04.12.2012 - Barbórkowe mecze Górnika
W dniu święta górników trójkolorowi kilkukrotnie rozgrywali pojedynki ligowe. Ostatni, rok temu - ze Śląskiem Wrocław, wygrany przez gości 2:0. Na szczególną uwagę zasługuje jednak mecz towarzyski z Ruchem Chorzów rozegrany w 1958 roku. Przypomnijmy go sobie...
04.12.1958, mecz towarzyski
Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 6:3 (1:3)
Bramki dla Górnika: Pohl (dwie), Lentner, Burczyk, Bomba (sam.), Nieroba (sam.).
Bramki dla Ruchu: Piechaczek, Pieda, Hajduk (sam.).
Górnik: Bernard Śliwka - Antoni Franosz, Stefan Florenski, Henryk Hajduk, Jan Pieczka - Marian Olejnik, Bernard Burczyk, Ernest Pohl, Manfred Fojcik - Edmund Kowal, Henryk Czech (Roman Lentner).
Ruch: Ryszard Wyrobek - Eugeniusz Pohl (Jerzy Bomba), Mieczysław Siekiera, Hubert Pala, Czesław Suszczyk - Antoni Nieroba, Norbert Bochenek (Bernard Bem), Zygmunt Pieda, Eugeniusz Lerch - Alojzy Gasz, Eugeniusz Piechaczek.
Wczesny śnieg i mróz nie przeszkodziły wyjść obu śląskim drużynom na boisko Stali Zabrze. Górnicy wygrali aż 6:3 (1:3) i był to jedyny raz w historii, kiedy zdarzyło się, że jeden z dwójki rywali strzelił drugiemu aż pół tuzina bramek. Wśród nich padły jednak aż trzy samobójcze, w tym jedna dla Ruchu, którą zdobył były gracz niebieskich, Henryk Hajduk. Mogło by się więc wydawać, że widownia miała wystarczającą ilość okazji, by rozgrzać się na przeraźliwym zimnie. W rzeczywistości było jednak inaczej. Gole nie wywoływały większego entuzjazmu, gdyż poprzedzające je akcję nosiły w większości cechy przypadku. Spowodowane to było przede wszystkich warunkami atmosferycznymi. Ośnieżona, śliska nawierzchnia nie tylko uniemożliwiała przeprowadzenie szybkiej i składnej akcji, ale utrudniała nawet poruszanie się po boisku. Zawodnicy bardzo często tracili równowagę i lądowali w śniegu. Ich dodatkowym przeciwnikiem było przeraźliwie zimno, które w poważnym stopniu krępowało swobodę ruchów. Dodatkowo, decydujący wpływ na wynik pojedynku odegrał wiatr. Do przerwy był sprzymierzeńcem niebieskim. Rezultat tego był taki, że posiadali oni wyraźną przewagę w polu, a młody Bernard Śliwka trzykrotnie musiał wyjmować piłkę z siatki.