29.08.1964 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 2:6

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
29 sierpnia 1964
1. liga 1964/65, 4. kolejka
ŁKS Łódź 2:6 (1:3) Górnik Zabrze Łódź
Sędzia: Kazimierz Maśka (Wrocław)
Widzów: 20 000
HerbLKSLodz.gif Herb.gif
Kaczmarek 7



Suski 56
1:0
1:1
1:2
1:3
2:3
2:4
2:5
2:6

Pol 32 w
Szołtysik 35
Lubański 41

Pol 62
Szołtysik 70
Musiałek 76
Marian Wilczyński (46 Piotr Horn)
Józef Walczak
Paweł Kowalski
Bolesław Szadkowski
Sławomir Sarna
Piotr Suski
Stanisław Kaczmarek
Stanisław Dawidczyński
Janusz Orczykowski
Henryk Sass
Zygmunt Gutowski
SKŁADY Bernard Kobzik (62 Hubert Kostka)
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Jerzy Musiałek
Włodzimierz Lubański
Ernest Pol
Zygfryd Szołtysik
Roman Lentner
Trener: Tadeusz Foryś Trener: Ferenc Farsang

Relacja

Sport

Łódź oczarowana popisem zabrzan

Łódź - łodzianie wystąpili osłabieni brakiem swego „snajpera”- Sadka, któremu kontuzja odniesiona w pojedynku z Ruchem nie pozwoliła igrać ze zdrowiem. Zabrakło również Szulca, choć ten nigdy w pierwszej drużynie łodzian nie był traktowany jako centralna figura. Skład jedenastki trzeba było „ łatać” niemal w ostatniej chwili. Mimo to ŁKS stoczył bardzo dobry mecz, a że nie mógł tego udokumentować rezultatem cyfrowym, jest to wyłącznie efektem błyskawicznie wzrastającej formy Górnika.

Na brak emocji nikt nie narzekał. Co prawda 2 punkty zainkasowali Ślązacy, lecz wreszcie łodzianie widzieli dobry futbol. Górnik zaczął z rozmachem, ale wkrótce znalazł się w rozpaczliwej obronie, w której musiał uznać wyższość przeciwnika. Po znakomitym zagraniu prawoskrzydłowy ŁKS-u Kaczmarek zdobył prowadzenie, za co jedni winili Olszówkę, inni Kobzika, nie dostrzegając wartości akcji młodego łodzianina.

Górnik szybko zrozumiał, że to nie przelewki. Do gry przykładali się wszyscy. Dawno nie widzieliśmy tak wzorowo pracującego Pola. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu i trzeba je było zażegnać. Zabrzanie ze zwykłym sobie znawstwem sztuki zmieniali rytm akcji zaczepnych, szukając luki w twardym bloku obronnym gospodarzy. Raz Pol dorwał się do strzału. Wilczyński obronił jego bombę w znakomitym stylu. W 32 minucie padło jednak wyrównanie. Stało się to w warunkach niewystawiających- łódzkiemu bramkarzowi najlepszego świadectwa. Pol egzekwując rzut wolny, posłał piłkę między mur obronny prosto w ręce łodzianina, a ten wypuścił ją z rąk. Od tej chwili obraz gry uległ natychmiastowej zmianie. Górnicy przejęli inicjatywę i uzyskali wyraźną przewagę.

Pierwsza część meczu zakończyła się wynikiem 3:1, co w głównej mierze Górnik zawdzięcza Szołtysikowi.

Po zmianie stron znów łodzianie znaleźli się w natarciu i daleki strzał Suskiego znalazł drogę do bramki przy równie wybitnej pomocy Kobzika. Zdawało się, że gra zaczyna się od nowa. W każdym razie w szeregach Górnika widać było zdenerwowanie. Rwały się ataki, obrońcy gubili się w najprostszych sytuacjach. Wyrównanie było bliskie...

Ale właśnie wtedy ponownie na jaw wyszła dojrzałość zabrzańskiej jedenastki. Pol zdobył czwartą bramkę i goście mogli odetchnąć i kontynuować swe wyniszczające natarcie, które doprowadziło łódzką defensywę do stanu kompletnego wyczepiania. Szołtysik niezmordowanie budował akcje, w potrzebie sam jak baletnica mijał obrońców łódzkich, raz w kapitalny sposób ułatwił zadanie Lubańskiemu, raz we współpracy z nim strzelił najpiękniejszą chyba bramkę dnia, raz wreszcie to samo pozwolił uczynić Musiałkowi. Górnik triumfował na całej linii.

Jeśli można coś złego powiedzieć o grze mistrza Polski, to będzie to dotyczyło tylko linii obrony. Oślizło miał parę słabszych momentów, choć jego vis a vis nie powinien reprezentacyjnemu stoperowi sprawiać aż tylu kłopotów. Bardzo niejasne interwencje miał Olszówka, również i Słomiany gubił się często, wkraczając w natarcia łodzian. Najbardziej zatrważające były jednak parady Kobzika i mimo nielicznych okazji także Kostki, choć budził on nieporównanie większe zaufanie.

W napadzie na pierwszy plan wybijał się Szołtysik, rzeczywisty konstruktor wszystkich operacji ofensywnych, świetnie usposobiony i intuicyjnie wyczuwający nie tylko intencje partnerów lecz również zamiary rywali. Pol sprawiał często wrażenie monarchy albo mającego pretensje do przeciwników, że psują jego świetne zamysły albo też do własnych kolegów. Trudno powiedzieć, aby znajdywało to uzasadnienie w sytuacjach na boisku.

W ŁKS-ie podobała się gra defensywy. Bardzo dobrze grał Suski, lecz i on „stanął” na kwadrans przed końcem nie mogąc złapać tchu w nieustannej walce z nawałą górniczą. Kowalski miał kilka niejasnych momentów ale usprawiedliwiony jest niepewnością z jaką interweniowali bramkarze. Bardzo dobrze wprowadził się do gry młody Szadkowski.

Mecz był niesłychanie żywy, pełen spięć, ale utrzymany w normach sportowej walki. Do czego bez wątpienia przyczyniła się uważna trójka sędziowska z p. Maśką na czele.

W. Kaczmarek, Sport nr 109 z dnia 31.08.1964 r.