10.09.1969 - Cracovia - Górnik Zabrze 1:1

Z WikiGórnik
Wersja z dnia 19:54, 11 gru 2013 autorstwa Statystyk (dyskusja | edycje) (herb + literówki)
Skocz do: nawigacja, szukaj
10 września 1969
1. liga 1969/70, 5. kolejka
Cracovia 1:1 (0:1) Górnik Zabrze Kraków
Sędzia: Włodzimierz Karolak (Łódź)
Widzów: ok. 25 000
HerbCracovia.gif Herb.gif

Jałocha 88
0:1
1:1
Olek 33
Aleksander Paluch
Andrzej Mikołajczyk
Andrzej Rewilak
Kazimierz Jałocha
Jan Antczak
Andrzej Joczys
Antoni Zuśka
Andrzej Spiżak
Tomasz Niemiec
Ryszard Sarnat
Maciej Gigoń (65 Stanisław Szymczyk)
SKŁADY Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Karol Kapciński
Stanisław Oślizło
Henryk Latocha
Zygfryd Szołtysik
Erwin Wilczek
Alfred Olek
Jan Banaś
Włodzimierz Lubański
Władysław Szaryński
Trener: Michał Matyas Trener: Géza Kalocsay

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Wizyta 8-krotnego mistrza kraju na boisku beniaminka zelektryzowała niemal cały Kraków. Nic więc dziwnego, że komplet 25 tysięcy wejściówek na spotkanie rozszedł się na przysłowiowym pniu. Gospodarze rozpoczęli mecz bez respektu dla utytułowanego rywala. Animuszu starczyło jednak tylko na niecałe pół godziny. Właśnie wtedy górnicy przejęli wyraźną inicjatywę, czego efektem bramka Olka. Zabrzański pomocnik wykorzystał niezdecydowanie obrońców i moment zawahania bramkarza, pewnym strzałem wyprowadzając gości na prowadzenie. Od tego momentu rozpoczął się prawdziwy popis Górników, którzy nieomal nie schodzili z pola karnego Cracovii. Nie przełożyło się to jednak na kolejne trafienia. Tuż przed zakończeniem spotkania ofensywa wytraciła impet, co bezlitośnie wykorzystali gospodarze. Szybka kontra i celny strzał Jałochy w ostatnich minutach doprowadził do wyrównania. Jedenasta lokata po pięciu seriach spotkań Górników stanowiła największe rozczarowanie początku rozgrywek...

Sport

25.000 widzów w Krakowie. Beniaminek bez respektu przed 8-krotnym mistrzem

Biało-czerwoni rozegrali istotnie b. dobrą partię. Od początku natarli na bramkę Kostki i przez pierwszych 30 minut drużyna Lubańskiego, Szołtysika i Oślizły zmuszona była odpierać falowe ataki przeciwnika. Inna rzecz, że w okresie tej wyraźnej przewagi biało-czerwonych każdy kontratak górników, najczęściej organizowany z głębi pola, był niezwykle groźny i Paluch , choć rzadziej zatrudniony, miał więcej zajęcia niż Kostka. W tym okresie jednak obrońcy Cracovii grali niemal bezbłędnie, co specjalnie odnosi się do Rewilaka i Antczaka.

Po pół godzinie gry górnicy przypomnieli sobie swoje najlepsze czasy o pokazali na co ich stać. Nic też dziwnego, że pierwsze mniej zdecydowane wejście obrońców Cracovii w akcję i moment zawahania się Palucha z wybiegiem, wykorzystał Olek, lokując z bliska piłkę w siatce gospodarzy. Strzelcowi bramki znakomitą pozycję wypracował Lubański, który w pełnym biegu przejął podanie Szołtysika i skierował piłkę na prawą stronę, gdzie Olek na moment nie miał przy sobie „anioła stróża”.

Po przerwie ostry szturm na bramkę Cracovii przypuścili górnicy. Siedzący obok trener zabrskiego zespołu dr Kalocsai powiedział po kilku minutach gry – „Oni (domyślnie Cracovia) są już... gotowi”.

Istotnie – przez kilkanaście minut górnicy prawie nie schodzili z pola karnego Cracovii. Wtedy to z jednej strony Lubański, Banaś, a przede wszystkim Szaryński pudłowali w najdogodniejszych sytuacjach, z drugiej zaś Paluch popisał się znakomitym refleksem i olbrzymim szczęściem. W 52 min., kiedy znów pozbawiony „anioła stróża” Lubański z najbliższej odległości strzelił ostro – bramkarz Cracovii zdołał jeszcze sparować piłkę, która wysokim lotem przeszła ponad jego głową i wpadała do siatki. Paluch zdążył jednak cofnąć się na linię i wybić piłkę, ale pod nogi... Lubańskiego. Poprawka zabrskiego snajpera znów odbiła się od bramkarza Cracovii i kiedy rykoszetem wpadała już do bramki, Antczak zdążył jeszcze zagrodzić piłce drogę i wybić w pole. Tego rodzaju sytuacje mnożyły się raz po raz. Do Palucha piłka jak gdyby kleiła się, a kiedy i jemu wymknęła się z rąk, w obronie bramki wyręczali go obrońcy.

Szturm górników trwał prawie pół godziny. W tym czasie trener Cracovii wymienił Gigonia na Szymczyka, górnicy zaś, jak gdyby zrażeni niepowodzeniem, zaczęli z wolna mniej energicznie walczyć. W Cracovię, dopingowaną przez tysiące swoich wiernych sympatyków, wstąpił nowy duch. Na dwie minuty przed końcem meczu gospodarze przeprowadzili szybki atak lewą stroną, skąd Sarnat podał piłkę na przeciwległą flankę,a nadbiegający Jałocha strzelił z bliska nie (...)

Cracovia zasłużyła na pochwały i uznanie. Biało-czerwoni walczyli w tym meczu jak o najwyższą stawkę. Grą i postawą udowodnili, że stać ich na nawiązanie równej walki z najsilniejszymi zespołami. Górnicy okresami, zwłaszcza między 30 a 60 minutą przypomnieli swoje najlepsze czasy. Dotyczy to w pierwszym rzędzie Szołtysika, Latochy, Oślizły i Kostki. Pozostali, a wśród nich Lubański mieli okresy słabszej gry i nie popisali się jako strzelcy. Najbardziej pechowym jednak strzelcem w zespole górników był Szaryński, który przynajmniej 4 razy stracił szansę, jakiej klasowemu piłkarzowi zmarnować nie wolno. Na Banasiu , podobnie zresztą jak na Gigoniu w Cracovii, znać było dłuższą przerwę w zawodach.

Po meczu powiedzieli:

TOMASZ KRUPIŃSKI – CRACOVIA: „Jesteśmy zadowoleni nie tylko z cennego punktu, jaki udało się nam zdobyć z tak doświadczonym przeciwnikiem, ale przede wszystkim z ambicji i postawy całego zespołu, z którego każdy dał z siebie dosłownie wszystko”.

TRENER CRACOVII – M. MATYAS: „Jestem zadowolony ze zrealizowania taktycznych założeń gry mojej drużyny. Joczys, któremu poleciłem opiekę nad Lubańskim, wywiązał się świetnie ze swojego zadania, ograniczając do minimum swobodę ruchów najgroźniejszego strzelca Górnika. Przy takiej grze Joczysa miał jednak dużo swobody Szołtysik, który był siła napędową Górnika. Moi chłopcy zdołali się w końcówce opanować nerwowo, zdobywając w efekcie cenny punkt”.

TRENER GÓRNIKA –DR KALOCSAI: „Bywa tak w piłce nożnej, że zmarnowane seriami 100-procentowe pozycje potrafią się zemścić na grze, a zwłaszcza na wyniku. Muszę jednak wyrazić uznanie dla podziwu godnej ambicji i woli walki krakowskiego zespołu”.

Stanisław Habzda, Sport nr 108 (3194) z 11 września 1969