14.06.1959 - Górnik Zabrze - Cracovia 3:0
14 czerwca 1959 (niedziela), godzina 18:00 1. liga 1959, 11. kolejka |
Górnik Zabrze | 3:0 (2:0) | Cracovia | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Grzegorz Aleksandrowicz (Warszawa) Widzów: 8 000 |
Szalecki 5 Pol 13 Kowal 75 |
1:0 2:0 3:0 |
|||
(1-3-2-5) Joachim Szołtysek (65. Józef Kaczmarczyk) Antoni Franosz Henryk Hajduk Henryk Czech Ginter Gawlik Jan Pieczka Henryk Szalecki Edward Jankowski Edmund Kowal Ernest Pol Jan Kowalski |
SKŁADY | (1-3-2-5) Mieczysław Sztuka Antoni Konopelski Roman Durniok Zygmunt Malarz Waldemar Jarczyk Jerzy Dudoń Herbert Manowski Czesław Fudalej (46. Tadeusz Bąbka) Zygmunt Marciniak Józef Gołąb Henryk Satora | ||
Trener: Janos Steiner | Trener: Michał Matyas |
Relacja
Sport
Kanikuła i nudy na pudy
ZABRZE. Górnik odniósł programowe zwycięstwo, jednak styl, w jakim powiększył swój dorobek punktowy, nie mógł nikomu zaimponować. Zabrzanie wykazali wyraźny przesyt piłki. Grali bez zwykłego rozmachu i polotu, wolno startowali do piłki, a chwilami dosłownie "spali" na boisku, denerwując swoim kunktatorstwem widownię. Inna sprawa, że nawet takie umiejętności wystarczyły całkowicie na jedenastkę Cracovii.
Goście mieli w swoich szeregach zaledwie czterech pełnowartościowych zawodników. Byli to Sztuka, który miał największy udział w tym, że Cracovia wyjechała do domu z bagażem tylko trzech bramek, spokojny, opanowany stoper Durniok oraz obaj ofiarni i pracowici pomocnicy. Pozostali piłkarze Cracovii odbiegali daleko poziomem gry od tej czwórki. Ich największa wadą było uporczywe zwalnianie tempa oraz stosowanie charakterystycznego już dla pasiaków systemu "o jedno podanie za dużo". Najbardziej rzucało się to w oczy w pobliżu pola karnego. Krakowianie tak długo manewrowali i dryblowali z piłką, aż nadbiegł któryś z górników i przerwał tę nieproduktywną zabawę.
Rzecz jasna, iż w takiej sytuacji zwycięstwo wicemistrza wiosny nie było ani przez moment zagrożone. Cała drużyna z wyjątkiem Szołtyska i asekurującego na wszelki wypadek jego przedpole Hajduka, mogła poświęcić całą uwagę budowaniu akcji ofensywnych. Gawlik i Pieczka występowali z reguły w roli cofniętych napastników, a nieraz popisywali się także udanymi centrami i strzałami boczni obrońcy Czech i Franosz. Świątynia Cracovii znajdowała się w nieprzerwanym oblężeniu i górnicy mieli znakomite okazje by pobić tegoroczny rekord strzelecki bytomskiej Polonii. Zaprzepaścili jednak tę szansę głównie dlatego, że nie strzelali, a usiłowali wjechać z piłką do bramki.
Jedynym napastnikiem zabrzan, który nie obawiał się zatrudniania Sztuki z dalszej odległości był prawoskrzydłowy Szalecki. On też zdobył jedyną efektowną bramkę, kierując wolejem do siatki dośrodkowanie Kowalskiego. Pozostałe dwie zostały wtoczone poza linię. Widownia była wyraźnie niezadowolona z takich popisów strzeleckich swoich pupilów. Często też kwitowała je gwizdami. Najwięcej otrzymali ich dryblujący znów do znudzenia Kowal, Jankowski i Pohl, którzy tylko od czasu do czasu podrywali się do bardziej energicznych akcji oraz Kowalski zwracający więcej uwagi na stronę widowiskową swoich zagrań, niż na ich skuteczność.
(St.-W), Sport nr 75 z dnia 15 czerwca 1959r.
Przegląd Sportowy
Ani przez moment Cracovia nie była groźna dla zabrskich górników
Pomimo pięknej pogody i ostatniego przed letnią przerwą meczu mistrzowskiego Górników na własnym boisku, na stadionie w Zabrzu zjawiła się tylko garstka widzów. Większość sympatyków sportu pozostała przy telewizorach obserwując świetne pojedynki lekkoatletów i ci chyba mieli „dobrego nosa”, bo mecz „zabrskich bombardierów” z Cracovią był jednym z najsłabszych spotkań, jakie górnicza jedenastka ostatnio rozegrała. Jeśli do tego dodamy jeszcze, że Cracovia ani przez moment nie była groźnym przeciwnikiem, będziemy mieli pełny obraz tego nudnawego pojedynku, którego jedynym ożywieniem były 3 bramki.
Pierwszą, zdobył już w 5 min. spotkania prawoskrzydłowy Szalecki, którego po wielu oporach wreszcie wstawił do drużyny trener Steiner. Szalecki otrzymał piłkę od Kowala, wymanewrował pięknie Konopelskiego i posłał piłkę ostrym strzałem tuż pod poprzeczkę. Przy tym strzale Sztuka nie miał nic do powiedzenia.
Druga bramka natomiast obciąża nieco konto tego i tak świetnego bramkarza. Znowu wszędobylski Kowal złapał w środku pola piłkę, przerzucił sprytnie do Pohla, a ten lekko „końcem paznokcia” pchnął ją do bramki. Sztuka był zdezorientowany, gdyż myślał że napastnik zabrski będzie strzelał w przeciwny róg.
Od tej chwili Sztuka bronił jednak bezbłędnie chroniąc swój zespół od dalszych kilku bramek. Spore oklaski zebrał przy obronie ostrego strzału Pohla w 70 min. gry. Bezsilny był jednak w 5 min. później, kiedy Kowal chytrym strzałem z bliskiej odległości nie dał mu pola do popisu.
Jak więc już z tego opisu wynika, przewaga gospodarzy była miażdżąca, a Cracovia tylko sporadycznymi wypadami, od czasu do czasu, nękała Szołtyska. W 17 min. gry goście mieli idealną okazję do zdobycia choć honorowego punktu. Marciniak znalazł się sam na sam z bramkarzem Górnika, strzelił mu jednak prosto w ręce. Szołtysek piłkę wypuścił, a tuż przed linią bramkową wybił ja w pole obrońca Czech.
Zwycięzcy posiadali najlepszych zawodników w obrońcy Czechu, pomocniku Gawliku oraz napastnikach: Szaleckim i Pohlu. Szalecki był tym jednym piłkarzem, który porywał swoich kolegów do ataku. Najsłabszy w tej linii był Jankowski, który od dłuższego już czasu znajduje się w słabej formie.
W Cracovii oczywiście najlepszym piłkarzem był Sztuka, a obok niego na wzmiankę zasłużył stoper Durniok, oraz obaj pomocnicy. Napad przez pełne 90 minut nie istniał i gdyby przeprowadził choć jedną, składną akcję na pewno Cracovia nie przegrałaby do zera. Okazuje się, że obrona Górnika pozbawiona Floreńskiego stanowi sito prze które nietrudno przejść.
Przegląd Sportowy nr 100 z dnia 15.06.1959 r.