22.11.1964 - Górnik Zabrze - Szombierki Bytom 2:3

Z WikiGórnik
Wersja z dnia 20:55, 4 sie 2013 autorstwa M (dyskusja | edycje) (sprzątanie)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Skocz do: nawigacja, szukaj
22 listopada 1964
1. liga 1964/65, 12. kolejka
Górnik Zabrze 2:3 (1:1) Szombierki Bytom Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Antoni Gorączniak (Poznań)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbSzombierkiBytom.gif
Szołtysik 26

Pol 66
1:0
1:1
2:1
2:2
2:3

Wilim 34

Knop 81
Knop 84
()
Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Henryk Broja
Jan Trutwin
Stefan Florenski
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Zygfryd Szołtysik
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
SKŁADY ()
Marek Ochmann
Franciszek Filok
Ginter Pośpiech
Paweł Hajnisz
Piotr Strzelczyk
Jan Wilim
Eryk Knop
Gothard Sociera
Jerzy Wilim
Joachim Wieczorek
Helmut Nowak
Trener: Ferenc Farsang

Relacja

Zabrze - Kto w to wierzył? Prawdę mówiąc nikt. Szombierkom najwyżej marzyła się honorowa porażka, remis oznaczał wykonanie planu z poważną nadwyżką. Tymczasem wyszło zwycięstwo. Olbrzymia niespodzianka, kto wie czy nie jedna z najwyższych w jesiennej serii rozgrywek. Radość bytomian była więc olbrzymia i spontaniczna. Serdecznie sobie gratulujący, obcałowywani przez kibiców piłkarze, opuszczali stadion w nastroju, który towarzyszy zdobywcom nieoczekiwanej fortuny. Trudno im się dziwić. Dokonali dzieła stanowiącego w tym sezonie dla pozostałych ligowców nieosiągalne marzenia.

Natychmiast rodzi się pytanie: czy wynik jest słuszny, czy odpowiada układowi sił? Nikt w Zabrzu nie odpowie na to pytanie twierdząco. Górnik miał dostatecznie dużo okazji udowodnienia wyższości: że jednak wykorzystał tylko dwie, musiał zejść z placu pokonany. Parter wykazał znacznie więcej dojrzałości, był nieoczekiwanie silny. Co więcej- zademonstrował taką skuteczność, że nie tylko Górnik musiałby w niedziele podzielić jego los. A przy tym goście mieli dużo szczęścia. Właśnie te szczęście, które jest ponoć zawsze sprzymierzeńcem lepszych.

„ To się musi zemścić” – powiedział jakiś kibic Górnika w przerwie, nie zdając sobie zapewne sprawy, jak prorocze wypowiedział słowa. Oczywiście miał na myśli niewykorzystane sytuacje zabrzan, których w samej tylko pierwszej połowie było wystarczająco dużo, aby nie móc liczyć na niespodziankę. Różne rzeczy w tym czasie działy się pod bramką Ochmana i jeśli nie dały gospodarzom korzyści, to w równej mierze zasługa bramkarza gości co… skrzywionego celnika zabrzańskich bardierów.

Już w 3 min. idealnie wystawiony Lubański z najbliższej odległości posłał piłkę Panu Bogu w okno. Osiem minut później, gdy ten sam piłkarz podnosił już ręce na znak triumfu, Ochman niczym sprężyna wyskoczył do piłki główkowanej z najbliższej odległości i przerzucił ją na róg. Następnie Wilczek, obsłużony prostopadłym podaniem Polka, kropnął celnie i dostatecznie silnie i znów Ochman sparował piłkę na róg. To tylko część tzw. murowanych sytuacji, które Górnik w większości meczy kończy… od środka.

Wreszcie przecież zabrzanie znaleźli sposób na młodego, a niezwykle brawurowo broniącego bramkarza bytomian. Krótka wymiana piłki, Pol- Lubański- Szołtysik , błyskawiczny strzał Małego i siatka. Bardzo krótko trwała radość zabrzan. Fatalnie usposobiony strzałowo Wieczorek dwukrotnie przedtem mający dostatecznie dogodne sytuacje do zaskoczenia Kostki, spostrzegł w porę błąd Floreńskiego, wystawił w uliczkę starszego Wilima i na nic zdał się wysiłek Kostki, 1:1.

Niezbyt tęgie miny mieli zabrzanie wychodzący po przerwie, aczkolwiek nikt chyba z ich pupilów nie dopuszczał w tym czasie myśli o porażce. Chociaż Musiałek nie dorównywał nawet w części Lentnerowi, choć Lubański wyraźnie „zezował” pod bramką Ochmana to przecież pozostali, Szołtysik, Wilczek i Pol wiedzieli jak wykołować przeciwnika. Szczególnie „Mały” naprzykrzał się bytomianom i z jego strony groziło im największe niebezpieczeństwo. W 50 min. Szołtysik wraz z Ochmanem zebrali burzę oklasków. Pierwszy za świetny strzał z dystansu, drugi za fantastyczną paradę.

Górnik, mimo niepowodzenia stale parł do przodu, wzmacniał siłę natarcia, jednak efekty były niewspółmierne do wysiłku. Pol co prawda znalazł drogę do bramki, uzyskując bardzo efektywnego gola, ale na tym skończył się entuzjazm zabrzan. Żadnego rezultatu nie dało długotrwałe oblężenie bramki Ochmana i wówczas sięgnęli po szansę bytomianie. Trener Suchy zdecydował się na zbawienną w skutkach roszadę. Powolnego Wieczorka, opóźniającego z reguły każdą akcję, wycofał na skrzydło. Jego miejsce zajął Knop. Bez przekonania grający dotąd bytomianin stał się w nowej roli współtwórcą zwycięstwa. Jedna z szybkich akcji, rozegra w stylu charakterystycznym dla bytomskich górników, otworzyła Knopowi drogę do bramki. Nastąpił silny strzał z woleja i z łatwego zwycięstwa zabrzan zrobiło się 2:2. To już było za wiele dal pewnych siebie górników. Znów poszli energicznie do przodu, znów Ochman miał okazję wykazania dużego talentu i wreszcie nadszedł kulminacyjny moment. Młodszy Wililm znakomicie ocenił dogodną pozycję nieobstawionego Knopa, przekazał mu piłkę długim przerzutem, ten wystartował w tempie sprintera i było 3:2. Nie pomógł rozpaczliwy kontratak Górnika, nic nie dały wysiłki grającego pod bramką Oślizły- górnicy wiedzieli jak się bronić, żeby uratować bezcenne punkty.

Mecz był niezwykle ciekawy, żywy i obfitował w wiele dramatycznych spięć. Jak na koniec sezonu poziom bardzo dobry. Szombierkom należą się olbrzymie słowa pochwały za dojrzałą taktykę, konsekwentnie przestrzeganą bez względu na to jaki wynik figurował na tablicy. Z rozgrywającym Wilimem II i głęboko do tyłu cofniętym Socierą, atak Szombierek mimo, że miał nieporównywanie mniej sytuacji podbramkowych, był na pewno groźniejszy od analogicznej formacji gospodarzy. Górnik miał newralgiczną linię w pomocy. Debiut Trutwina trudno uznać za udany, zważywszy, że ten z całą pewnością utalentowany piłkarz, zawsze dotąd grał w obronie, a nie w pomocy. Także Florenski nie ustrzegł się wielu błędów. W obronie trzeba wymknąć nonszalancję Słomianemu.

Janusz Jeleń, Sport nr 152 z dnia 23.11.1964r