29.07.2000 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 4:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
29 lipca 2000 (sobota), godzina 17:00
1. liga 2000/01, 2. kolejka
Górnik Zabrze 4:1 (1:1) Ruch Chorzów Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom)
Widzów: 3 085
Herb.gif HerbRuchChorzow.gif

Szemoński 30
Kompała 47 k
Kawondera 63
Kompała 66 k
0:1
1:1
2:1
3:1
4:1
Surma 16 g
Kompała 22 (F), Kawondera 29 (ręka), Kolasa 84 (F) Yellow card.gif Surma 40 (NS), Fornalik 41 (F), Paluch 82 (F)
(1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski 7
Jacek Wiśniewski 7
Grzegorz Lekki 7
Rafał Kocyba 7
Michał Probierz 7
Grzegorz Bonk 7
Adam Kompała 7
Dalibor Možanić 6 (86 Daniel Kołodziejski n.)
Tomasz Prasnal 7
Marek Szemoński 8 (83 Robert Kolasa n.)
Shingi Kawondera 7 (90 Arkadiusz Matejko n.)
SKŁADY (1-3-5-2)
Jakub Wierzchowski 4
Tomasz Szuflita 4 (62 Marcel Băban n.)
Mariusz Masternak 4
Marek Wleciałowski 4
Rafał Kwieciński 4 (65 Maciej Mizia n.)
Tomasz Fornalik 4
Łukasz Surma 5
Bartłomiej Jamróz 5
Sławomir Paluch 5
Krzysztof Bizacki 4
Mariusz Śrutwa 4 (62 Bartosz Tarachulski n.)
Trener: Mieczysław Broniszewski Trener: Jan Żurek

Dodatkowe informacje

  • Spotkanie ligowe z Ruchem nr 85 (derby nr 108).
  • Spotkanie ocenione na 4 gwiazdki według Sportu (obok piłkarzy noty według tegoż dziennika).

Relacja

Kołyska zabrzan w podziękowaniu dla kibiców. (Fot. Jerzy Kleszcz [w:] „Sport” nr 165 z dnia 31.07.2000, s. 1)
Bilet meczowy.

2. kolejka sezonu 2000/01. Wielkie derby Śląska w Zabrzu. Na inaugurację Górnik przegrał na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław 0:1 (0:1). Trzy dni wcześniej podopieczni Mieczysława Broniszewskiego zremisowali natomiast bezbramkowo z Górnikiem Łęczna w Pucharze ligi. Zdaniem trenera zabrzan na korzyść rywali mógł przeważać fakt znajomości zawodników Górnika przez nowego szkoleniowca niebieskich, Jana Żurka. Pracował z nimi wystarczająco długo, by poznać ich wady i zalety. Ponadto pod znakiem zapytania stał występ kontuzjowanych: Daniela Gacka, Grzegorza Bonka i Piotra Gierczaka, co mogło mocno osłabić grę zabrzan.

W trzech ostatnich meczach z Ruchem zabrzanie schodzili z boiska pokonani. Tym razem Górnik miał jednak spory atut w postaci dopingu swoich kibiców, bowiem trybuny zawsze licznie okupowane przez fanów niebieskich pozostały puste. Sympatycy Ruchu Chorzów nie zobaczyli tego spotkania, gdyż zakaz wyjazdowy jaki otrzymali po awanturach w poprzednim meczu w Zabrzu, obowiązywał ich do końca roku. Pozostał jedynie płatny kanał telewizyjny, który przeprowadził bezpośrednią transmisję z meczu.

Ruch z kolei na inaugurację wygrał 2:1 (1:1) z Widzewem Łódź. Nie była to jednak gra, która powalała na kolana, ale trzeba pamiętać, że w drużynie nadal brakowało Marcina Molka, Jarosława Potoka i Jana Wosia.

85. derby były wspaniałym widowiskiem. Górnik odniósł wysokie zwycięstwo, nawiązując wynikiem do podobnych triumfów pod koniec lat 60-tych i 70-tych. Starsi kibice siedzący na trybunach przypominali spotkania, w których głównie za sprawą Włodzimierza Lubańskiego górnicy dwukrotnie pokonali rywali zza miedzy w identycznym stosunku. Ruch poległ jednak trochę na własne życzenie, robiąc w drugiej połowie dziecinne błędy w obronie i oddając pole rywalom bez walki.

Zaczęło się uroczyście – od prezentacji przez Stanisława Płoskonia zespołu Górnika zabrzańskim kibicom. Prezes znany z niekonwencjonalnych zachowań, wziął spikerowi zawodów mikrofon i sam przedstawił swoich chłopaków. Przy osobie Marka Szemońskiego, dla którego był to po trzech latach tułaczki (Widzew Łódź, Lech Poznań) setny występ w barwach Górnika, zaimprowizował: - Panowie – krzyczał – powraca do nas syn marnotrawny, wychowanek Górnika, który chce grać tutaj. Nie gwizdajcie na niego, może dzisiaj bramkę strzeli. Jak się okazało, były to prorocze słowa. W 30 minucie w niegroźnej sytuacji faulowany był Tomasz Prasnal. Piłkę wrzucił z wolnego Michał Probierz, w powietrzu Jacek Wiśniewski zderzył się bodaj z Szemońskim i futbolówka trochę przypadkowo spadła pod nogi Adama Kompały. Najskuteczniejszy w ubiegłym sezonie napastnik miejscowych zagrał na środek pola karnego, a Szemoński w tłoku, leżąc, skierował piłkę do siatki.

Wcześniej, przez dwa kwadranse mecz tak się układał, że nic nie wskazywało na klęskę chorzowian. Co prawda już w 7 minucie Grzegorz Bonk z wolnego trafił w poprzeczkę, a w chwilę potem jego wyczyn skopiował – po akcji Michała Probierza – Kompała, trafiając w spojenie, ale Ruch nie był wówczas gorszym zespołem. Goście byli szybsi, grali pomysłowo i również trafiali w światło bramki (Sławomir Paluch – poprzeczka). Udokumentowaniem ich dobrej gry była bramka zdobyta przez Łukasza Surmę. Krzysztof Bizacki z wolnego precyzyjnie wrzucił lewą nogą, a najmniejszy na polu karnym pomocnik przyjezdnych głową dał nadzieję Ruchowi.

Już pierwsza akcja po zmianie stron przyniosła Górnikowi prowadzenie. Rozpędzonego Szemońskiego faulował Mariusz Masternak. - Nie faulowałem, Szemoński widząc, że nie ma szans na dojście do piłki, przewrócił się. – mówił zrozpaczony obrońca gości, tymczasem sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość. W 53 minucie mogło, a zdaniem trenera Żurka, powinno być 2:2. Najładniejszą akcję Rafała Kwiecińskiego i Ruchu próbował sfinalizować Mariusz Śrutwa, jednakże po jego główce piłka minimalnie chybiła celu. Rewizyta na połowie niebieskich przyniosła groźne uderzenie Grzegorza Bonka i Kompały – strzał obronił na spółkę Masternak i Jakub Wierzchowski. Wkrótce też doszło do fatalnego w skutkach dla Tomasza Szuflity wydarzenia. Piłka po strzale Szemońskiego trafiła obrońcę Ruchu w głowę i ten padł na murawę. Interwencja lekarza przywróciła przytomność piłkarzowi, jednakże wizyta w szpitalu stała się nieodzowna. Wstępne diagnozy mówiły o wstrząsie mózgu. Kilka chwil potem zdezorganizowana obrona chorzowska popełniła kolejny błąd. Tomasz Prasnal przedarł się prawą stroną i zagrał do nieobstawionego napastnika miejscowych, który dopełnił formalności. Tak więc Kawondera, który w dniu meczu obchodził dopiero 18. urodziny strzelił na 3:1. Chwilę po jego golu, nastąpił jeszcze jeden błąd obrony Ruchu. Tym razem Kompałę sfaulował Tomasz Fornalik i Ruch znalazł się na kolanach, z których nie podniósł się już do końca meczu.

To były naprawdę ciekawe derby. Gospodarze zagrali nareszcie tak, jak oczekiwali tego kibice, szkoleniowcy i działacze klubowi. Świetne spotkanie rozegrał przede wszystkim Marek Szemoński: - Chciałem przełamać lody między mną i kibicami, którzy gwizdali na mnie, gdy wyszedłem do prezentacji – mówił uradowany po meczu. – „Kołyska” po bramce była ukłonem w ich stronę. Ruch, mimo wysokiej porażki, pokazał jednak, szczególnie w pierwszych dwóch kwadransach, że w piłkę również grać potrafi. Zarzutem mogła być jedynie niefrasobliwa gra w defensywie i fakt, że po utracie drugiej bramki niebiescy zbyt szybko się poddali.