27.03.1960 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
27 marca 1960 (niedziela)
1. liga 1960, 3. kolejka
Górnik Zabrze 0:0  Zagłębie Sosnowiec Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Marceli Pasierski (Wrocław)
Widzów: 30 000
Herb.gif HerbZaglebieSosnowiec.gif
Joachim Szołtysek
Edward Olszówka
Stanisław Oślizło
Henryk Hajduk
Jan Kowalski
Marian Olejnik
Edward Jankowski
Ernest Pol
Edmund Kowal
Roman Lentner
Henryk Czech
SKŁADY Machnik
Skiba
Spiewak
Komoder
Marek
Fulczyk
Ciszek
Myga
Uznański
Majewski
Smilowski
Trener: Wilhelm Lugr

Relacja

Sport

Zabrski kombajn zdemontowany. Machnik dotrzymał słowa łatwiej niż oczekiwano

CHORZÓW. Z dużej chmury spadł mały deszcz. Z wielkich nadziei na dobry futbol, emocje, piękne bramki i zwycięstwo lepszych - wyszedł przeciętnie poprawny mecz, bezbramkowy remis.

Wynik taki jest najwierniejszym odzwierciedleniem przebiegu gry i stosunku sił w kolejnym wydaniu "derbów" Śląska.

Wprawdzie kibice Górnika narzekali na pech, wskazując na udaną paradę Machnika przy "bombie" Pohla i strzał tego zawodnika w poprzeczkę, ale zapomnieli widocznie o idealnych pozycjach Ciszka w ostatnich pięciu minutach gry.

Prawoskrzydłowy Stali, który rozegrał cały niedzielny mecz w cieniu masywnego Hajduka wyszedł dwukrotnie jak błyskawica do prostopadłych podań Fulczyka i tylko milimetry zadecydowały o tym, że jego strzały nie wylądowały w siatce. Widocznie i w tym wypadku "oko opatrzności" czuwało nad tym, aby żadnej z drużyn nie stała się krzywda.

Górnicy przystąpili do meczu bez Wilczka i Gawlika w pomocy. Było to poważne osłabienie, które jednak równoważyło w pewnym sensie absencje Strzody i Jochemczyka, po przeciwnej stronie.

SERIA PUDEŁ

Stal rozpoczęła grę z wyraźnym respektem dla obrońcy tytułu i przez pierwszą połowę więcej myślała o obronie swej bramki niż o akcjach zaczepnych. W tym celu Uznański i Majewski trzymali najczęściej środka boiska aby w wypadku niebezpieczeństwa pośpieszyć natychmiast z pomocą swym młodszym kolegom. Była ona faktycznie początkowo potrzebna. Jankowski zaczął mecz bardzo dobrze i kilka jego dośrodkowań wytworzyło pod bramką Machnika gorące sytuacje. Również zagrania trójki Kowal-Lenter-Pohl zdawały się zapowiadać więcej, niż tylko wymanewrowanie dwóch czy trzech przeciwników. Wkrótce jednak kierownik zabrskiego ataku popadł w starą manierę, zwalniając akcje i rozgrywając piłkę na przestrzeni dwóch metrów.

Również Jankowski nie błyszczał długo. Trzykrotnie spudłował w sytuacjach, które aż prosiły się o niezwlekanie z decyzją, a potem wyłączył się w ogóle z akcji. Podobne "przestoje" cechowały Czecha. Ten świetny ongiś skrzydłowy przechodzi jakiś niezrozumiały kryzys formy i wczoraj nie przedstawiał większej wartości dla Pohla i Lentnera w forsowaniu akcji flankami. Tak więc pozostał tylko Pohl i Lentner, których cały bok obronny stalowców pilnował, jak źrenicy w oku. I na nic nie zdały się wysiłki najlepszego gracza na boisku, Kowalskiego, aby stworzyć im szansę uwolnienia się od swych "aniołów stróżów". W miarę upływu czasu sosnowiczanie czuli się coraz pewniej w defensywie a kiedy zaczęła się druga połowa inicjowali coraz silniejsze akcje zaczepne. Brak im było tylko skutecznych, mierzonych strzałów, gdyś płynność i repertuar zagrań do linii 16 metrów nie pozostawiały nic do życzenia.

UZNAŃSKI WART.. KOWALA

Wielką niespodzianką na minus była słaba gra "prezesa" Uznańskiego. Na dobrą sprawę, był on najsłabszym ogniwem w sosnowieckiej piątce i spełniał tą samą rolę, co Kowal w Górniku. Hamował akcje, podawał niedokładnie i spóźniał się w starcie do piłek. Wielką pracowitość natomiast wykazywał "Giga" Majewski.

On był właściwym dyrygentem gry całej drużyny, zarówno w ofensywie jak i obronie i z roli tej wywiązał się bardzo dobrze. Jego dobre uzupełnienie stanowili ruchliwy Myga i ambitny Smilowski oraz ofensywny pomocnik Fulczyk. Ten ostatni jest wielkim talentem, który z meczu na mecz robi wyraźne postępy. O Ciszku już pisaliśmy. Zastępca Jochemczyka, Marek, wykazał dużo dobrych chęci i brak rutyny. Formacje obronne, zarówno Stali jak i Górnika, na tym samym mniej więcej poziomie. Przy przyśpieszeniu gry, które następowało bardzo rzadko zarówno środkowi obrońcy jak i boczni, tracili przegląd sytuacji i popełniali błędy w kryciu.

MACHNIK DOTRZYMAŁ SŁOWA

Dodatkową atrakcją meczu były zakłady na widowni czy Machnik dotrzyma słowa i nie skapituluje przed strzałami swych niedawnych kolegów. Okazją do tego stało się zdjęcie w piątkowym numerze "Sportu", przedstawiające bramkarza Stali z rozpostartymi rękoma i podpisane: "nie" dla bombardierów Zabrza. Ci, którzy uwierzyli naszej reklamie, oczywiście wygrali, ale w przyszłości radzimy nie ryzykować.

(T.B.)