31.10.1987 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 4:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
31 października 1987 (sobota)
1. liga 1987/88, 13. kolejka
Górnik Zabrze 4:0 (2:0) ŁKS Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Kazimierz Orłowski (Lublin)
Widzów: ok. 15 000
Herb.gif HerbLKSLodz.gif
Cyroń 14 g
Warzycha 37
Urban 78
Kołaczyk 88
1:0
2:0
3:0
4:0
Yellow card.gif Soczyński
(1-4-4-2)
Józef Wandzik
Robert Warzycha
Józef Dankowski
Marek Piotrowicz
Marek Kostrzewa
Marek Majka (71 Krzysztof Kołaczyk)
Ryszard Komornicki
Andrzej Iwan
Jan Urban
Ryszard Cyroń
Krzysztof Baran (87 Jerzy Misztur)
SKŁADY (1-4-4-2)
Jarosław Bako
Marek Chojnacki
Witold Bendkowski
Witold Wenclewski
Sławomir Różycki (65 Krzysztof Stefański)
Dariusz Podolski
Juliusz Kruszankin
Grzegorz Więzik
Piotr Soczyński
Stanisław Terlecki
Ryszard Robakiewicz
Trener: Marcin Bochynek Trener: Leszek Jezierski
Bilet meczowy.

Relacje

Sport

Zaskoczenie.

Zabrze. Dziwny i ciekawy mecz. Tak dziwny, że trudno go obiektywnie ocenić. Trzeba to zrobić co najmniej z kilku punktów widzenia. Najpierw weźmy pod uwagę suche fakty. To spotkanie miało mieć największy ciężar gatunkowy w tej rundzie rozgrywek. Aktualny mistrz Polski i lider tabeli stanął naprzeciwko drużyny, która do tej pory była rewelacją ligi (druga pozycja w tabeli i parę świetnych występów). Myśląc logicznie, powinno więc zabraknąć przymiotników na opisanie walki, dramaturgii zdarzeń, ilości sytuacji podbramkowych, itp.

Tymczasem łodzianie sprawiali wrażenie jakby zlekceważyli ten mecz… Przegrali bezdyskusyjnie i praktycznie rzecz biorąc nie stawiali nawet oporu! Ich postawy nie można nawet wytłumaczyć sloganem „tak się gra jak przeciwnik pozwala”, ponieważ zabrzanie zagrali „tylko” na swoim normalnym poziomie i na dobrą sprawę można wyliczyć kilka spotkań, w których Górnik zaprezentował się znacznie korzystniej niż w sobotę. Wynik sugeruje coś innego. Jak to wytłumaczyć? Zbieg okoliczności, słaby dzień ŁKS, wyjątkowa skuteczność górników, czy brak motywacji w zespole gości?

Poza tym jak wyjaśnić brak zgrania i wzajemnego niezrozumienia intencji pomiędzy Terleckim i resztą drużyny? Partnerzy napastnika z Łodzi powiedzą z pewnością, że grał on zbyt indywidualni i egoistycznie, a Terlecki odpowie na to, że nie miał z kim grać. Komu przyznać rację? Nie jest to z resztą takie istotne. Mleko już się rozlało.

Kolejne bramki coraz bardziej rozbijały łodzian. Tym bardziej, że strzałów było tylko trochę więcej niż goli. Jarosław Bako był wyjątkowo bezradny. Właściwie energicznie zareagował tylko raz: w 16 min. instynktownie obronił strzał Barana z tzw. kozła. Nie miał natomiast nic do powiedzenia w 14 min., kiedy to Kostrzewa dośrodkował z lewej strony do Cyronia (obrońcy ŁKS-u byli na miejscu, ale z tej obecności nic nie wynikło). Podobnie było w 37 minucie, gdy Warzycha w pełnym biegu dopadł piłkę w odległości 18 metrów od bramki i bez zastanowienia strzelił (wyglądało to na rykoszet). Historia powtórzyła się w 78 minucie. Tym razem Komornicki zagrał do Urbana i znowu ta nieskomplikowana akcja przyniosła zabrzanom bramkę. Na cztery do zera podwyższył Kołaczyk, prawdopodobnie dlatego, że rywale nie spodziewali się jakiegoś zagrożenia ze strony rezerwowego.

Takiej skuteczności i takiej postawy przeciwnika należałoby życzyć Górnikowi w najbliższą środę. Jest jednak mało prawdopodobne, by Glasgow Rangers potraktował mistrzów Polski równie łagodnie jak ŁKS. Ale owe 4-0 na pewno nieco zachwieje pewność siebie Szkotów. Liczymy również, że Górnik zechce udowodnić, iż pogrom ŁKS nie był spowodowany wyłącznie żenującą formą podopiecznych Leszka Jezierskiego.

Adam Barteczko, Sport, nr 214 z 2 listopada 1987r.