19.03.1994 - GKS Katowice - Górnik Zabrze 0:1 (mecz przerwany)

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 marca 1994 (sobota), godzina 16:00
1. liga 1993/94, 19. kolejka
GKS Katowice 0:1 (0:1) Górnik Zabrze Katowice, stadion GKS-u
Sędzia: Marek Kowalczyk (Lublin)
Widzów: ok. 6 000
HerbGKSKatowice.gif Herb.gif
0:1 Koseła 21
Ledwoń Yellow card.gif Grembocki, Hajto, Jegor, Koseła, M. Staniek
Janusz Jojko
Kazimierz Węgrzyn
Marek Świerczewski
Krzysztof Maciejewski
Grzegorz Borawski
Adam Ledwoń
Dariusz Grzesik (11 Zdzisław Strojek)
Dariusz Rzeźniczek
Mirosław Widuch (67 Arkadiusz Szczygieł)
Dariusz Wolny
Marian Janoszka
SKŁADY Marek Bęben
Tomasz Hajto
Tomasz Wałdoch
Mirosław Staniek
Piotr Jegor
Jacek Grembocki
Mieczysław Agafon
Dariusz Koseła
Arkadiusz Kubik
Grzegorz Mielcarski
Henryk Bałuszyński
Trener: Piotr Piekarczyk Trener: Hubert Kostka

Dodatkowe informacje

  • Mecz przerwany w 72. minucie z powodu awarii światła. Powtórzony 20 kwietnia.

Relacja

Sport

Zgasło światło

Mecz się odbył. Trwał tylko 71 minut, ale trwał. Do wydarzeń związanych z tym wszystkim co się stało w momencie awarii jednego z masztów oświetleniowych wrócimy w jutrzejszym „Sporcie”. Tu zajmijmy się wydarzeniami na murawie tym bardziej, że były one bardzo interesujące.

Katowiczanie zmobilizowali wszystkie siły. Jojko stanął pomiędzy słupkami, Wolny grał w ataku. Pierwszy zapomniał o kontuzji, drugi o grypie. Co prawda to Maciejewski po faulu Stańka na Janoszce zainaugurował popisy strzeleckie wykonując wolnego - strzelił z 18 metrów pod poprzeczkę, ale Bęben był na posterunku. Później jednak „cięty” trzy razy Grzesik padł i zaczął wzywać pomocy masażysty, który jednak niewiele mógł już zdziałać. Musiała nastąpić zmiana. I nastąpił też okres przewagi Górnika.

W 5 min. Widuch stracił piłkę w środku pola. Przejął ją Grembocki, ruszył do przodu zagrał do Bałuszyńskiego, który zakręcił Węgrzynem, ale Jojko obronił sprytny strzał. Jeszcze ładniej bramkarz GKS obronił strzał Agafona minutę później. Katowiczanie nie potrafili przeprowadzić groźniejszej akcji. Rozpędzającego się Rzeźniczaka powstrzymywał (nie zawsze przepisowo) Hajto, a jedyne okazje podbramkowe mieli gospodarze po rzutach rożnych. W 11 min. w tłoku po tym stałym fragmencie gry właśnie próbował celnie główkować Węgrzyn i dobijać Wolny, ale nie skierowali piłki do bramki.

Na kolejne okazje katowiczan musieliśmy czekać do straconej przez nich bramki. Węgrzyn pozwolił się ograć Mielcarskiemu, który minął także Świerczewskiego, a potem w polu karnym było już dwóch zabrzan i jeden Jojko. Obronił strzał Bałuszyńskiego, ale wobec dobitki Koseły był bezradny. Minęło jednak kilkanaście sekund i mogło być 1-1. Rzeźniczek zagrał idealnie do Borawskiego, który z 6 metrów mierzył w długi róg. Strzelił po ziemi tuż obok słupka. W 26 min. Grembocki zaatakował w polu karnym Rzeźniczka i zapachniało karnym, ale arbiter wskazał na róg. W 38 min. Strojek ograł Wałdocha na skrzydle zacentrował płasko po ziemi i Borawski drugi raz zmarnował dogodną szansę będąc 5 metrów od bramki. W 44 min. wydawało się już, że arbiter pokaże czerwoną kartkę (już po nią sięgnął) Grembockiemu, ale na przerwę obie drużyny schodziły w komplecie.

Druga połowa zaczęła się od akcji Widuch-Wolny i strzału „lobem do tyłu” Janoszki z 5 metrów. Przestrzelił, a mógł odegrać nadbiegającemu Wolnemu. W 49 min. w zamieszaniu po rogu bitym przez Rzeźniczka strzelał Janoszka, a na linii bramkowej Bębna wyręczył Mielcarski. W 54 min. po akcji Ledwoń-Wolny zabrakło „zamknięcia” akcji z lewego skrzydła. I wreszcie zakończył ten okres przewagi gospodarzy strzał Ledwonia w 70 min. po akcji Strojek-Wolny. Bomba z 16 metrów minęła okienko, a potem była pierwsza groźna kontra Górnika i… zgasło światło.

Jerzy Dusik, Sport nr 56 z 21 marca 1994 r.

Po zwycięstwie

Wszystko układało się jak należy… Może z wyjątkiem pokaźnej liczby żółtych kartek (aż 5), które eliminowałyby (eliminują?) z gry w następnym meczu Stańka, Kosełę i Grembockiego. Nie to jednak było najważniejsze. W tym momencie liczył się wynik: prowadzenie na boisku groźnego rywala 1-0…

Górnik nie przyjechał do Katowic, by nerwowo oczekiwać upływu 90 minut i bronić remisowego rezultatu, chciał wygrać i widać to było od pierwszych minut. Wprawdzie najpierw Marek Bęben pokazał najwyższy kunszt broniąc niebezpieczny strzał Maciejewskiego z rzutu wolnego, ale już w 5 minucie Henryk Bałuszyński zrewanżował się, po ograniu Węgrzyna, mocnym uderzeniem, z którym jednak Janusz Jojko bez większego problemu sobie poradził. Już minutę później zabrzanie ponownie zagrozili bramce miejscowych. W okolicach środka boiska Mieczysław Agafon otrzymał piłkę od Grzegorza Mielcarskiego. Błyskawicznie pobiegł z nią w kierunku bramkarza przeciwników, uderzył płasko w długi róg, lecz i tym razem doświadczenie Jojki wzięło górę. Nie zniechęciło to bynajmniej podopiecznych Huberta Kostki. Próbowali jeszcze Piotr Jegor - niecelnie z dystansu i jeszcze raz Agafon - tym razem niebezpieczne dośrodkowanie (strzał?) z rzutu rożnego.

Impet zabrzan nie słabł, a potwierdzeniem tego była najładniejsza akcja meczu, po której objęli prowadzenie. Była 21 minuta spotkania… Piłkę na lewej stronie boiska przyjął Mielcarski. Popędził na bramkę GKS, minął pilnującego go Węgrzyna, poradził sobie też ze Świerczewskim i dokładnie zagrał do Bałuszyńskiego. Ten znalazł się sam przed Jojką, który zdołał sparować strzał. Piłka trafiła jednak wprost pod nogi niepilnowanego Dariusza Koseły, który ze stoickim spokojem umieścił ją w pustej bramce.

Gospodarze nie zamierzali składać broni. Tuż po wznowieniu gry od środka defensywa Górnika pogubiła się i Borawski omal nie wyrównał strzałem z ostrego kąta. W 31 minucie Jacek Grembocki po dośrodkowaniu Jegora nie trafił czysto głową w piłkę, a była to okazja do podwyższenia prowadzenia… Katowiczanie niewiele mieli do powiedzenia w pierwszej połowie, grę kontrolowali goście. Zacięcie walczono o piłkę. Po jednym z fauli Grembocki omal nie opuścił boiska. Sędzia trzymał już w dłoni czerwony kartonik, lecz po interwencji „adwokata” Mielcarskiego arbiter pozostał przy żółtym.

Po zmianie stron miejscowi zaatakowali agresywniej, co wprowadziło w szyki obronne zabrzan nieco chaosu. Bramkarza GKS starali się w tym czasie zaskoczyć Jegor i Agafon - bez powodzenia. Kiedy zabrzanie - jak się wydawało - przetrzymali napór miejscowych i ponownie, częściej zaczęli atakować… zgasło światło.

Rafał Zaremba, Sport nr 56 z 21 marca 1994 r.