28.04.1963 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
28 kwietnia 1963
1. liga 1962/63, 19. kolejka
Górnik Zabrze 3:0 (1:0) Zagłębie Sosnowiec Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Storoniak (Katowice)
Widzów: 30 000
Herb.gif HerbZaglebieSosnowiec.gif
Musiałek 8 g
Musiałek 60
Lubański 70
1:0
2:0
3:0
Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ginter Gawlik
Jan Kowalski
Joachim Czok
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Szyguła
Skiba
Bazan
Śpiewak
Fulczyk
Majewski
Gałeczka
Uznański (46. Krawiarz)
Kosider
Myga
Piecyk
Trener: Ewald Cebula

Relacja

Sport

Wielcy rywale poniżej normalnych możliwości

ZABRZE: Z nadziei na wielkie emocje... wyszło wielkie rozczarowanie. Kiepsko dysponowany Górnik i cień Zagłębia stworzyły wspólnie żenująco słabe widowisko, w którym końcowy gwizdek sędziego przyjęliśmy z największą ulgą.

Rozumiemy wysoką stawkę i mamy wiele wyrozumienia dla napięcia nerwowego zawodników. Trudno jednak znaleźć okoliczności łagodzące dla chaosu, trwającego przez 90 minut. Nie dziwimy się też przewodniczącemu kapitanatu PZPN prof. Motoczyńskiemu, że już po 60 minutach miał dość tych "popisów". W chwili, kiedy Fulczyk spreparował do spółki z Musiałkiem drugą bramkę, nasz selekcjoner drużyny narodowej machnął na mecz ręką i opuścił stadion, udając się w drogę powrotną do Warszawy.

DOBRA TAKTYKA - ZŁE WYKONANIE

Odnieśliśmy wrażenie, że Zagłębie próbowało zastosować taktykę Ruchu ze zwycięskiego półfinału Pucharu Polski z Górnikiem. Na taki plan taktyczny wskazywałoby przynajmniej skoncentrowanie przez sosnowiczan głównej uwagi na defensywie i zostawienie w przodzie Gałeczki i Piecyka. Do samej taktyki nie można mieć pretensji. Szybkość obydwu skrzydłowych Zagłębia przy znanej słabości obydwu bocznych obrońców lidera, miałaby może nawet szansę powodzenia, gdyby na wysokości zadania stanęła zagłębiowska obrona. Ta jednak już od pierwszych sekund gry łamała się przy każdym silniejszym natarciu gospodarzy. Śpiewak przegrywał raz po raz z szybkim Czokiem, Skiba miał trudności z zatrzymaniem Lentnera, a środkowy obrońca Bazan też nie czuł się pewnie. W tej sytuacji należało przejść jak najszybciej na grę z podwójnym stoperem i asekurację obydwu "berków" przez pomocników. Sosnowiczanie jednak grali systemem "kupą mości panowie", nie umieli rozdzielić sobie zadań i obowiązków. Stąd właśnie wynikały tak nieprzyjemne i nieoczekiwane konsekwencje. Polegały one na tym, że zagłębiacy zatracili kompletnie przegląd sytuacyjny i zgubili się do tego stopnia, że nie potrafili dojść do równowagi nawet wówczas gdy nie mieli już nic do stracenia. Na trybunach mówiono, że Zagłębie postanowiło oszczędzać siły na środowy finał Pucharu Polski z Ruchem. Trudno nam w to uwierzyć, Sosnowiczanie nie stosowali jakiejś "ulgowej taryfy". Wszyscy walczyli z ambicją. Recz polega na tym, że grali źle, że nie umieli narzucić swej inicjatywy i stracili całkowicie wiarę we własne siły. Po takiej ocenie Zagłębia nie trudno zrozumieć, dlaczego daleki od formy z ubiegłego roku Górnik wygrał gładko różnicą trzech bramek. Wygrał dlatego, że wykorzystał wszystkie biedy przeciwnika i był mimo swej słabości lepszy od sosnowiczan.

"SZACH" TRENERA CEBULI...

W drużynie zwycięzców na wysokości zadania stanęła przede wszystkim cała defensywa. Trener Cebula zrobił bardzo udane pociągnięcie, wprowadzając w miejsce Floreńskiego - Olszówkę. Dłuższa przerwa wyszła na dobre temu zawodnikowi i w niedzielę mogliśmy go poznać. Zaszachował Gałeczkę do tego stopnia, że reprezentant Polski niewiele sobie pograł. Nie gorzej radził sobie prawy obrońca - Słomiany z Piecykiem. Wytrąceni z uderzenia sosnowiczanie szybko zapomnieli co prawda o istnieniu flank, jednakże szereg pojedynków ze swym vis a vis Słomiany wygrał efektownie i przekonywająco. Musi się on jednak stanowczo oduczyć podań do bramkarza w sytuacjach, które absolutnie tego nie wymagają. Oślizło był tym razem mało zatrudniony, gdyż większość akcji Zagłębia kończyła się już na linii pomocy. Kowalski zasłużył tym razem na nieco wyższą notę od Gawlika, który rozpoczął bardzo energicznie, lecz w drugiej połowie ujawnił bardzo poważne braki kondycyjne.

...I CZOKA

W ataku zabrzan pochwalić można właściwie tylko dwóch zawodników Czoka i Musiałka. Prawoskrzydłowy gospodarzy imponował ambicją i dynamiką swych zagrań. Wygrywał większość pojedynków ze Śpiewakiem, nie zrażał się tym, że wiele jego dobrych dośrodkowań i podań szło na marne wskutek nieudolności i kunktatorstwa kolegów. Czok ma wreszcie główną zasługę w tym, że już w 8 minucie załamał się plan taktyczny sosnowiczan. Z jego to bowiem zacentrowanej piłki Musiałek uzyskał głową prowadzenie. Była to niestety jedyna w całym spotkaniu akcja, która mogła wszystkim się podobać. Musiałek był jedynym zawodnikiem w środkowej trójce Górnika, który walczył w chwilach słabości Pola i Lubańskiego. Startował do każdej piłki, wychodził na pozycje, pracował w pocie czoła przez 90 minut. Obydwie bramki strzelone przez niego w niedzielnym meczu stanowiły właśnie efekt dużej ruchliwości. Powrót Lentnera na lewa flankę potwierdził jego zaniedbania treningowe. Miał on co prawda kilka niezłych momentów, ale więcej było nieudanych i publiczność często kierowała pod jego adresem słuszne pretensje. Na Polu widać jeszcze ciągle długą przerwę. Szkoda, że w drugiej połowie meczu kierownictwo zabrzan nie wprowadziło na jego miejsce Szołtysika. Lubański, podobnie jak Pol, był bardzo długo nieproduktywny i niewidoczny. Przypomniał o sobie dopiero pod koniec drugiej połowy, kiedy to zdobył trzecią bramkę. Niemały w niej udział miał Śpiewak, który znajdował się w lepszej pozycji wyjściowej od podania Pola, ale Lubański zaimponował wówczas nerwem rasowego bombardiera. Poszedł ostro do piłki minął "śpiącego" Śpiewaka i oddał "suchy" strzał, który był dla Szyguły nie do obrony. Wkrótce potem Lubański znajdował się znów o krok od wpisania się na listę strzelców, lecz tym razem bramkarz Zagłębia sparował jego bombę.

BRAWA DLA GIGI

W Zagłębiu z wyjątkiem Majewskiego (najlepszy gracz na boisku) i Skiby, trudno kogokolwiek wyróżniać. Wszyscy zagrali źle, a bezwzględnie najsłabszy był Fulczyk. Druga bramka zdobyta przez Musiałka w chwili kiedy sosnowiczanie próbowali przejść do kontruderzenia, obciąża całkowicie jego konto. Fulczyk wdał się w zbyteczny pojedynek z Musiałkiem i przegrywając go otworzył mu drogę do bramki, która ostatecznie "dobiła" finalistę Pucharu Polski. Fulczykowi trzeba jeszcze wytknąć złośliwe faule na Polu i innych zawodnikach Zabrza, które jeszcze bardziej obniżały poziom niedzielnego meczu.

(tb), Sport nr. 50 Poniedziałek, 29 kwietnia 1963 r.