26.05.1999 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
26 maja 1999 (środa), godzina 17:00
1. liga 1998/99, 29. kolejka
Górnik Zabrze 2:2 (1:0) Wisła Kraków Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom)
Widzów: 2 253
Herb.gif HerbWislaKrakow.gif
Rocki 20
Prasnal 47
1:0
2:0
2:1
2:2


Niciński 63 g
Frankowski 84
Probierz, Kosowski Yellow card.gif Moskalewicz, M. Zając, Bukalski
(1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski
Mirosław Praszelik
Robert Kolasa
Jacek Wiśniewski
Tomasz Prasnal
Michał Probierz
Adam Kompała (87 Mariusz Wloka)
Kamil Kosowski
Mieczysław Agafon
Piotr Gierczak (70 Daniel Gacek)
Piotr Rocki (80 Marcin Brosz)
SKŁADY (1-3-5-2)
Artur Sarnat
Marek Zając
Kazimierz Węgrzyn
Bogdan Zając
Grzegorz Pater (55 Grzegorz Niciński)
Radosław Kałużny (42 Krzysztof Bukalski)
Sunday Ibrahim (70 Daniel Dubicki)
Tomasz Kulawik
Sławomir Paluch
Olgierd Moskalewicz
Tomasz Frankowski
Trener: Jan Żurek Trener: Franciszek Smuda

Dodatkowe informacje

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.
  • Według innego źródła widzów ponad 3 000.

Relacja

Sport

Mamy będą zadowolone

„Przyznam, że kiedy przegrywaliśmy 0:2, nie bardzo wierzyłem w zwycięstwo. W końcówce sezonu, kiedy osiągnęło się już zakładany cel, trudno przejść pewną granicę motywacji” - mówił już po meczu trener krakowskiej Wisły Franciszek Smuda.

Ci, którzy spodziewali się nudy i odrobienia przez piłkarzy pańszczyzny, musieli być mile zaskoczeni. To był dobry mecz, który oglądało się ze sporą przyjemnością. Mnóstwo strzałów, swoista dramaturgia, niezłe tempo. Po raz pierwszy od dawna piłkarzy Górnika, po zremisowanym meczu żegnały w Zabrzu brawa. Wisła, choć na pewno nie zagrała na sto procent swoich możliwości (nie robi tego już od dobrych kilku tygodni), choćby za determinację i wpojoną przez Smudę grę do końca, zasłużyła na brawa. Nim przejdziemy do opisu meczu, dokładnie dwa krótkie krótkie słowa o arbitrze. Na więcej nie zasłużył. Jeżeli pan Gilewski gwiżdże zawsze tak samo, to trudno pojąć, co robi w pierwszej lidze i dlaczego ktoś wyrządza mu krzywdę. Wyniku nie wypaczył i mylił się w dwie strony, jednak usprawiedliwienia nieudolności nawet nie będziemy szukać.

Na szczęście sporo działo się na boisku. W 8 min kapitalną akcję przeprowadził Tomasz Prasnal. Niewysoki pomocnik gospodarzy przejął piłkę na połowie Górnika, wyprowadził szybką kontrę i zagrał idealną piłkę do Gierczaka. Skończyło się tylko na rzucie rożnym. Opis wszystkich sytuacji tego spotkania zająłby naprawdę sporo miejsca, czego najlepszym dowodem jest statystyka. Kilka akcji było jednak najwyższej jakości. Kapitalny strzał Agafona, który niemal z rzutu różnego trafił piłką w poprzeczkę, strzały Frankowskiego i Moskalewicza obronione przez Bledzewskiego, minimalnie niecelne uderzenie głową Kompały po centrze Agafona. Oglądało się to wszystko naprawdę ze sporą przyjemnością. Podobnie jak pierwszą bramkę Górnika. Akcję zaczął Kolasa, który przerzucił piłkę na lewą stronę do Agafona. Podanie do Rockiego, minięcie Węgrzyna i techniczny strzał nad interweniującym Sarnatem.

Rocki z Prasnalem jeszcze kilka tygodni temu byli również postrachem bramkarzy, tyle, że w czwartej lidze. Wczoraj obaj wykorzystali swą szansę w stu procentach.

Nie inaczej zaczęła się druga połowa. Co prawda jako pierwszy miał szansę bramkową Bukalski (strzał z szesnastu metrów minimalnie niecelny), jednak kilkadziesiąt sekund później nad zabrzańskim stadionem zabrzmiał „kan kan”. Była to klasyczna kontra wyprowadzona przez Kosowskiego, który zagrał piłkę do Rockiego (Wisła reklamowała spalonego). Ten mając przed sobą tylko Sarnata nie zdecydował się jednak na strzał, tylko oddał piłkę na prawą stronę do Prasnala. Gol był formalnością. Potem atakowali głównie goście, sporo pracy miał Bledzewski, a Górnik kontrował, mogąc prowadzić 3:0 po sytuacji sam na sam Rockiego z Sarnatem. Bramki strzelali jednak goście, a zaczął ładnym strzałem głową Grzegorz Niciński (piłka odbiła się jeszcze od słupka), który pokonał... rodzonego kuzyna, którym jest Andrzej Bledzewski. Gol Frankowskiego (strzał z najbliższej odległości) był konsekwencją błędu obrony Górnika i dowodem na to, że Wisła gra do końca. Szkoda tylko, że piłkarze z Krakowa lubią po gwizdku rozpychać się łokciami, bo pewne zachowania mistrzom Polski po prostu nie przystają. Węgrzyn powalił Gacka, Frankowski zamierzył się na Bledzewskiego, Zając niby przypadkiem zaczepił łokciem Probierza. Pan Gilewski nie widział nic, jednak w Europie takie zachowania na pewno by nie przeszły. Na szczęście były to incydenty, które nie popsuły końcowego wrażenia. Wcześniej też były kwiaty i puchar od Górnika dla mistrzów Polski. Wisła, od kiedy jest mistrzem, jeszcze nie wygrała. Górnik nie przegrał od sześciu spotkań, a środowy mecz mógł wygrać, bo w ostatnich dwóch minutach stuprocentowych sytuacji nie wykorzystali Gacek i Wiśniewski. „Mamy moich chłopców na pewno będą zadowolone” - mówił trener Żurek. Na pewno.

P.M, Sport nr 102, 27 maja 1999