30.04.1988 - Górnik Zabrze - Lech Poznań 2:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
30 kwietnia 1988 (sobota), godzina 17:00
1. liga 1987/88, 23. kolejka
Górnik Zabrze 2:1 (1:1) Lech Poznań Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Stanisław Podgórski (Wrocław)
Widzów: 12 000
Herb.gif HerbLechPoznan.gif

Baran 30 g
Urban 85 g
0:1
1:1
2:1
Araszkiewicz 24
(1-4-4-2)
Józef Wandzik
Robert Warzycha
Marek Piotrowicz (46 Jerzy Misztur)
Jacek Grembocki
Mirosław Szlezak
Marek Majka (61 Waldemar Kamiński)
Joachim Klemenz
Ryszard Komornicki
Jan Urban
Ryszard Cyroń
Krzysztof Baran
SKŁADY (1-4-4-2)
Zbigniew Pleśnierowicz
Leszek Partyński
Czesław Jakołcewicz
Damian Łukasik
Marek Rzepka
Jerzy Kruszczyński
Dariusz Kofnyt (80 Jarosław Kosicki)
Andrzej Słowakiewicz
Mariusz Głombiowski (87 Mirosław Trzeciak)
Jarosław Araszkiewicz
Bogusław Pachelski
Trener: Marcin Bochynek Trener: Grzegorz Szerszenowicz

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów ok. 17 000.

Relacja

Sport

Co dwie głowy to nie jedna

Lech przyjechał do Zabrza bez Skrobowskiego, Skrzypczaka i Romkego (kartki) oraz Szczepańskiego (ślub), co oprócz wniosków nasuwających się samych przez się z lektury tabeli i przypomnienia faktu, że jesienią w Poznaniu Górnik przegrał 0-2, stanowiło kolejny przyczynek do teorii lekkiego, łatwego i przyjemnego zwycięstwa zabrzan za trzy punkty. Tymczasem nie dość, że coś takiego nie miało w ogóle miejsca, to jeszcze nie wiele brakowało aby remisowy serial mistrzów Polski został po raz kolejny przedłużony.

Już pierwsze minuty spotkania wskazywały na to, że goście absolutnie nie zamierzają bez walki oddać pola. Mało tego – ich akcje były na początku znacznie bardziej groźne. No i wreszcie stało się: ani rozkojarzony Piotrowicz ani nikt z pozostałych nie powstrzymał Araszkiewicza, ten stanął po szybkim rajdzie w oko w oko z Wandzikiem i nie dał mu najmniejszych szans na skuteczną obronę. Jak to się stało, że ten sam piłkarz nie został autorem hat-tricku trudno zrozumieć. W 36 i 53 min. znalazł się w identycznych sytuacjach, ale za pierwszym razem niemal cudem zdołał sparować strzał Wandzik, za drugim natomiast piłka trafiła w boczną siatkę. Były to zresztą najlepsze, choć nie jedyne okazje do zdobycia bramek przez lechitów, którzy na boisku starali się realizować prostą lecz skuteczną taktykę – wszyscy bronią dwóch-trzech kontratakuję.

Górnik miał więc ogromne trudności ze sforsowaniem obronnej zapory poznaniaków. Inna sprawa, że jeśli już się to udawało, wielokrotnie zawodzili egzekutorzy, bądź rewelacyjnie spisywał się Pleśnierowicz. Wystarczy zresztą wymienić cztery sytuację: w 37 min. Komornicki po przepięknej akcji posłał piłkę tuż obok spojenia słupka z poprzeczką, w 73 min. Urban nie wiadomo jakim sposobem z kilku metrów nie zdołał oszukać Pleśnierowicza. W 79 i 81 min. bramkarz Lecha popisał się kapitalnym refleksem, broniąc strzały Komornickiego i Misztura (z wolnego). Nawet na tej podstawie można stwierdzić, że stroną przeważającą byli zabrzanie. Ale przewaga to jedno, a umiejętne wykorzystanie – to drugie.

Mimo to Górnik zdołał przerwać nie przynoszącą chwały serie remisów. Obie bramki padły w zasadzie w dość podobnych okolicznościach. W 29 min. Majka dośrodkował z rzutu wolnego na pole karne, gdzie korzystający ze swobody Baran w odpowiednim momencie przystawił głowę. W 85 min. w rolę dośrodkowującego wystąpił Misztur w roli wykańczającego akcję - Urban. Dwie ładne „główki” - dwa punkty. Co w tym czasie robili i o czym myśleli rośli stoperzy Lecha – Jakołcewicz i Łukasik – nie wiadomo. Zwłaszcza przy drugiej bramce. Trudno zatem się dziwić, że Grzegorz Szerszenowicz był rozgoryczony po zakończeniu spotkania. - "Przyjechaliśmy tu z obawą, wyjeżdżamy z niedosytem. Uważam, że nie musimy wstydzić się gry, żal, że zabrakło 5 min. do pełnej satysfakcji. Mogę czuć się kolegą trenera Podedwornego".

Z kolei Marcin Bochynek tłumaczył postawę swych podopiecznych m.in. wstrząsem jakiego dostali jego zawodnicy – członkowie reprezentacji olimpijskiej. - "Nie od dziś wiadomo, że psychika zabija motorykę".

Zgadza się. Na tym tle wręcz znakomicie wypadł debiutujący Waldemar Kamiński. Ten chłopak ma papiery na granie.

Mirosław Nowak, Sport nr 85(7735) z dnia 2 maja 1988 r.