Jan Niesyto
Jan "Bolek" Niesyto (14.09.1941 – 25.01.2002)
- Historia Górnika to historia mojego życia. To dzieje moich nadziei – spełnionych, niespełnionych, moich marzeń i dokonań. Bez Górnika moje życie byłoby znacznie uboższe, bardziej przyziemne, szare… – pisał we wspomnieniach „Bolek”. Z zabrzańskim klubem był związany przez lata. Wszystko zaczęło się 18 marca 1956 roku. Wtedy po raz pierwszy, mając 15 lat, zawitał na stadion przy Roosevelta. Od tej pory wiedział, że zawsze już będzie kibicował Górnikowi. Nie ma się czemu dziwić, w końcu nie mógł trafić lepiej. Pierwszy mecz w ekstraklasie i od razu pierwsze derby: Górnik Zabrze – Ruch Chorzów. Beniaminek kontra ośmiokrotny mistrz Polski. Pojedynek Dawida z Goliatem, który zakończył się tak, jak biblijna konfrontacja. Górnik wygrał 3:1. Dwie bramki strzelił Edward Jankowski, jedną Manfred Fojcik.
Mimo wzajemnej niechęci kibiców obu śląskich klubów, jaka narodziła się już wkrótce, „Bolek” miał szacunek do niebieskich. Potrafił dogadać się z działaczami Ruchu. Co więcej, kiedy prezes Rogala był chory, dzwonił do niego z pytaniem, czy nie trzeba mu w czymś pomóc… Czy kogoś byłoby dzisiaj stać na podobny gest?
Począwszy od derbowego meczu, „Bolek” chodził z kolegami na wszystkie mecze. Nawet wtedy, gdy skończył już szkołę i podjął pracę jako kierownik Technikum Ceramicznego w Gliwicach. Był to koniec lat sześćdziesiątych. Zabrzańska drużyna zaliczyła już pierwsze sukcesy na arenie międzynarodowej i szykowała się do kolejnych wielkich spotkań pucharowych. Któregoś dnia zaprosił na spotkanie ze swoimi wychowankami gwiazdy drużyny z Roosevelta: Lubańskiego, Skowronka i Musiałka. Była to dla uczniów wielka frajda. Wtedy też narodziła się przyjaźń z Włodkiem.
Do Górnika „Bolek” trafił w 1974 roku, kiedy utworzono szkółkę piłkarską „Gwarek”. Razem z Hubertem Kostką zaproszono go do gabinetu dyrektora Technikum Górniczego w Zabrzu, gdzie spotkali się z dyrektorem Suchorończakiem z Ministerstwa Górnictwa. Górnikowi odmówić nie śmiał, rozpoczął więc pracę z młodymi adeptami piłki nożnej. 24 godziny na dobę. Klub – szkoła – internat. Zajmował się wszystkimi sprawami młodych ludzi, począwszy od treningów, poprzez naukę, na sprawach życiowych skończywszy. Pomagał zaadaptować się chłopcom przyjeżdżającym z całej Polski. Selekcja do drużyn młodzieżowych odbywała się bowiem dwutorowo – przez Górnika i Gwarka. Do Górnika trafiali chłopcy miejscowi, do Gwarka – z całego kraju. „Bolek” w całej swej karierze wychował wielu znanych piłkarzy, jak choćby Michała Probierza, Marcina Kuźbę, Piotra Gierczaka czy Mieczysława Agafona. Poza tym, pomagał zawodnikom pierwszej drużyny w kontynuowania nauki w szkołach zaocznych lub wieczorowych.
Kiedy przy okazji zakładania szkółki, prezes Górnika pierwszy raz zaprosił „Bolka” do siebie, doszło do pamiętnego zakładu z Hubertem Kostką. – Dla mnie Górnik to świątynia. Pierwszy raz nie wejdę tam w butach – powiedział do byłego już wówczas bramkarza biało-niebiesko-czerwonych. - Wygłupiasz się – odparł Kostka. – Wiem, że jesteś sentymentalny, ale bez przesady… - Hubert, dla Ciebie to jest tylko klub, ale nie dla mnie – upierał się przy swoim Niesyto. - Bolek, możemy się założyć, że nie zdejmiesz butów. I Hubert przegrał zakład. „Bolek” stanął przed drzwiami, zdjął buty i dopiero wtedy przekroczył próg. W klubie zapanowała konsternacja. Widząc zdziwione miny, powiedział więc: - Panowie wszedłem do świątyni. Różnie toczyły się potem losy Górnika, ale do końca życia zdania nie zmienił.
„Bolka” zapamiętano jednak głównie z pełnienia funkcji rzecznika prasowego. Pierwszą konferencję poprowadził w 1977 roku, po meczu z Haką Valkeakoski w Pucharze UEFA. I tak już zostało na długie, długie lata. W końcu nikt nie robił tego lepiej niż on. Dbał o etykietę. Pomagał dziennikarzom. – Na Górniku nie może być żadnego folkloru, musi być Europa w każdym calu – mawiał.
W roli rzecznika występował na konferencjach klubowych, ale zdarzało się nawet, że i reprezentacyjnych. Wspominał zawsze mecz drużyn olimpijskich Polska – Dania, którego wynik miał zadecydować o wyjeździe do Barcelony. Piłkarz Widzewa, Konwenicki, który opiekował się drużyną duńską musiał pojechać do szpitala z kontuzjowanym zawodnikiem, więc „Bolka” poproszono o tłumaczenie. Niemiecki znał, duńskiego nie, ale na szczęście trenerem Duńczyków był Jansen, ten sam który grał w Bayernie i znał dobrze niemiecki. To go wtedy uratowało.
Innym razem w roli rzecznika wystąpił podczas towarzyskiego meczu Polska – Niemcy w Zabrzu. Niemcy zorganizowali w hotelu konferencję prasową dla polskich dziennikarzy, ale zapomnieli zaprosić tłumacza. „Bolek” tłumaczył więc wypowiedzi Vogtsa, a nawet zadał mu pytanie, który z dwóch pojedynków polsko-niemieckich lepiej pamięta – ten z Mistrzostw Świata z 1974 r. z Frankfurtu czy z otwarcia Mistrzostw Świata w Argentynie. Wbrew oczekiwaniom wybrał ten drugi. Powód? Urodziła mu się córka.
Największą satysfakcję sprawiła mu jednak obsługa prasowa meczu eliminacyjnego Polska – Francja w Zabrzu. Wielu skarżyło się na ciasnotę na trybunie prasowej, ale mimo to atmosfera, koleżeńskość i sprawność działania wszystkim się spodobała. Przede wszystkim gościom z Francji, co było właśnie zasługą „Bolka”. Tadeusz Fogiel, korespondent polskiej prasy w Paryżu wspominał potem, że w samolocie w drodze powrotnej ekipa francuska wznosiła toasty na cześć ludzi z zabrzańskiego biura prasowego. „Bolek” otrzymał również specjalne podziękowania Francuskiego Związku Dziennikarzy, co znany publicysta, mieszkający w Paryżu Łukasz Wyrzykowski, uznał za ewenement.
Dziennikarze szanowali „Bolka”. Wielu z nich przyjeżdżało do Zabrza nie tyle po to, aby zobaczyć mecze Górnika, ale by spotkać się z „Bolkiem” i usłyszeć: - I co redaktorze, była La Scala? (najsłynniejsza scena operowa w Mediolanie – przyp. red.) Dzięki temu poznał wielu trenerów, piłkarzy, działaczy, przedstawicieli mediów. Z wieloma się przyjaźnił. Często opowiadał historię z 1985 roku, kiedy Górnik grał w Pucharze Europy z Bayernem Monachium. Podczas pierwszego meczu „Bolek” spędził sporo czasu z ekipą z Bawarii. Zaprzyjaźnił się wówczas z Uli Hoenessem. Na pożegnanie trener Bawarczyków powiedział mu: - „Bolek”, do zobaczenia w Monachium. Niesyto odparł jednak, że nie może przyjechać, bowiem nie jest przewidziany w ekipie. Następnego dnia przyszedł do klubu faks podpisany przez Hoenessa, który na koszt Bayernu zaprosił go do Monachium.
Kiedy po okresie transformacji ustrojowej, sport stał się biznesem, a Górnik powoli zatracał swoją tożsamość, dbał o dobre imię klubu jak nikt. Co roku, w przeddzień Święta Zmarłych udawał się na groby ludzi związanych z klubem: Edmunda Kowala, Huberta Skowronka, Jerzego Musiałka, Mariana Olejnika, Alojzego Deji. Zostawiał znicz i proporczyk. - Ja o nich zawsze będę pamiętał, bo stali się cząstką mego życia – mówił. Do końca swych dni interesował się losem dzieci, których rodzice zginęli w wypadku samochodowym, spowodowanym prze byłego piłkarza Górnika, Wojciecha Ozimka. Zawsze pamiętał o tym, że w imieniu Górnika należy złożyć komuś życzenia z różnych okazji. Choć nigdy głośno o tym nie mówił, pomógł naprawdę wielu osobom. Niektórym uratował życie. Bezinteresownie. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale w dzisiejszych czasach trudno o drugiego tak oddanego klubowi człowieka. - Wśród nielicznego grona moich najbliższych przyjaciół „Bolek” zajmował wyjątkowe miejsce. Jemu jedynemu nie wahałem się powiedzieć o najbardziej przykrych dla mnie życiowych sprawach i wiedziałem, że zawsze pozostanie to między nami - mówi Hubert Kostka, były bramkarz Górnika.
„Bolek” potrafił obie zjednywać ludzi. Kiedy Górnik miał podpisaną umowę z Adidasem, pojechał do fabryki po odbiór sprzętu. Wszedł do gabinetu dyrektora i zobaczył zdjęcie niemieckiej „Złotej drużyny” z 1954 roku. Zaczął recytować z pamięci: Turek, Posipal, Liebrich, Kohlmeyer, Eckel, Mai, Rahn, Marlock, bracia Walter – Ottmar i Friedrich, Schaefer, trener Herberger… Zaskoczenie dyrektora było ogromne, ale wkrótce na jego twarzy pojawił się uśmiech i dorzucił Górnikowi dodatkowo 20 kompletów stroju i sprzętu, bo Adidas to od lat oficjalny sponsor reprezentacji Niemiec…
25 stycznia 2002 roku „Bolek” poczuł się źle. Zrobił zakupy i wrócił do swojego mieszkania przy ulicy Tuwima, gdzie mieszkał sam. Zdążył zadzwonić na pogotowie, podać adres i wtedy jego głos w słuchawce zamilkł. Ekipa medyczna dotarła błyskawicznie, ale na reanimację było już za późno. Pogrzeb odbył się 1 lutego w Kościele św. Józefa. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył ksiądz dziekan Józef Kusche z Parafii Świętej Anny w Zabrzu. – „Bolku”, wygrałeś swój mecz! Świadczą o tym tłumy szczerze kochających Cię ludzi, którzy towarzyszą Ci podczas tej ostatniej drogi – mówił nad jego grobem. Żegnało go bowiem ponad dwa tysiące osób.
Niektórzy mówią, że był chory „na Górnik”. Przekładał wyjazd do sanatorium, chcąc być na miejscu, przy swoim klubie. Martwił się o jego losy, ale jednocześnie wierzył w kolejne sukcesy: – Jak się nad tym wszystkim zastanawiam, to myślę, że może wreszcie nastaną dla naszego klubu dobre dni. Trzeba mieć nadzieję, bo inaczej nic nie miałoby sensu – mówił.
Pierwszym meczem bez „Bolka” było spotkanie z Widzewem Łódź, rozegrane 16 marca. W roli rzecznika wystąpił Stanisław Oślizło: – Bardzo będzie nam Ciebie brakowało, Bolku – mówił. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego minutą ciszy uczczono pamięć „Bolka”, a w sali konferencyjnej zawisła biała koszulka z numerem 1 i jego imieniem.