01.04.1972 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 3:0
Mecz Pucharu Polski nr 9 (derby nr 51) – 1 kwietnia 1972 (środa, 17.00)
Górnik Zabrze 3:0 (1:0) Ruch Chorzów
Frekwencja: 35 000
Sędzia: Strociak (Opole)
Strzelcy bramek:
1-0 - Erwin Wilczek 11 min.
2-0 - Włodzimierz Lubański 77 min.
3-0 - Jan Banaś 81 min.
Skład Górnika:
Hubert Kostka, Jan Wraży, Henryk Latocha, Stanisław Oślizło, Zygmunt Anczok, Zygfryd Szołtysik, Erwin Wilczek, Hubert Skowronek, Jan Banaś, Włodzimierz Lubański, Władysław Szaryński
Skład Ruchu:
Piotr Czaja, Jan Rudnow, Antoni Nieroba, Jerzy Wyrobek, Piotr Drzewiecki, Zygmunt Maszczyk, Bronisław Bula (81. Czesław Maruszka), Józef Gomoluch, Józef Kopicera, Józef Bon, Joachim Marx
Trener Michal Vičan
Od czasu, gdy Puchar Polski otwierał triumfatorowi drogę na europejskie stadiony, ostatnia faza zmagań znajdowała się w centrum uwagi wszystkich: piłkarzy, działaczy, entuzjastów futbolu. Nie inaczej było z półfinałowym rewanżem Górnika i Ruchu, który odbył się na stadionie w Zabrzu. Dokładnie w Prima Aprilis.
Ponad 35 tysięcy kibiców oglądało mecz w Zabrzu, a tysiącom telewidzów umożliwiono obejrzenie drugiej połowy pojedynku w domowym zaciszu, w świątecznej scenerii. A było co oglądać… Kiedy p. Strociak dał znak do rozpoczęcia gry, od razu ujawnione zostały strategie obydwu rywali. Ruch pamiętał przede wszystkim o wyniku w Chorzowie i obronie dość poważnej zaliczki podporządkował ustawienie 4-4-2. W ataku wystąpili Joachim Marx i Józef Bon, natomiast występujący z numerem „11” Józef Kopicera spełniał funkcje czwartego pomocnika. Górnik wyszedł na boisko z postanowieniem zwycięstwa. Zaatakował z taką pasją jakby już w pierwszym kwadransie chciał odrobić straty z Chorzowa. Mimo ostrego tempa, pomysłowych akcji, płynnej gry, zyski były niewielkie. Zaledwie jedna bramka zdobyta chytrym strzałem przez Erwina Wilczka. I na tym koniec. Ruch powoli zaczął niwelować przewagę, sam starał się zlokalizować grę jak najdalej od własnej bramki. W 44 minucie stanął nawet przed wielką szansą wyrównania. Hubert Kostka wykazał jednak refleks z czasów, kiedy był bezkonkurencyjnym polskim bramkarzem. A więc pierwsza połowa 1:0. Tylko 1:0 – mówili zwolennicy zabrzan. Aż 1:0 – odpowiadali sympatycy niebieskich.
W drugiej połowie zaczęła się walka na całego. Górnicy niemal bez przerwy przesiadywali w najbliższym sąsiedztwie Piotra Czaji, dyktowali tempo, posiadali przewagę. Brakowało jednak bramek. Nie było również mowy o jednostronnie defensywnej grze chorzowian. Olbrzymia szybkość wszystkich piłkarzy, świetne wybieganie, sprawność fizyczna, pozwalały im wykonywać wszystkie zadania. Zabrzanie nie mieli chwili swobody, ich akcje były ściśle kontrolowane przez pomocników i obrońców. Po drugiej stronie Jan Banaś i Włodzimierz Lubański marnowali dobre okazje. W ich poczynaniach widać sporo nerwowości. Pragnęli szybko zdobyć upragnioną drugą bramkę, Wreszcie po rzucie wolnym Lubański otrzymał piłkę, znalazł lukę w wielkim tłoku podbramkowym i Czaja skapitulował. Stadion szalał z radości, zwolennicy niebieskich zamilkli zupełnie. Trzeci gol był konsekwencją drugiego, wspaniałe podanie piłki (Lubański) na wolne pole, szarża Banasia i wynik ustalony. Ruch starał się jeszcze znaleźć cień szansy w doprowadzeniu do egzekwowania „jedenastek”, ale zabrakło czasu. Piłkarze Górnika opuszczali stadion uradowani, z podniesionymi w górę rękami. Niebieskich przepełniała gorycz… W finale górnicy spotkali się z Legią Warszawa i wygrali po fantastycznym meczu 5:2 (1:2). Trzeci podwójny prymat stanął przed nimi otworem.