, których sędzia nie uznał, ponieważ zdobyte były z pozycji spalonej.

J. Wykreta, Przegląd Sportowy nr 65, 27 kwietnia 1959

Linki zewnętrzne

Przegląd Sportowy Nr 65 (3298) (djvu)