12.11.1967 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 4:1: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
m
 
(Nie pokazano 1 wersji utworzonej przez jednego użytkownika)
Linia 46: Linia 46:
  
 
[[Kategoria:Mecze w ekstraklasie w sezonie 1967/68|1967.11.12]]
 
[[Kategoria:Mecze w ekstraklasie w sezonie 1967/68|1967.11.12]]
[[Kategoria:Ruch Chorzów|1967.11.12]]
+
[[Kategoria:Ruch Chorzów|1L1967.11.12]]
[[Kategoria: Wielkie Derby Śląska]]
 

Aktualna wersja na dzień 22:00, 24 lut 2012

Aż cztery razy koledzy z drużyny składali Lubańskiemu gratulacje po strzelonej bramce. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] „Sport” nr 133 z dnia 13.11.1967, s. 1)

13. kolejka

Spotkanie ligowe nr 25 (derby nr 37) – 12 listopada 1967 (niedziela)

Górnik Zabrze 4:1 (1:0) Ruch Chorzów

4 gwiazdki „Sportu”

Frekwencja: 30 000

Sędzia: Hołub (Warszawa)

Strzelcy bramek:

1-0 - Włodzimierz Lubański 33 min.

2-0 - Włodzimierz Lubański 48 min.

3-0 - Włodzimierz Lubański 72 min.

4-0 - Włodzimierz Lubański 84 min.

4-1 - Edward Herman 88 min.

Skład i noty Górnika wg „Sportu”:

Hubert Kostka 2,5, Rainer Kuchta 3, Stanisław Oślizło 4, Stefan Florenski 3, Henryk Latocha 3, Erwin Wilczek 3,5, Zygfryd Szołtysik 3, Alfred Olek 3, Jerzy Musiałek 3, Włodzimierz Lubański 5, Roman Lentner 2,5

Trener Géza Kolocsay

Skład i noty Ruchu wg „Sportu”:

Henryk Pietrek 1,5, Antoni Piechniczek 2,5, Antoni Nieroba 2, Jan Orzoł 1, Bernard Bem 1,5, Zygmunt Maszczyk 2, Bronisław Bula 1,5, Jan Rudnow 0,5 (46. Józef Bon 1), Józef Gomoluch 1,5, Edward Herman 2,5, Eugeniusz Faber 2

Trener Teodor Wieczorek

W kolejnym sezonie na pojedynek derbowy trzeba było czekać aż do ostatniej kolejki. Górnik podejmował w Zabrzu niepokonanego lidera, Ruch Chorzów, do którego miał pięć punktów straty. Początek rozgrywek dla podopiecznych trenera Kalocsaya był niezwykle trudny. Budował on bowiem drużynę praktycznie od fundamentów, po „kapitalnym remoncie”. Karierę zakończył sam Ernest Pol. Przez meczem derbowym Węgier był więc pełen obaw, komplementując przeciwnika: - Ruch to dobry zespół, którego zawodnicy znajdują się w kwiecie piłkarskiego wieku i piłkarskich możliwości. Grają przy tym nowocześnie, dysponują doskonałą kondycją. Mimo to wierzył w swoich podopiecznych: - Sądzę, że łatwość z jaką potrafimy wypracowywać pozycje bramkowe, kombinacyjna gra i dojrzałość taktyczna przemawiają za nami. Szanse oby rywali były wyrównane. Prezentowali inne walory, sposób gry, dlatego ich konfrontacja zapowiadała się niezwykle interesująco. Zabrzanie to była strategia, skuteczność, talent kilku wybitnych zawodników. Chorzowianie – tempo, kondycja, falowe ataki aż do oszołomienia i załamania się przeciwnika.

Ruch nie obronił jednak pozycji lidera. W bezpośrednim pojedynku musiał uznać wyższość „starego” mistrza i zimował na drugiej pozycji. Na trzecią awansował obrońca tytułu, wykorzystując dorobek strzelecki doskonale usposobionego Włodzimierza Lubańskiego, który otrzymał za to spotkanie bodaj jedyną „piątkę” w karierze w ocenie redakcji katowickiego „Sportu”.

Początek meczu nie zapowiadał jednak sukcesu zabrzan. Piłka wędrowała bowiem jak bumerang spod jednej bramki pod drugą. Więcej okazji posiadali chorzowianie, a ściślej mówiąc Edward Herman, który rozpoczął mecz z wielką pasją. Górnicy rozkręcali się powoli, ale precyzja z jaką przeprowadzali poszczególne akcje wskazywała na to, że najbliższe minuty gry toczyć się będą pod ich dyktando. Tak też się stało: w 12 minucie Rainer Kuchta przestraszył Henryka Pietrka niezwykle silnym strzałem z rzutu wolnego, a minutę później stadion zamarł: za podcięcie Lubańskiego na polu karnym sędzia odgwizdał jedenastkę. Rozpoczęły się protesty chorzowian, konfrontacje opinii z bocznym arbitrem, w końcu p. Hołub przyznał rację swojemu koledze z linii, który wcześniej sygnalizował „spalony” Lubańskiego. Dopiero więc w 33 minucie, grający swój setny mecz w ekstraklasie Włodek, otworzył wynik meczu. Napastnik, po podaniu Alfreda Olka, oddał pozornie niegroźny strzał głową, ale Henryk Pietrek przez moment się zawahał i piłka zdążyła już go przelobować.

Kiedy piłkarze Górnika udawali się na odpoczynek, nie oszczędzano im oklasków. Jakby na skrzydłach pochwał i życzeń, drugi akt meczu rozpoczęli w takim samym koncertowym stylu. Już w 48 minucie padła druga bramka, której autorem po raz kolejny był mający swój wielki dzień, Lubański. Ponownie przypomniał się po dwóch sytuacjach wypracowanych przez napastników Ruchu. W 56 minucie piętą wypracował pozycję Romanowi Lentnerowi, który błyskawicznie strzelił… w słupek. Później dwukrotnie strzelał Erwin Wilczek. Blisko zmniejszenia rozmiarów porażki byli z kolei Józef Bon, a następnie duet Edward Herman – Józef Gomoluch. Zabrzanie jeszcze w tej samej 70 minucie mogli podwyższyć wynik (Musiałek trafił w boczną siatkę). W dwie minuty później okazało się jednak, że bramki dla Górnika mógł zdobywać wyłącznie Lubański. Błyskawicznie przejął piłkę odbitą przez Pietrka i posłał do siatki. Na trybunach rozległo się głośne „sto lat”, „brawo Górnik”, na boisku piłkarze „fedrowali” jak za dawnych lat, a ich rytmu nie zakłócił nawet Eugeniusz Faber, który z kilku metrów posłał piłkę obok słupka. W 84 minucie – 4:0 i znowu za sprawą Lubańskiego. Defensywa niebieskich w momencie, gdy zobaczyła piłkarza z „10” na plecach na własnym przedpolu, traciła głowę. Bernard Bem tylko w pierwszej połowie starał się kontrolować jego ruchy, później doszedł do wniosku, że to zadanie przerasta jego siły i pozostawił Lubańskiemu wolne pole do działania. Akt sprawiedliwości, na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem wymierzył jednak Edward Herman, zdobywając honorowego gola .