09.11.1975 - ROW Rybnik - Górnik Zabrze 1:0: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
(sprzątanie)
(trener Górnika)
Linia 23: Linia 23:
 
  | sklad2                    = <br />[[Piotr Gajda]]<br />[[Joachim Gorzawski]]<br />[[Adam Popowicz]]<br />[[Henryk Wieczorek]]<br />[[Zygmunt Bindek]] (53 [[Lucjan Kwaśny]])<br />[[Zygfryd Szołtysik]]<br />[[Józef Kurzeja]]<br />[[Stanisław Gzil]]<br />[[Herbert Kaszel]] (25 [[Jarosław Studzizba]])<br />[[Andrzej Szarmach]]<br />[[Ireneusz Lazurowicz]]
 
  | sklad2                    = <br />[[Piotr Gajda]]<br />[[Joachim Gorzawski]]<br />[[Adam Popowicz]]<br />[[Henryk Wieczorek]]<br />[[Zygmunt Bindek]] (53 [[Lucjan Kwaśny]])<br />[[Zygfryd Szołtysik]]<br />[[Józef Kurzeja]]<br />[[Stanisław Gzil]]<br />[[Herbert Kaszel]] (25 [[Jarosław Studzizba]])<br />[[Andrzej Szarmach]]<br />[[Ireneusz Lazurowicz]]
 
  | trener1                  =  
 
  | trener1                  =  
  | trener2                  =  
+
  | trener2                  = [[Andrzej Gajewski]]
 
}}
 
}}
  

Wersja z 21:56, 11 maj 2014

9 listopada 1975
1. liga 1975/76, 12. kolejka
ROW Rybnik 1:0 (0:0) Górnik Zabrze
Sędzia: Łukasz Bartosik (Kraków)
Widzów: ok. 12 000
HerbROWRybnik.gif Herb.gif
Frydecki 71 1:0

Franciszek Pelczar
Tadeusz Śmietana
Józef Golla
Wieczorek
Henryk Broja
Józef Skóra
Ryszard Błachut
Gerard Pawlik (46 Jerzy Szulik)
Jerzy Mrowiec
Eugeniusz Lerch
Henryk Zdebel
SKŁADY
Piotr Gajda
Joachim Gorzawski
Adam Popowicz
Henryk Wieczorek
Zygmunt Bindek (53 Lucjan Kwaśny)
Zygfryd Szołtysik
Józef Kurzeja
Stanisław Gzil
Herbert Kaszel (25 Jarosław Studzizba)
Andrzej Szarmach
Ireneusz Lazurowicz
Trener: Andrzej Gajewski

Relacje

Sport

Z dwojga złego lepszy ROW

Rybnik. „Branżowy” pojedynek górniczych zespołów z Rybnika i Zabrza zakończył się zdobyciem dwóch punktów przez gospodarzy, ale gdyby punkty nie zdobywało się za zwycięstwo, lecz za styl i poziom gry, obie drużyny zeszłyby z boiska pokonane. Dawno już nie oglądaliśmy tak słabego meczu. Jednym urozmaiceniem dla kilkunastotysięcznej widowni, mającej jeszcze w pamięci bardzo dobre spotkanie tych zespołów w rundzie wiosennej, były popisy nieudolności piłkarzy, tak jednej jak i drugiej drużyny.

W pierwszej części gry obydwa zespoły przeprowadziły po… jednej składnej akcji. W 12 min. Kaszel z najbliższej odległości strzelił bardzo silnie, ale wprost w bramkarza gospodarzy umożliwiając mu w ten sposób sparowanie strzału. W 10 min. później rybniczaninie po składnej kombinacji znaleźli się na polu karnym przeciwników, ale na tym się skończyło. Pozostałe minuty przed przerwą wypełnione były niecelnym podaniami, złymi dośrodkowaniami, indywidualnymi- najczęściej przegrywanymi- pojedynkami oraz ogólnym chaosem. Jedynym zawodnikiem próbującym powiązać akcję swych kolegów był Szołtysik. Ponieważ jednak zdany był wyłącznie na własne siły, nie na wiele zdały się jego wysiłki.

Osobny rozdział wczorajszego spektaklu piłkarskiego W Rybniku stworzył napad zabrzan, a zwłaszcza jego centralna dotąd postać Andrzej Szarmach. Zawodnik, którego głównymi atutami są: szybkość, przebojowość, dynamika oraz dobra gra bez piłki, „odwalił” pańszczyznę i to w najgorszym wydaniu. Nie wychodził do podań, nie angażował się zupełnie o walkę do piłki, starał się jak gdyby pozorować grę.

Trener Gajewski dokonał dwóch zmian, ale nie przyniosły one najmniejszej poprawy. Kaszel po 25 min. wymieniony został na Studzizbę, ale gdybyśmy byli złośliwi, powiedzielibyśmy, że i tak grał o kilkanaście minut za długo. Jego następca tylko przez kilka minut łudził sympatyków swojej drużyny, że może dobrą grą odróżni się od swoich kolegów. Kwaśny natomiast przyglądając się z ławki rezerwowych przez kilkadziesiąt minut grze swych partnerów do tego stopnia utrwalił sobie ich ślamazarny styl, że po wejściu na boisku pierwszego prostego podania nie potrafił przyjąć.

W czasie krótkich momentów ożywienia, jakie zanotowaliśmy po przerwie, padła jedyna bramka meczu. Dość składna, ale zbyt skomplikowana zapowiadająca się akcja rybniczan zakończona została celnym podaniem do Frydeckiego, który nie zmarnował okazji. W kilka minut później Blachut znalazł się sam na sam z Gajdą i mając maksymalną swobodę nie potrafił celnie trafić.

W trakcie całego spotkania nie zauważyliśmy ani jednego prawidłowo wykonanego dośrodkowania! Niecelnych podań był tyle, że piłkę łatwiej było dostać od niecelnie podającego przeciwnika, niż kolegi z zespołu, zaś na potwierdzenie anemii strzałowej można przytoczyć fakt, że np. w zespole gości zawodnikiem, który najczęściej strzelał w kierunku bramki był obrońca- Popowicz. Wszystko to skłania do lakonicznej opinii: gospodarze wygrali, ponieważ zabrzanie byli zespołem gorszym.

Jerzy Namysło, Sport nr 220 z dnia 10.11.1975r.