Sezon 1967/68 w Pucharze Polski
W sezonie 1967/68 Górnik Zabrze zdobył po raz drugi Puchar Polski.
Spis treści
Droga do finału Pucharu Polski w sezonie 1967/68
1/16 finału
03.12.1967 - Wawel Kraków - Górnik Zabrze 0:5 (0:2)
Lubański '5, Szołtysik '40(k), '83, Lentner '70, Klencz '86
Gdyby to spotkanie rozegrane zostało kilka dni wcześniej, byłoby wydarzeniem zapewne drugoplanowym. Jednakże po sukcesie Górnika (zwycięstwie nad Dynamem Kijów) mecz ten wzrósł do rangi ewenementu sezonu. Górnicy wystąpili bez Latochy (złamana ręka), Olka (kontuzja kolana), Deji (trener zalecił niedawnemu juniorowi odpoczynek). W drugiej części gry miejsce Kostki zajął Gomola, a za Musiałka wszedł Klencz, którego nazwisko rzadko dotąd pojawiało się na afiszach. Ale nawet tak przemeblowany skład niepodzielnie panował na boisku demonstrując wiele akcji tak dobrze znanych ze spotkań z Dynamem. Zabrzanie rozpoczęli w ustawieniu 4-3-3, później na stałe do przedniej linii przeniósł się Szołtysik, a Wilczek składał częste wizyty obronie Wawelu. Przestała bowiem obowiązywać dyscyplina taktyczna z meczu z Dynamem, jedyne co obowiązywało to zasada, aby krakowianie zobaczyli zespół Górnika ze wszystkimi znamionami zwycięzców Dynama. Zadanie to zostało wykonane w stu procentach - pięć bramek mówi samo za siebie. Zabrzanie zaprezentowali wiele wyrafinowanych akcji. W sztuce tej brylował najmniejszy na boisku Szołtysik. Górnicy często zwalniali tempo akcji oszczędzając tym samym przeciwnika, jednak gdy tylko któryś z napastników dał hasło do przeprowadzenia szarży w tempie jednostajnie przyspieszonym, wówczas każdy manewr się udawał. Wszytko to złożyło się na spotkanie, o którym można powiedzieć krótko: było to spotkanie z Wawelem i entuzjastycznie witającą zabrzan publicznością.
1/8 finału
14.04.1968 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 1:4 (1:0)
Lentner '50, Musiałek '54, '65, Skowronek '70
Początek meczu w wykonaniu zabrzan był dosyć dziwny. Zdawało się, że Ślązacy dali szanse partnerom, aby pokazali co potrafią. Łodzianie korzystali z tego zaproszenia, ile dusza zapragnie, ale Kostka redukował ich nadzieje do mikroskopijnych rozmiarów i skończyło się tylko na jednej bramce. Górnicy sprawiali wrażenie jakby zdziwionych impetem natarć gospodarzy. Nawet Oślizło miewał momenty niepewności, na szczęście bez katastrofalnych skutków. I nagle wszystko się zmieniło. ŁKS miał w drugiej połowie dwóch sprzymierzeńców: wiatr i słońce, ale przeciw sobie Górnika w naprawdę mistrzowskim wydaniu. Ze swobodą doświadczonej baletnicy Ślązacy poruszali się po zielonej murawie i dali pokaz futbolu. Piłkarze ŁKS-u długimi okresami stali jak wryci i nie potrafili przechwycić piłki, którą bawili się zabrzanie. Pod koniec, kiedy wszyscy kibice ŁKS-u domagali się zmniejszenia porażki, Górnik pokazał jak "szanować" piłkę. Wędrowała ona od pierwszej linii aż pod pole karne i wracała znów do forpocztów, a przeciwnicy byli poza jej zasięgiem. Różnie komentowano taki przebieg walki, lecz zdaje się nie ulegać wątpliwości, że Górnik straciwszy wiele nadziei na obronę tytułu mistrzowskiego, postanowił wyzyskać możliwość zatriumfowania w Pucharze Polski i zrealizował ją we wzorcowym stylu.
1/4 finału
05.05.1968 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 1:0 (1:0)
Lubański '28
Upłynęło niecałe sześć tygodni odkąd Górnik i Zagłębie spotkały się w rozgrywkach ligowych i oto obie drużyny znowu stanęły naprzeciw siebie. Kibice spodziewali się kopii tamtego spotkania, jednak przebieg meczu absolutnie nie potwierdził ich oczekiwań. W 34. minucie kontuzjowanego Mygę zastąpił Hausnet, który grał na prawym skrzydle, a w 59. minucie kontuzji stawu kolanowego doznał Leszczyński i od tego momentu sosnowiczanie grali w dziesiątkę. Aż do utraty bramki zmiana składu i taktyki nie miała większego wpływu na postawę gości. Zabrzanie zwalniali tempo gry, aby nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. W czasie meczu górnicy wypracowali dwie idealne pozycje, z których przy większym zdecydowaniu strzelców (Wilczek i Lentner) mogli uzyskać następne bramki. Druga połowa była mniej ciekawym widowiskiem. Akcje były rozgrywane w wolnym tempie, więc oprócz wspomnianych wcześniej roszad w składzie Zagłębia nie pojawiły się bardziej atrakcyjne momenty. Publiczność ożywiała się tylko w chwilach, kiedy do zabrskiego napadu włączał się nowy ulubieniec - świetnie dysponowany Latocha.
1/2 finału
29.05.1968 - Lech Poznań - Górnik Zabrze 0:2
W półfinałowym meczu o Puchar Polski Górnik z całą bezwzględnością obnażył wszystkie braki i słabości poznańskiego Lecha. Mecz trwał praktycznie 48 minut, to jest do zdobycia przez górników drugiej bramki. Później już zwycięzcy zupełnie się nie wysilali, grając na zwolnionych obrotach. Mimo znacznej różnicy klasy Lech rozpoczął grę bardzo obiecująco. Przez kilka minut trwał duży napór na bramkę Kostki. Z upływem czasu defensywa Górnika opanowała jednak sytuację, a Oślizło okazał się zaporą nie do przebicia, zresztą przez większość spotkania tylko on trwał na połowie Górnika. Para Lubański i Szołtysik miała swój kolejny dobry dzień. Zwłaszcza Lubański popisywał się efektownymi rajdami, które kończyły się przeważnie celnymi strzałami. Kolejarze przeciwstawili gościom jedynie ambicje i ofiarność, choć i tej nie starczyło na cały mecz. System krótkich podań, brak oswobadzających przerzutów - wszytko to nie mogło przynosić efektów. Pierwsza bramka dla Górnika padła dość przypadkowo. Lubański po długim rajdzie oddał piłkę Szołtysikowi, który skierował ją w stronę bramki. Możliwe, że piłka przeszłaby obok słupka, ale napotkała na swojej drodze nogi Mroczoszka, zmieniła lot i wpadła do siatki, obok zdumionego Wittiga. Drugi gol był jednak wysokiej marki. Lubański z dziecinną łatwością ograł kilku obrońców i z odległości kilkunastu metrów strzelił nie do obrony. Później pojawiły się tylko jednorazowe popisy poszczególnych graczy, widać było jednak, że zwycięzcom nie zależy już na powiększeniu dorobku bramkowego.
Finał
Stadion Śląski w Chorzowie
26.06.1968. Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 3:0
Lubański '30, '70, '85
Finał Pucharu Polski odbył się w atmosferze wolnej od zwykłego w takich wypadkach podniecenia i napięcia. Z góry było wiadomo, że bez względu na wynik zabrzanie zdobędą uprawnienia do udziału w międzynarodowym turnieju zdobywców krajowych pucharów, a Ruch jako mistrz, startować będzie w rozgrywkach PKME. Fakt ten wpłynął zarówno na frekwencję, jaki i na nastrój na boisku. Bezpośrednią transmisję z drugiej części tego spotkania przeprowadził program pierwszy Polskiego Radia. Górnik zrewanżował się za niedzielną porażkę w mistrzostwach i w sumie tego co pokazał zasłużył na zwycięstwo, aczkolwiek gra jego nasuwała sporo zastrzeżeń. Górnik pozostawiał sporo luk w kryciu, więc zawodnicy nadrabiać musieli biegiem własne niedopatrzenia taktyczne. Oślizło, Latocha i Florenski okazali się jak zwykle nieustępliwi. Kostkę zastępował tym razem Gomola, który parokrotnie bardzo dobrze interweniował. Nawet pierwsza bramka zdobyta po pół godzinie nie wpłynęła na obraz gry. W sumie górnicy pozostawili lepsze wrażenie, gdy po przerwie podwyższyli tempo i zaczęli grać z większym animuszem. Zwycięstwo ich było zasłużone, tym bardziej, że wszystkie trzy bramki były bardzo efektowne. Dzięki nim Lubański poprawił swoją reputację za mniej widoczną grę w polu. Widowisko nie było zbyt ekscytujące. "Wakacyjna" była też reakcja widowni. Obserwatorowi nasuwał się wniosek, że w przyszłości przyjdzie ułożyć kalendarz tak, by finał Pucharu Polski, któremu chcemy nadać pełną rangę, odbywał się przed zakończeniem mistrzostw. Po meczu wiceprzewodniczący GKKFiT - Józef Rutkowski wręczył Puchar Polski jego zdobywcom, górnikom z Zabrza. PUCHAR POLSKI PO RAZ DRUGI W ZABRZU.