29.03.1980 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 4:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
29 marca 1980
1. liga 1979/80, 19. kolejka
Górnik Zabrze 4:2 (0:1) ŁKS Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Jan Sądowicz (Tarnów)
Widzów: ok. 25 000
Herb.gif HerbLKSLodz.gif

Gorgoń 50 k
Pałasz 60

Brzeziński 77
Hutka 86
0:1
1:1
2:1
2:2
3:2
4:2
Nowak 42


Woziński 69

Waldemar Cimander
Tadeusz Dolny
Jerzy Gorgoń
Henryk Wieczorek
Ireneusz Lazurowicz
Emil Szymura
Stanisław Curyło
Joachim Hutka
Edward Socha (73 Zbigniew Rolnik)
Andrzej Pałasz
Marian Zalastowicz (46 Leszek Brzeziński)
SKŁADY
Kwaśniewski
Chojnacki
Bulzacki
Drozdowski
Galant
Ostalczyk
Dziuba
Woziński (78 Płachta)
Nowak
Sławuta
Terlecki
Trener: Władysław Żmuda Trener: Józef Walczak

Dodatkowe informacje

  • Rzut karny dla Górnika podyktowany za faul Drozdowskiego na Sosze.

Relacje

Sport

Cztery gwiazdki za sześć bramek

Zabrze. Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania na stadionie Górnika wyczuwało się atmosferę dużego wydarzenia , podniecenie jakby kibice „już wiedzieli”. Zabrzańscy piłkarze przyzwyczaili nas ostatnimi czasy do pełnej polotu i temperamentu gry ale ważne też było pytanie: jak wypadną ich sobotni rywale?

Trener ŁKS, Józef Walczak powiedział po meczu, że jego podopieczni przyjechali do Zabrza po zwycięstwo. Nie trzeba było czekać na tę enuncjacje, aby można się było przekonać, że łodzianie nie będą się bronić. Mówiło o tym już pierwsze „czytanie” gry – od 1 minuty w przedniej formacji łodzian znajdowało się aż trzech zawodników: Nowak, Sławuta i Terlecki. I tak pozostało do końca.

Dwadzieścia minut I odsłony zdecydowanie należała do Górnika (min. popis Szymury w 14 min.), później jednak układ sił na boisku zaczął się zmieniać. Świetnie pracująca II linia ŁKS, która w dużym stopniu utrudniała zabrzanom konstrukcję akcji, dała pierwsza sygnał do ataku. W 28 minucie groźnie strzelał Dziuba, w parę minut potem Wieczorek znajdujący się o metr przed linią bramkową, uratował sytuację, przecinając lot piłki zmierzającej nieuchronnie do bramki, po dośrodkowaniu Chojnackiego do jednego z napastników ŁKS. Za chwilę celnym trafieniem popisał się Sławuta, zaś w 43 minucie stadion Górnika ucichł zupełnie. Gorgoń podał do... Sławuty, ten do Nowaka i łódzka „9” wyszła zupełnie na zupełnie czystą pozycję strzelecką. 0:1. Świetny wolny Szymury, w takim samym stylu obroniony przez Kwaśniewicza, zakończył I połowę. „Rachunek sumienia” Górnika w trakcie przerwy zawierał spory rejestr grzechów. Atak pozycyjny, przy agresywnych i natychmiastowych interwencjach gości, nie był dość precyzyjny, by stworzyć zabrzanom odpowiednią ilość dogodnych pozycji, współmierną do osiągniętej przewagi.

Od 46 minuty nastąpił ponowny szturm górników. Drozdowski, który nie oszczędzał w I połowie ani własnej osoby ani rywali (szczególnie Pałasza) tym razem przechytrzył sam siebie. W 49 minucie nie ocenił zbyt dobrze sytuacji, sfaulował na polu karnym Sochę i werdykt sędziego mógł być tylko jeden. Gorgoń pewnie pokonał z karnego Kwaśniewicza, rehabilitując się tym samym częściowo za współautorstwo gola w I połowie. II linie zabrzan jako całość w dalszym ciągu nie pracowała tak, jakby mógł sobie tego życzyć trener Żmuda, a nie są to wymagania na b. wysokim pułapie. Mając zbyt mało miejsca do rozegrania pozycyjnego ataku Górnik stosował „wrzutki” na pole karne ŁKS, ale tam niewysocy napastnicy przegrywali z reguły powietrzne pojedynki z obrońcami gości. W 59 minucie było jednak 2:1 dla zabrzan. Bardzo podobający się wszystkim obrońca Dolny podał znajdującemu się pobliżu łódzkiej bramki Pałaszowi, reprezentant Polski niezbyt dobrze trafił w piłkę, lecz ta kozłując, wpadła do siatki, zaskakując Kwaśniewicza.

ŁKS ripostował w parę minut później. Terlecki z dużą swobodą poruszający się po boisku – dzięki swojej technice i dryblingowi – egzekwował wolnego, podał na nogę Wozińskiemu, a ten przepięknym wolejem nie dał żadnych szans Cimandrowi.

Trener Żmuda wycofał Sochę, do ataku przeszedł Hutka, zaś jego miejsce w pomocy zajął Wieczorek. Było to pociągnięcie na wszech miar udane. W 77 minucie Hutka oddał piłkę Szymurze, ten podprowadził ją pod narożną chorągiewkę, stamtąd nisko i silnie zacentrował i Brzeziński, także wprowadzony do gry w II połowie, strzelił nieuchronnie.

Co na to ŁKS? O poddaniu się oczywiście nawet nie myślał, chociaż Górnik z II połowy sprawiał mu znacznie więcej trudności niż ten z pierwszej części meczu. Odpowiedział groźnym uderzeniem Terleckiego, za moment z woleja minimalnie niecelnie strzelał coraz bardziej dający się we znaki łódzkim zawodnikom Hutka.

Właśnie on w 85 minucie był autorem akcji, którą nieprędko się zapomni. Otrzymał piłkę na własnej połowie boiska i zdecydował się na kilkudziesięciometrowy przebój. Niczym Stenmark mijał kolejnych rywali (a było ich w sumie 4), by ukoronować akcję zdobyciem czwartego gola.

ŁKS nie rezygnował do końca, a w ostatniej minucie meczu strzelali celnie z bliska w sekundowych odstępach Ostarczyk, Nowak i Płachta. Wielkie brawa żegnały piłkarzy schodzących do szatni. W równej mierze zasłużyli na nie zwycięzcy jak i pokonani.

P.M, Sport nr 64, 31 marca 1980