30.11.1996 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
30 listopada 1996 (sobota), godzina 16:00
1. liga 1996/97, 18. kolejka
Górnik Zabrze 1:0 (0:0) Ruch Chorzów Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Stanisław Żyjewski (Leszno)
Widzów: 5 251
Herb.gif HerbRuchChorzow.gif
Hajto 62 1:0
Piotrowicz, Dziuk, Dźwigała, Szemoński Yellow card.gif Wawrzyczek, Bąk, Pieniążek
(1-3-5-2)
Dariusz Klytta 6
Grzegorz Lekki 6
Marek Piotrowicz 5
Grzegorz Dziuk 5
Piotr Gruszka 6 (88 Rafał Kocyba n.)
Tomasz Hajto 6
Dariusz Dźwigała 5
Arkadiusz Kampka 6
Arkadiusz Matejko 5
Marek Szemoński 5 (90 Kamil Kosowski n.)
Cornelius Udebuluzor 4 (75 Andrzej Orzeszek n.)
SKŁADY (1-3-6-1)
Ryszard Kołodziejczyk 6
Marcin Baszczyński 3
Mirosław Jaworski 4
Bogdan Pieniążek 4
Dariusz Fornalak 3
Marek Wleciałowski 3
Arkadiusz Bąk 3 (60 Mirosław Bąk n.)
Dariusz Gęsior 2
Witold Wawrzyczek 3 (75 Grzegorz Szeliga n.)
Mirosław Mosór 6
Mariusz Śrutwa 4 (83 Maciej Mizia n.)
Trener: Piotr Kocąb Trener: Orest Lenczyk

Dodatkowe informacje

  • Spotkanie ligowe z Ruchem nr 78 (derby nr 100).
  • Spotkanie ocenione na 2 gwiazdki według Sportu (obok piłkarzy noty według tegoż dziennika).
  • Według innego źródła widzów niecałe 7 000.

Relacja

Bilet meczowy.

Pierwsza kolejka rundy rewanżowej zaplanowana została na ostatni weekend listopada 1996 roku. W Zabrzu obawiano się, czy mecz w ogóle dojdzie do skutku. Murawa stadionu Górnika wyglądała bowiem fatalnie, mimo że wcześniej należała do najlepszych w kraju. Nie tylko z tego powodu inaczej wyobrażano sobie jednak ten koniec roku. Oba zespoły walczyły o życie. Nikogo nie urządzał remis, bo z remisu, jak twierdził trener niebieskich Orest Lenczyk, miałaby się śmiać cała Polska. Trzy punkty miały z kolei dać którejś ze stron odrobinę spokoju zimą. Sytuację w Górniku pogarszały jeszcze problemy kadrowe. Z powodu kontuzji wystąpić nie mogli: Krzętowski, Orzeszek, Agafon, Kraczkiewicz, Koseła i Kuźba. Mimo to trener Górnika, Piotr Kocąb był optymistą: - Z kim mamy wygrywać, jeśli nie z Ruchem na własnym terenie, który ma podobne problemy, jak my. Nie myślę tu oczywiście o problemach z kontuzjami, bowiem pod tym względem nikt nas chyba nie „przewyższa” w lidze. Trudno. Będziemy grać z tymi zawodnikami, których mamy do dyspozycji. Liczę, że dadzą z siebie wszystko i udowodnią, że stać ich na grę w pierwszej lidze, a nie tylko na trenowanie z pierwszoligową drużyną. Z mobilizacją nie było jednak również problemów w Ruchu. Większość piłkarzy wierzyło w swoją wartość i był to niewątpliwie ich duży atut. Nie było w klubie nastroju żałoby.

Tytuł pomeczowej relacji, jaka pojawiła się na łamach katowickiego „Sportu” był mylący. Bal w… Chorzowie? Tak. Mimo, że Ruch uległ w niezwykle ważnym meczu Górnikowi, to w Chorzowie odbyła się impreza, tyle tylko, że w jednym z tamtejszych lokali bawili się… zabrzanie. Restaurację wybrano wcześniej na uroczyste zakończenie jesiennego sezonu. Nastroje w Górniku były niezwykle radosne, czemu trudno się dziwić, skoro po raz drugi w bieżących rozgrywkach zdobyli trzy punkty, kosztem bezpośredniego rywala w walce o utrzymanie w ekstraklasie.

Gospodarze, dzięki większej woli walki, dominowali na placu gry. Pierwszą groźną akcję przeprowadzili jednak chorzowianie – Witold Wawrzyczek płasko dośrodkował z lewej strony wzdłuż bramki Górnika, a Mariusz Śrutwa z pierwszej piłki uderzył tuż obok słupka. W 6 minucie miejscowi stanęli przed szansą objęcia prowadzenia. Strzelał Arkadiusz Kampka, odbitą od jednego z obrońców piłkę przejął w polu karnym Piotr Gruszka, minął Ryszarda Kołodziejczyka, ale z ostrego kąta trafił w boczną siatkę. Potem dwukrotnie Marek Szemoński z Dariuszem Dźwigałą zagrozili rywalom, też jednak bez bramkowego efektu. Ze strony Ruchu godny odnotowania był jeszcze tylko strzał Dariusza Gęsiora obok słupka. W ostatnim kwadransie przed przerwą dwukrotnie z dobrej strony pokazał się natomiast Gruszka. Najpierw po jego dośrodkowaniu bliski szczęścia był Szemoński, potem Gruszka sam strzelał, ale na miejscu był Kołodziejczyk. Tymczasem goście z osamotnionym w ataku Śrutwą – ani razu nie uderzyli w światło bramki przeciwników.

Na drugą połowę oba zespołu wyszły w niezmienionych składach. Również obraz gry pozostał ten sam. Znowu pierwsi groźnie zaatakowali chorzowianie. W 52 minucie Mirosław Mosór przejął piłkę w polu karnym gospodarzy, uderzył mocno, lecz piłka otarła się o ręce interweniującego Dariusza Klytty i trafiła w słupek. 10 minut później ustalony został wynik spotkania. Arkadiusz Kampka prostopadłym podaniem obsłużył Tomasza Hajtę, którego nie zdążyli powstrzymać ani Dariusz Fornalak, ani Marcin Baszczyński i płaskim strzałem w dług róg pomocnik Górnika pokonał Kołodziejczyka. Od tego momentu Ruch zaatakował nieco bardziej zdecydowanie. Znacznie groźniejsze były jednak kontry zabrzan. W 80 minucie Szemoński zgubił piłkę, gdy wraz z Andrzejem Orzeszkiem mieli przed sobą tylko jednego obrońcę gości. Jeszcze w 87 minucie groźnie – po rzucie rożnym Kampki – strzelał Orzeszek, ale bramkarz Ruchu zdołał wybić piłkę.

Trener Ruchu, Orest Lenczyk był bardzo zawiedziony postawą swojego zespołu. Szczególnie duże pretensje miał do Dariusza Gęsiora, który nie poradził sobie z funkcją lidera zespołu. Być może podobnie jak i pozostałych zawodników, sparaliżowała go waga wygranej. Radości z kolei nie ukrywał Piotr Kocąb. Mógł odetchnąć z ulgą.

W rundzie rewanżowej Kocąb nie prowadził już jednak Górnika. Zastąpił go Henryk Apostel i od razu dało się zauważyć poprawę jakości gry. Zaprowadził w zespole porządek i dyscyplinę, której wcześniej brakowało. Udanie wprowadził też do zespołu nowych zawodników, Łukasza Gorszkowa i Piotra Rockiego. Mimo odejścia z zespołu najlepszego strzelca, pierwszego czarnoskórego piłkarza w historii Górnika, Nigeryjczyka Corneliusa Udebuluzora, ligę udało się uratować. Górnicy zajęli ostatecznie 13 miejsce. Tuż za nimi, mając tyle samo punktów co GKS Bełchatów, uplasował się Ruch, którego od spadku uchroniła tylko lepsza różnica bramek i lepszy bilans bezpośrednich spotkań (w dwumeczu dwa razy 2:0).