13.06.1956 - Wisła Kraków - Górnik Zabrze 2:3 pd.
13 czerwca 1956 (środa) Puchar Polski 1956, 1/2 finału |
Wisła Kraków | 2:3 pd. (2:1, 2:2) | Górnik Zabrze | Kraków Sędzia: Michalewski (Lublin) Widzów: 15 000 |
Kościelny 2 M. Machowski 33 |
1:0 1:1 2:1 2:2 2:3 |
Jankowski 5 Jankowski 59 Jankowski 138 | ||
Michel | ||||
Władysław Machowski Fryderyk Monica Leszek Snopkowski Ryszard Budka Adam Michel Ryszard Jędrys Marian Machowski Kazimierz Kościelny Wiesław Gamaj Kazimierz Budek Marian Morek (65 Antoni Rogoza) |
SKŁADY | Józef Kaczmarczyk (Józef Machnik) Henryk Zimmermann Antoni Franosz Henryk Hajduk Eryk Nowara Marian Olejnik Henryk Szalecki (Maksymilian Klenczar) Ginter Gawlik Edward Jankowski Henryk Czech Ewald Wiśniowski | ||
Trener: Artur Woźniak | Trener: Augustyn Dziwisz |
Dodatkowe informacje
- Według EP Fuji (t. 6 i 11 Kolekcji klubów) sędziował Marcinkowski.
- Według Przeglądu Sportowego widzów ok. 10 000.
Relacja
Sport
Pucharowy rewanż Górnika za „mistrzowskie” lanie. Po 138 minutach Wisła wyeliminowana na własnym boisku.
KRAKÓW (tel. wł). – I znów niespodzianka w Pucharze Polski! Sprawozdanie z meczu rozstrzygniętego dopiero po 138 minutach gry rozpoczniemy jednak od osoby arbitra tych zawodów.
Widzieliśmy w Krakowie wielu sędziów, wśród których byli również arbitrów o przeciętnych, nawet nieraz zbyt niskich kwalifikacjach. Ale jak pamięć nasza sięga, nie widzieliśmy sędziego, który by w równie nieudolny sposób prowadząc zawody, prowokował zawodników do niesportowego zachowania się i do niebezpiecznej gry. Ukoronowaniem błędów sędziego Michalewskiego było usunięcie z boiska pomocnika Wisły – Michela za to, że ten w ostrym starciu – absolutnie przypadkowym – z lewoskrzydłowym Górnika, Czechem, naraził przeciwnika na kontuzję. O jej „rozmiarach” świadczy fakt, że Czech wrócił po kilku minutach do gry. Wisłą natomiast zmuszona była grać do końca w dziesiątkę.
Górnicy, którzy przybyli do Krakowa z żądzą rehabilitacji za druzgocącą porażkę sprzed kilku tygodni, walczyli jak lwy. Rewanż udał im się w pełni. Oprócz sędziego – ułatwiła go zabrzanom sama Wisła. Prowadząc – jakbyśmy to mogli stylem bokserskim powiedzieć – wysoko na punkty, nie potrafiła krakowska drużyna zadać przeciwnikowi nokautującego ciosu, przeciwnie – na taki cios sama się nadziała.
Wisłą mimo, że walczyła w osłabionym liczebnie składzie, przesiadywała w końcowej fazie meczu bez przerwy na polu karnym Górnika, który atakował wyłącznie wypadami, delegując do ich wykonania Jankowskiego i obu skrzydłowych. Cała ta trójka znajdywała się z reguły na spalonym, a nie panujący nad przebiegiem gry, ani – co gorsza – nawet nad sobą samym sędzia Michalewski wychwytywał te spalone dlatego, że awizowała je widownia. Jedna z pułapek ofsajdowych zastawionych przez Wisłę nie udała się. Byłą wówczas 138 minuta gry i księżyc wschodził już nad stadionem, gdy Jankowski przejął dalekie wybicie Franosza i nim doścignął go Snopkowski – poszedł z piłką na przód, a w kilka sekund później umieścił ją po raz trzeci w siatce.
Była to niemal fotograficzna kopia akcji, z jakiej padłą druga bramka dla Górników.
Przy formie dalekiej od demonstrowanej na początku sezonu, gospodarze gali w dalszym ciągu w systemie „o jedno podanie za dużo”. Dotyczy to również najlepszego w linii napadu Machowskiego, który jak gdyby dbając o „elegancję” ruchów, nie dbał o „skuteczność” ruchów.
Dla górników – przymknąwszy oczy na ich bezwzględność w walce – same pochwały. Zabrzanie nie bawili się w żadne sztuki. Ze zdobytą piłką ruszali do przodu, atakowali śmiało, strzelali stosunkowo dużo. Nie załamali się choćby przeciwnik prowadził. Oczywiście, że przed wszystkimi piłkarzami zwycięskie drużyny stawiamy Jankowskiego. Nie dlatego, że zdobył wszystkie bramki dla swojej drużyny, ale dlatego, że rozumnie dyrygował własnym napadem, że sam inicjował rajdy i przeboje i wreszcie – co uszło na pewno uwadze wielu obecnych na meczu – dzięki jego inteligentnej grze napad Górnika zachował do końca spotkania siły na groźne akcje zaczepne.
W pewnym oddaleniu za Jankowskim postawić trzeba Franosza oraz obu pomocników1). Widzieliśmy ich często sunących z piłką na bramkę Machowskiego, który jeszcze wiele razy wyjmie piłkę z siatki, zanim nauczy się oceniać, w jakiej to sytuacji należy zaryzykować wybieg, a kiedy ze spokojem pozostać między słupkami, zdając się na pomoc najbliższych kolegów. Jest jedna jeszcze rzecz, godna podkreślenia w tych zawodach. Obie drużyny, specjalnie zaś Wisła, po ciężkich spotkaniach w niedzielę, mając w perspektywie równie poważne mecze za 3 dni dały z siebie wszystko i walczyły, jak przystało o to zaszczytne i cenne trofeum.
St. LUBICZ, Sport nr 48 z dnia 14 czerwca 1956 r.
Przegląd Sportowy
Jankowski w rewelacyjnej formie strzela bramki Wiśle
Nieco lepsza forma Wisły, wykazana w meczu przeciwko Brazylijczykom nie trwała długo. Toteż Górnik, którego Wisła przed kilkoma tygodniami odprawiła do domu z pokaźnym bagażem bramek, zdobył sobie prawo uczestniczenia w finale Pucharu, zwyciężając czerwonych 3:2.
Zwycięską bramkę zdobyli zabrzanie już prawie w ciemnościach, po 18 minutach drugiej półgodzinnej dogrywki. Rozstrzygająca o losach meczu bramka, została zdobyta w momencie, gdy na polu Górnika zgrupowanych było ok. 20 piłkarzy – a na drugiej połowie znajdowali się Snopkowski i Jankowski, który otrzymał piłkę, ograł swojego przeciwnika, pociągnął ją jeszcze i z kilku kroków strzelił do siatki. Gwizdek sędziego potwierdzający fakt zdobycia bramki był – w myśl regulaminu – sygnałem kończącym spotkanie. Można by długo dyskutować co by było, gdyby… gospodarze nie musieli grać w ostatniej pół godzinie bez Michera, którego sędzia z jemu tylko wiadomych powodów usunął z boiska i co by było, gdyby o wyniku zawodów rozstrzygały nie zdobyte bramki, lecz ilość pozycji, z których one paść powinny. Lecz jak długo ilość strzelonych bramek decydować będzie o losach meczu, tak długo Wisła, przy obecnej formie i dyspozycji strzeleckiej Rudka czy Pogozy nie będzie miała szans na zwycięstwo.
Co do sędziego trzeba powiedzieć, że debiutujący w roli arbitra w tak poważnym spotkaniu sędzia Michalewski stracił panowanie na sobą. Czyż człowiek tak może panować nad grą i zawodnikami? Bardzo dalekim był od tego Michalewski, u którego na boisku działy się cuda. Mecz, który mógł być pięknym widowiskiem ze względu na ambitną postawę zawodników obu drużyn, nie zadowolił nikogo, nawet zwycięzców. Mają oni jednak prawo do dumy. Już z okazji ich poprzedniego występu w Krakowie pisałem, że zabrzanie są zespołem mogącym pokusić się o sprawdzenie niejednej niespodzianki. Przy dobrym wyszkoleniu technicznym i wyrównaniu zespołu dysponują oni rzadką wśród naszych ligowców, zasadą jaką stanowi wolna od zbytecznej i nastawiona na skuteczność gra. Podkreślmy przy tym odporność nerwową górników, którzy już w 2 minucie stracili bramkę i po zdobyciu wyrównania stanęli znów na "straconej" pozycji, by wreszcie ponownie wyrównać i zdobyć zwycięstwo.
Bywa tak często, że bramkę może nawet jedyna w tym czy owym spotkaniu zdobywa zawodnik mnie wyrastający ponad przeciętność i ten piłkarz "dostaje się do prasy". Jankowski zdobył wszystkie trzy bramki, lecz nie z tej tylko racji zasługuje na "łamy prasy". Forma środkowego napastnika Górnika każe wpisać jego nazwisko na czoło kandydatów do reprezentacji. Dobrze również spisali się w Górniku obaj pomocnicy. Mocne punkty w Wiśle to Jędryś, Michel i Snopkowski. Jakkolwiek stoper Wisły nie był bez winy przy drugiej i trzeciej bramce. Snopkowski wydawał się zapominać o tym, że ma za sobą młodego i niedoświadczonego bramkarza, a kiedy uprzytomnił sobie, że Machowski nie jest w stanie naprawić jego błędów taktycznych – było już za późno.
Stanisław Habzda, Przegląd Sportowy nr 71, 13 czerwca 1956
Linki zewnętrzne