24.03.1957 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 2:1 pd.
24 marca 1957 Puchar Polski 1957, 1/4 finału |
Górnik Zabrze | 2:1 pd. (0:0, 1:1) | Ruch Chorzów | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: S. Kula (Kraków) Widzów: 15 000 |
Pol 65 Jankowski 142 |
0:1 1:1 2:1 |
Polok 83 | ||
Józef Machnik (Józef Kaczmarczyk) Stefan Florenski Antoni Franosz Henryk Hajduk Eryk Nowara Marian Olejnik Ernest Pol Edmund Kowal Edward Jankowski Roman Lentner Henryk Czech (Jan Pieczka) |
SKŁADY | Ryszard Wyrobek (75. Hubert Breguła) Ernest Smołka Mieczysław Siemierski Jerzy Bomba Czesław Suszczyk Zygmunt Pieda Eugeniusz Pohl Rudolf Prutek Hubert Pala Kazimierz Polok Norbert Bochenek | ||
Trener: Zoltán Opata | Trener: Miklós Beljung |
Dodatkowe informacje
- Mecz Pucharu Polski z Ruchem nr 1 (derby nr 7)
Relacja
Sport
Dopiero 142 minuta przyniosła rozstrzygnięcie. Górnik Zabrze – Ruch 2:1 (0:0, 1:1, 0:0, 1:0). Mecz udręki graczy i widowni.
Następny sezon okazał się znacznie lepszy od debiutanckiego dla Górnika, ale też zespół przed rozpoczęciem rozgrywek wzmocnił się świetnymi piłkarzami: Ernestem Polem, Edmundem Kowalem i Stefanem Florenskim oraz zatrudnił nowego trenera, Węgra Zoltána Opatę. Szkoleniowiec zmienił się również w Ruchu. Miejsce Adama Niemca zajął Miklós Beljung, o którym później pisano, jako o najsłabszym punkcie niebieskich.
Nim jednak oba zespoły spotkały się w lidze, po raz pierwszy rozegrały derbowe spotkanie w ramach rozgrywek Pucharu Polski. Wydarzenia „polskiego października” sprawiły, że impreza ta lansowana wcześniej przez komunistycznych ideologów, popadła jakby w niełaskę. A wystarczyło przypomnieć sobie, że imprezy tej nie wymyślili stalinowscy urzędnicy, ale o to trofeum grano już w 1926 roku. W każdym bądź razie obie śląskie drużyny trafiły na siebie w ćwierćfinale edycji 1957 roku, który miał miejsce na tydzień przed startem nowego sezonu. Zabrzanie byli jak najlepszej myśli po wygranej z Lechią Gdańsk. Niespokojnie było natomiast w Chorzowie, mimo zwycięstwa w poprzedniej rundzie nad taką firmą, jak Legia Warszawa. Zmartwieniem trenera Beljunga była bowiem kontuzja Gerarda Cieślika, która wykluczała jego udział w spotkaniu z Górnikiem. Obawiano się, jak poradzi sobie napad Ruchu bez tego kluczowego zawodnika oraz jak wypadną linie defensywne pod naporem teoretycznie najsilniejszego ataku w Polsce, za jaką uznawano formację ofensywną Górnika.
Mecz, faktycznie był niezwykle trudny. Zarówno dla publiczności, która marzła na przeraźliwym mrozie, jak i dla zawodników, którzy przez 2 godziny i 22 minuty walczyli o bramkę na wagę zwycięstwa. 90 minut regulaminowego spotkania, pierwsza dogrywka – dwa razy 15 minut i druga – do pierwszego, „złotego” gola. A wcale nie musiało do niej dojść. W 134 minucie Ernest Pol nie wykorzystał bowiem rzutu karnego, strzelając w poprzeczkę. Nie zmienia to faktu, że biorąc pod uwagę przebieg gry, górnicy bardziej zasłużyli na wygraną,. Mieli zdecydowanie więcej sytuacji bramkowych, chociaż forma piątki ich ofensywnych piłkarzy daleka była jeszcze od optymalnej. Przeprowadzali ataki wykorzystując zbyt dużą ilość podań. Gra taka była częstokroć efektywna, umożliwiała poszczególnym zawodnikom popisanie się kwalifikacjami technicznymi, ale nie prowadziła do zaskakujących sytuacji podbramkowych i dogodnych pozycji strzałowych. Dopiero w końcówce górnicy zaczęli grać długimi podaniami. Lepsze wrażenie zrobiła natomiast pomoc zabrzan, gdzie Eryk Nowara i Marian Olejnik, nie tylko kryli własne pola, ale i odważnie grali do przodu. Nieźle poczynała sobie także linia obronna, aczkolwiek parokrotnie powstały w niej duże luki. Józef Machnik bronił dobrze, uległ niestety kontuzji kolana. Rezerwowy Józef Kaczmarczyk stanął jednak na wysokości zadania.
W Ruchu, mimo porażki, na uwagę zasługiwała gra młodej gwardii w ataku. Gdyby pośród nich znalazł się Cieślik, wynik mógłby być zgoła inny. Niesamowitą pracowitością wykazał się ponadto Eugeniusz Pohl, nominalny prawoskrzydłowy. W rzeczywistości można go było zobaczyć wszędzie, a nawet bardzo często w pobliżu własnego pola bramkowego. Zresztą było to cechą całego kwintetu, że ustawicznie się zmieniał, pamiętając przy przesunięciach o obsadzie wszystkich pól. Generalnie, niebiescy zagrali mądrze starając się hamować tempo, co było to przede wszystkim zasługą pary pomocników Suszczyk – Pieda. Nieźle radzili sobie również obrońcy, a na pełną pochwałę zasługiwał Wyrobek, którego przytomne i szybkie interwencje nie pozostały bez wpływu na rezultat spotkania.
W półfinale Górnik zmierzył się z trzecioligową Unią Racibórz, która w ćwierćfinale niespodziewanie wyeliminowała pierwszoligową Stal Sosnowiec. Wygrał aż 7:2 (1:2). Niestety w finale uległ ŁKS-owi Łódź 1:2 (0:1), więc na pierwszy puchar przyszło jeszcze zabrzanom poczekać...
T.Maliszewski, Sport nr 36, 25 marca 1957