Sezon 1968/69 w Pucharze Polski

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj

W sezonie 1968/69 Górnik Zabrze zdobył po raz trzeci Puchar Polski.

Droga do finału Pucharu Polski w sezonie 1968/69

1/16 finału

03.11.1968. Cracovia Kraków - Górnik Zabrze 2:3 (2:2)

Szołtysik '4,'49, Lubański '29

1/8 finału

24.11.1968. Olimpia - Górnik Zabrze 1:2 (0:1)

Szołtysik '8, Lubański '53(g)

1/4 finału - pierwszy mecz

Boisko w Mikulczycach (Bytom)

05.04.1969. Górnik Zabrze - Szombierki Bytom 3:3 (1:2)

Lubański '12,'48,'64(k)

W święta piłkarska ekstraklasa pauzowała. W centrum zainteresowań kibiców były tym razem ćwierćfinałowe spotkania o Puchar Polski. Po raz pierwszy półfinalistów wyłoniono w dwóch meczach rozgrywanych na boiskach obu partnerów. W dużym stopniu wyeliminowano możliwość przypadku, mimo to zanim poznaliśmy zwycięzców sobotnio - poniedziałkowych spotkań, tradycyjne drżeliśmy o losy faworytów. W prawdzie do tegorocznego finału Pucharu Polski został jeszcze dwa miesiące (finał zaplanowano na 28 maja) to jednak zazwyczaj już rozgrywki ćwierćfinałowe dość wyraźnie sugerują, które z drużyn z największym powodzeniem mogą się ubiegać o to cenne trofeum. Jak będzie w tym roku? Czy po prymat sięgnie ktoś z ligowych potentatów, czy też w parze finałowej znowu ujrzymy drużynę, która podtrzyma tradycję Czarnych Żagań lub Rakowa? Wydaje się, że ta druga ewentualność tym razem nie wchodzi w rachubę. Nie, nie tylko dlatego, że na placu boju pozostał jeszcze Górnik Zabrze, wielokrotny mistrz Polski i ostatni zdobywca PP oraz Legia, która właśnie w rozgrywkach pucharowych odniosła dotychczas najwięcej sukcesów. Możliwość dalszych niespodzianek sensacji lub jako się to często mówi "fuksów na torze", począwszy od ćwierćfinałów praktycznie wyklucza nowy regulamin Pucharu Polski.

Atrakcyjne spotkanie zabrskich i bytomskich górników, mimo pięknej pogody oglądało zaledwie 5 tysiecy widzów. Zabrzanie bowiem w trosce o stan nawierzchni własnego boiska rozegrali ten pojedynek w Mikulczycach. Mecz zakończył się wynikiem 3:3, co jest olbrzymim sukcesem podopiecznych trenera Wolszy. Szombierki, które w rundzie wiosennej nie poniosły żadnej porażki, w sobotę w pełni potwierdziły dobre przygotowanie do sezonu. Taktyka zespołu braci Wilimów była w tym meczu prosta i słuszna. Zdecydowano się na grę defensywną, stawiając sobie za cel wywiezienia wywiezienie z Mikulczyc wyniku remisowego, a na rozstrzygnięcie spotkań ćwierćfinałowych postanowiono poczekań do meczu rewanżowego w Bytomiu, gdzie gościom trudno jest wygrać. Pozostawiono więc w pierwszej linii tylko Wilima I, któremu na zmianę towarzyszyli Powieczko, Kulanek lub Wilim II. Pilkarze Szombierek stosowali typowo koszykarski system obrony strefowej. Nie było to jednak "obrona Częstochowy". Wystarczy, żeby piłka znalazła się w na drugiej połowie boiska, a już sześciu, a czasem nawet ośmiu zawodników bytomskich ruszało do kontrataku. Wtedy w roli skrzydłowych, często oglądaliśmy nawet Cygana i Nowaka. I tak mimo olbrzymiej przewagi zabrzan w polu, bytomianie strzelili trzy bramki i uzyskali wynik remisowy. W sobotnim meczu w zespole Górnika odczuwało się brak Szołtysika. Nikt inny nie potrafi tak jak "Mały" współpracować z Lubańskim. Tym razem, więc Lubański w zasadzie był zdany na własne siły, bowiem w jego zespole zabrakło rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Fakt, że w tej sytuacji zdobył on trzy bramki, jest jeszcze jednym dowodem potwierdzającym wielką klasę tego zawodnika. W jedenastce Górnika zawiodła także częściowo obrona. Nie zdołała upilnować Wilima I, choć doskonale wiedziała jak groźne są jego strzały głową. Zlekceważono także Powieczkę, uniemożliwiając mu zdobycie w 77. minucie bramki decydującej o remisie. W tym nerwowy, lecz interesującym pojedynku dwie bramki (Madziary i Lubańskiego) z karnego zasługują na szczególną uwagę. W 10. minucie Gomola obronił strzał Madziary, po którym siłą rozpędu przebiegł jeszcze około 7 metrów. Arbiter podyktował za to rzut wolny pośredni. Obok piłki ustawili się Wilim I i Nowak, ale... nieoczekiwanie do akcji włączył się Mandziara. Jego strzał nie był groźny, ale zasłonięty Gomola zbyt późno interweniował i piłka wpadła do siatki. Rzut karny podyktowany przeciw Szombierkom był problematyczny. Matysek próbując złapać piłkę sfaulował Lubańskiego, ale nie jesteśmy przekonani, czy w tej sytuacji decyzja sędziego była słuszna. Poza tym p. Matonóg z Warszawy prowadził mecz bez zastrzeżeń. W Górniku najbardziej podobali się Lubański i Latocha, w Szombierkach Nowak, Wilim I, Bykowski i Kliński.

1/4 finału - spotkanie rewanżowe

07.04.1969. Szombierki Bytom - Górnik Zabrze 0:2 (0:0)

Wilczek '52, Lubański '76

W drużynie Szombierek zamiast Kulanka grał W poniedziałek Nowak, a w obronie Sośnica. W zespole Górnika grał Szołtysik zamiast Olka: po przerwie Olek zastąpił Latochę. Przed rewanżowym spotkaniem z Górnikiem, Szombierki miały poważne problemy kadrowe. Ludyga doznał w sobotę wstrząsu mózgu, a Bednarek nie wyleczył jeszcze kontuzji. Z konieczności kierownictwo drużyny postanowiło skorzystać w napadzie z usług Nowaka. Decyzja ta nie była najszczęśliwsza i jeszcze przed przerwą nastąpiła kolejna zmiana w składzie gospodarzy. Nowak wrócił do obrony, a Sośnicę zastąpił Plicko, który - naszym zdaniem - grał jeszcze gorzej, niż jego poprzednik. Takie roszady nie mogły wpłynąć mobilizująco na zespół. W efekcie Szombierki grały bardzo nerwowo, co miało duży wpływ na poziom i sposób gry bytomskich zawodników. Akcje Szombierek były niedokładne i nieskuteczne. co gorsza za taki stan niektórzy zawodnicy mieli pretensje do swoich kolegów, tylko nie do siebie. W tej sytuacji gospodarze jako kolektyw przestali się liczyć. Górnicy z Zabrza zachowywali się na boisku, jak... główny księgowy za biurkiem. Oszczędnie gospodarowali siłami; raz zwalniając tempo akcji, raz je przyśpieszając. Jeden z obserwatorów spotkania, miał do zabrzan pretensje, że graja zbyt wolno. Jest w tym sporo prawdy, ale zwycięzców nigdy nie należy sądzić zbyt ostro. Napad zabrzan grał rzeczywiście słabiej, do czego przyczyniał się Bykowski, który bacznie zaopiekował się Lubańskim i tym samym utrudniał on grę całemu napadowi gości, ponieważ zabrzanie większość podań adresowali właśnie do Lubańskiego. Mniej przyjemnego opiekuna miał Wilim I; Florenski wielokrotnie bowiem zaatakował go nieprzepisowo. Górnik był lepszy, odniósł zasłużone zwycięstwo, chociaż piłkarze Szombierek częściej atakowali. Zabrzanie przeważali w końcowej fazie pierwszej połowy spotkania, a następnie okresami po przerwie. Właśnie wtedy Wilczek uzyskał prowadzenie. Od tej chwili zabrzanie ograniczyli się do kontrataków. Zwycięzcy doznali w tym meczu dość poważnej straty. Latocha został sfaulowany i musiał opuścić boisko. Pech sprawił, że kopnięty został w kolano, które niedawno wyleczył. Do momentu kontuzji Latocha należał do wyróżniających się piłkarzy Górnika. W zespole tym wyróżnili się też Szołtysik i Deja, a w Szombierkach Cygan, Nowak i Bykowski.

1/2 finału - pierwszy mecz

23.04.1969. Gwardia Warszawa - Górnik Zabrze 1:1 (0:1)

Skowronek '16

Z tysiąca drużyn, które wystartowały do XVI edycji Pucharu Polski na placu boju pozostały tylko cztery najlepsze. Cztery niezwyciężone. W przypadku tarnowskiej Unii określenie to jest trochę niezręczne. "Jaskółki" przegrały bowiem rewanżowy pojedynek ze swoją imienniczką w Raciborzu i o ich awansie do półfinału zadecydowały rzuty karne. Według dawnych reguł drużyna przegrywająca odpadła definitywnie z dalszych rozgrywek. Wprowadzona innowacja meczów i rewanżów dopuszcza taką ewentualność. Liczy się bowiem bilans dwu spotkań, a ten był korzystniejszy dla ulubieńców Tarnowa. Górnik zremisował w Mikulczycach 3:3 z Szombierkami i dopiero na boisku w Bytomiu potwierdził swoją wyższość. Legia po bezbramkowym remisie w Szczecinie z wielkim trudem przeszła II-ligową przeszkodę (Arkonia prowadziła już w rewanżu 2:0). Wreszcie Gwardia, której po remisie w stolicy z outsiderem ekstraklasy nikt nie dawał szans w rewanżu we Wrocławiu, pokazała na Grabiszynku jak się egzekwuje jedenastki i "poszła" dalej. W półfinałach Gwardia Warszawa zmierzy się Z Górnikiem Zabrze, a w Tarnowie, miejscowa Unia podejmować będzie drużynę stołecznej Legii.

Spotkanie przodownika ekstraklasy z czołową drużyną II-ligi rozegrane w łamach półfinałów Pucharu Polski 1968/1969 na stadionie Gwardii przy ulicy Racławickiej w Warszawie było interesującym widowiskiem, z którego nie wychodzi się bez przyjemnych wrażeń. Gwardziści rozegrali najlepszy mecz w bieżącym sezonie i sądząc z przebiegu walki, prowadzonej w sportowej atmosferze, zasłużyli na lepszy rezultat niż remis z kandydatem na mistrza Polski. Wielką ambicją, ruchliwością i dynamiką w grze wykazała się drużyna trenera Henryka Szczepańskiego starała się wyrównać braki, w wyszkoleniu i doświadczeniu, jakie niewątpliwe wychodziły na jaw w spotkaniu z wielkim rywalem z Zabrza. Te walory Warszawiaków, rzucano śmiało na szalę tego meczu, wystarczyły im jednak tylko do osiągnięcia remisu, który teoretycznie rzecz biorąc - trzeba uznać za rezultat nie przynoszący im ujmy. Chwaląc gwardzistów za piękną postawę w tym meczu, nie można powiedzieć, że nie umieli oni w swoim zespole słabszych punktów: byli w nim też nieliczni zawodnicy, którzy nie włożyli w to spotkanie tyle zaangażowania, co pozostali ich koledzy, byli również piłkarze o poważnych brakach w wyszkoleniu. na dowód tego można przytoczyć fakt, że gwardziści mieli w meczu z Górnikiem jeszcze 2-3 pozycje strzałowe, za niewykorzystanie których wstydzić powinni się nawet II-ligowcy. Duże zastrzeżenia można mieć też do zachowania się bramkarza w obronie strzału napastnika Górnika Skowronka, zdobywcy prowadzenia dla Zabrzan. Ich zespół jako całość zasłużył jednak na pochwałę za próbę wykorzystania wielkiej szansy w spotkaniu z renomowanym i znacznie więcej umiejącym przeciwnikiem. Szczególnie po przerwie postawa i gra gospodarzy była prawie nienaganna, na co w dużym stopniu wpłynęła większa niż w pierwszej połowie bojowość i dążenie do strzelenia bramki słynnemu Kostce ze strony Szymczaka i Marksa. Doskonale też spisywała się w tym meczu obrona Gwardii z debiutującym na pozycji stopera Dawidczyńskim i opiekunem Lubańskiego Kielakiem na czele. Drużyna Górnika przyjechała do Warszawy bez kontuzjowanego Szołtysika, ale za to z Kostką i Oślizłą. Ich udział w grze po kilkumiesięcznym leczeniu kontuzji przyjęła widownia, a szczególnie kierownictwo drużyny z dużym zadowoleniem. Obaj nie byli jeszcze w wielkiej formie fizycznej, niemniej ze swej klasy i umiejętności niewiele podczas swej przymusowej przerwy stracili. Wiele oklasków za swoje interwencje zebrał Kostka, co było sygnałem, że wróci on szybko na wyżyny swej klasy. Z pozostałych piłkarzy najlepiej i najrówniej grał Latocha w obronie. Wilczek z Lubańskim trochę rozczarowali. Górnik osiągnął mimo w tym spotkaniu swój cel: nie przegrał meczu i zachował dobrą pozycję wyjściową przed rewanżowym meczem w Zabrzu. W pierwszej połowie więcej do powiedzenia miał Górnik, a zdobywszy ze strzału Skowronka w 18 min. prowadzenie utrzymywał w swych rękach inicjatywę aż do 30 minuty spotkania. Następnie gra wyrównała się, Gwardia również dochodziła do pozycji strzałowych , z których jedna w 34 min. omal nie przyniosła jej wyrównania; Wyszomirski nie wykorzystał jednak sytuacji sam na sam z Kostką. Po przerwie częściej atakowali gwardziści. W 57 min. Masztaler i Wyszomirski przegrali pojedynek z bramkarzem Górnika, tuż potem Kostka pięknie obronił strzał Szymczaka, wreszcie w 62 min. Marks po szybkiej akcji z 2 linii, zdobył wyrównanie na 1:1. Kostka jeszcze dwukrotnie musiał interweniować w bardzo trudnych sytuacja, a ponieważ bronił dobrze, remisowy wynik utrzymał się już do końca meczu.

1/2 finału - spotkanie rewanżowe

14.05.1969. Górnik Zabrze - Gwardia Warszawa 2:0 (0:0)

Szołtysik '56 i '67

Mecz rewanżowy Gwardziści rozpoczęli bardzo odważnie, odpowiadając na ataki Zabrzan równie groźnymi akcjami zakończonymi strzałami Szymczaka i Marczaka. Tuż przed przerwą znakomitym strzałem popisał się Wilczek, jednak tym razem interwencja Pocialika była równie efektowna, co skuteczna. Losy pojedynku po przerwie roztrzygnął Szołtysik, najlepszy zawodnik tego spotkania. Najpierw wykorzystał on dokładne podanie Lubańskiego, zdobywając w 56 min. prowadzenie dla Górnika, następnie zachował sie przytomnie podczas zamieszania pod bramką Gwardii i skierował po raz drugi piłkę do siatki. W tym momencie Gwardziści przestali marzyć o poprawieniu wyniku z Górnikiem, wycofali z gry nawet swojego najgroźniejszego napastnika Marksa. Zabrzanie, mając zapewniony awans do finału, toczyli dalej mecz raczej w szkolnym tempie. Tylko Szołtysik zagrażał Pocialikowi solowymi akcjami, dwukrotnie znajdując się w dogodnych sytuacjach, zwlekał jednak ze strzałem i obrońcy zdołali zażegnać niebezpieczeństwo. W drużynie Górnika najlepszym zawodnikiem był Szołtysik, organizator wielu akcji i niezły strzelec. W defensywie pierwsza lokata należy się Floreńskiemu. Kilka pięknych interwencji miał również Kostka. Lubański grał ostrożnie, ale ilekroć znalazł się w sąsiedztwie Pocialika, obrońcy musieli wykazać zdwojoną czujność. Gwardia mimo to pozostawiła w Zabrzu dobre wrażenie. Wydaje się, że przy większym rozwinięciu skrzydeł mogła zmusić zabrzan do poważniejszego wysiłku.

Finał

Stadion ŁKS Łódź

28.05.1969. Górnik Zabrze - Legia Warszawa 2:0 (1:0)

Lubański '17, Wilczek '77

Na pięknie rozbudowanym stadionie ŁKS-u, Górnik w meczu z Legią Warszawa, zwyciężył w sposób nie budzący żadnych wątpliwości i zdobył Puchar Polski w XIV edycji tej imprezy. Jeszcze raz okazało się, że podopieczni dr Kolocsaya są specjalistami od wygrywania trudnych spotkań. Mecz otrzymał bardzo uroczystą oprawę. Bezpośrednio po zakończeniu spotkania członek Biura Politycznego KC PZPR Ignacy Loga-Sowiński, wręczył puchar kapitanowi zwycięskiej drużyny - Włodzimierzowi Lubańskiemu. Następnie udekorowano zawodników Górnika złotymi medalami, a piłkarzy Legii - srebrnymi.

Po raz trzeci w tym sezonie i drugi raz w tym roku Górnicy wykazali swoją wyższość nad Legią. Mimo tych czy innych braków na pozycjach zabrzanie byli bardziej wyrównanym zespołem od przeciwnika. Posiadali w swych szeregach znacznie więcej klasowych piłkarzy od przeciwników. Postacią pierwszoplanową był Zygfryd Szołtysik. Mimo ambitnej postawy rywali potrafił uwolnić się spod ich opieki i przekazać piłkę lepiej ustawionemu partnerowi. Grał skutecznie, pomysłowo i błyskotliwie. Najmłodszy chyba kapitan zwycięskiego zespołu w Pucharze Polski - Włodzimierz Lubański miał bardzo utrudnione zadanie. Jego nieodstępny opiekun Zygmunt nie przebierał w środkach mających na celu wyeliminowanie go z gry. Wkraczał bardzo ostro, często wręcz brutalnie. Mimo to Lubański wypełnił swoje zadanie, zdobył psychologiczną bramkę i wypracował kilka dogodnych sytuacji partnerom. Również Erwin Wilczek potwierdził swoje wysokie kwalifikacje taktyczne. Znajdował siły i czas na włączanie się do akcji ofensywnych swojej drużyny. Stanisław Oślizło, pomału wracający do formy po kontuzji, wykazał się dużym doświadczeniem i spokojem. Hubert Kostka zaś miał dużo pracy przy wybiegach, obronił kilka ważnych strzałów. W sumie słabych punktów w Górniku nie było. Legioniści tylko pod względem przygotowania kondycyjnego górowali nad rywalami. Defensywa Warszawian, a zwłaszcza obaj stoperzy wykazali brak czujności w gorących sytuacjach podbramkowych, umożliwiając przeciwnikowi zdobycie "taniej" bramki. Na dobrą notę zasługuje u nich tylko linia pomocy, a zwłaszcza wszechstronny Bernard Blaut, który zasłużył na drugą lokatę po Szołtysiku. Dejna grał nieźle, ale znacznie więcej uwagi poświęcał defensywie, nie potrafił w odpowiednim miejscu i czasie włączyć się do akcji ofensywnych. Bardzo słabiutko prezentował się atak Warszawian. Napastnikiem z prawdziwego zdarzenia był tylko szybki i bojowy Gadocha.

Zobacz też