27.10.1990 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 2:0: Różnice pomiędzy wersjami
(herb rywala) |
|||
Linia 10: | Linia 10: | ||
| herbdruzyna2 = {{Herb|nazwaklubu=LodzkiKS}} | | herbdruzyna2 = {{Herb|nazwaklubu=LodzkiKS}} | ||
| miejsce = | | miejsce = | ||
− | | sędzia = | + | | sędzia = Marek Kowalczyk (Lublin) |
− | | widzów = | + | | widzów = 4 714 |
| czas_gry = | | czas_gry = | ||
| gol1 = Cyroń 24 g<br />Kraus 46 k | | gol1 = Cyroń 24 g<br />Kraus 46 k | ||
Linia 17: | Linia 17: | ||
| gol2 = | | gol2 = | ||
| żółtekartki1 = | | żółtekartki1 = | ||
− | | żółtekartki2 = | + | | żółtekartki2 = Chojnacki, Wendewski |
| czerwonekartki1 = | | czerwonekartki1 = | ||
| czerwonekartki2 = | | czerwonekartki2 = | ||
− | | sklad1 = | + | | sklad1 = [[Bęben]]<br/>[[Grembocki]]<br/>[[Wałdoch]]<br/>[[M. Staniek]]<br/>[[Szlezak]]<br/>[[Warzycha]]<br/>[[Kołaczyk]] (63 [[R. Staniek]])<br/>[[Zagórski]]<br/>[[Golda]]<br/>[[Cyroń]]<br/>[[Kraus]] (84 [[Bałuszyński]]) |
− | | sklad2 = | + | | sklad2 = [[Woźniak]]<br/>[[Rożycki]] (61 [[Stefański]])<br/>[[Chojnacki]]<br/>[[Wendewski]] (65 [[Michalewicz]])<br/>[[Leszczyński]]<br/>[[Kruszankin]]<br/>[[Podolski]]<br/>[[Wieszczycki]]<br/>[[Ogrodowicz]]<br/>[[Cebula]]<br/>[[Grad]] |
| trener1 = [[Jan Kowalski]] | | trener1 = [[Jan Kowalski]] | ||
− | | trener2 = | + | | trener2 = [[Leszek Jezierski]] |
}} | }} | ||
+ | |||
+ | == Relacje == | ||
+ | |||
+ | === Sport === | ||
+ | |||
+ | ''Kto strzela, ten ma'' | ||
+ | |||
+ | Kryterium podziału na lepszych i gorszych w piłkarskim meczu jest bardzo proste: wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek. A jeśli jakiś zespół w ogóle nie potrafi tego uczynić przez 90 minut, to daremne stają się wszelkie dyskusje na temat ilości wypracowanych sytuacji, strzałów i czasu bycia przy piłce. Nie ma żadnych wątpliwości, że ŁKS był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem Górnika. Może nawet w przypadku punktowania liczby okazji strzeleckich zyskałby niewielką przewagę zwłaszcza w drugiej połowie. Stężenie nieskuteczności i egoizmu u zawodników łódzkich wielokrotnie jednak przekraczało wszelkie dopuszczalne normy. | ||
+ | |||
+ | „Mową nie zremisuje się meczu” – stwierdził po zakończeniu spotkania Leszek Jezierski mając żal do zawodników, że wiele energii tracili na zgłaszanie pod adresem sędziego pretensji. To fakt, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że Marek Kowalczyk musiał mieć tego dnia chyba fatalny układ biorytmów. Momentami sprawiał wrażenie jakby tuż przed meczem wyrzucono go na boisko wprost z samolotu, zapominając w dodatku zaopatrzyć w spadochron. | ||
+ | |||
+ | Bardzo długo nic nie wychodziło zabrzanom. Szarpiący zazwyczaj Warzycha tym razem miał ogromne problemy z rozgrywaniem piłki. W 15 min. mogło być jednak 1-0. Ogrodowicz zdążył w ostatniej chwili wybić z linii bramkowej piłkę po kopnięciu Krausa. Łodzianie zrewanżowali się groźnie w 23 min. , lecz Cebula minimalnie chybił. W kilkadziesiąt sekund później Górnik objął prowadzenie. Rozpoczęło się od zaskakującego błędu Chojnackiego, który główkował wprost pod nogi Zagórskiego, a zakończyło na pięknej centrze tego ostatniego i jeszcze piękniejszej „główce” Cyronia. Łodzianie ani myśleli murować dostępu do własnej bramki. Ruszyli do przodu i niewiele brakowało, a schodziliby na przerwę w lepszych nastrojach. W 33 min. Bęben był jednak minimalnie szybszy Ogrodowicza, a w 43 min. kapitalnym wolejem popisał się Podolski, lecz piłka trafiła wprost w ręce bramkarza. W końcu gola z najbliższej odległości zdobył głową Wieszczycki, ale arbiter dopatrzył się spalonego. Ledwie rozpoczęła się druga połowa, a już losy spotkania zostały przesądzone. Kruszankin próbował zatrzymać przed polem karnym Krausa ten jednak zdołał znaleźć się w „16”, a gdy w akcję wmieszał się Różycki – upadł. Wstał po kilku sekundach, by bez problemów zamienić rzut karny na bramkę. Jezierski: „Liga to zbyt poważna sprawa, by dyktować karny w takich okolicznościach”. | ||
+ | |||
+ | Od tego momentu gra nie straciła na atrakcyjności, a wręcz odwrotnie – jeszcze zyskała. Łodzianie próbowali odrobić straty, gospodarze umiejętnie wybijali ich z uderzenia i jeśli tylko nadarzyła się okazja – usiłowali błyskawicznie skontrować. Bodaj najlepsze sytuacje do zdobycia goli przez gości mieli Cebula i pospołu Grad z Michalewiczem. Pierwszy w 55 min. z bliska posłał jednak piłkę w niebo, dwaj ostatni spóźnili się w 73 min. do dośrodkowania, choć teoretycznie nie było takiej możliwości. Nie był to z pewnością najlepszy mecz Górnika w tym sezonie, ale ty bardziej musi budzić uznanie fakt umiejętności wykorzystania błędów przeciwnika. I to przeciwnika grającego otwartą piłkę. | ||
+ | |||
+ | ''Mirosław Nowak, Sport nr 210 z dnia 29.10.1990 r.'' | ||
[[Kategoria:ŁKS Łódź|1L1990.10.27]] | [[Kategoria:ŁKS Łódź|1L1990.10.27]] | ||
[[Kategoria:Mecze w ekstraklasie w sezonie 1990/91|1990.10.27]] | [[Kategoria:Mecze w ekstraklasie w sezonie 1990/91|1990.10.27]] |
Wersja z 10:02, 6 wrz 2013
27 października 1990 1. liga 1990/91, 13. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:0 (1:0) | ŁKS Łódź | Sędzia: Marek Kowalczyk (Lublin) Widzów: 4 714 |
Cyroń 24 g Kraus 46 k |
1:0 2:0 |
|||
Chojnacki, Wendewski | ||||
Bęben Grembocki Wałdoch M. Staniek Szlezak Warzycha Kołaczyk (63 R. Staniek) Zagórski Golda Cyroń Kraus (84 Bałuszyński) |
SKŁADY | Woźniak Rożycki (61 Stefański) Chojnacki Wendewski (65 Michalewicz) Leszczyński Kruszankin Podolski Wieszczycki Ogrodowicz Cebula Grad | ||
Trener: Jan Kowalski | Trener: Leszek Jezierski |
Relacje
Sport
Kto strzela, ten ma
Kryterium podziału na lepszych i gorszych w piłkarskim meczu jest bardzo proste: wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek. A jeśli jakiś zespół w ogóle nie potrafi tego uczynić przez 90 minut, to daremne stają się wszelkie dyskusje na temat ilości wypracowanych sytuacji, strzałów i czasu bycia przy piłce. Nie ma żadnych wątpliwości, że ŁKS był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem Górnika. Może nawet w przypadku punktowania liczby okazji strzeleckich zyskałby niewielką przewagę zwłaszcza w drugiej połowie. Stężenie nieskuteczności i egoizmu u zawodników łódzkich wielokrotnie jednak przekraczało wszelkie dopuszczalne normy.
„Mową nie zremisuje się meczu” – stwierdził po zakończeniu spotkania Leszek Jezierski mając żal do zawodników, że wiele energii tracili na zgłaszanie pod adresem sędziego pretensji. To fakt, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że Marek Kowalczyk musiał mieć tego dnia chyba fatalny układ biorytmów. Momentami sprawiał wrażenie jakby tuż przed meczem wyrzucono go na boisko wprost z samolotu, zapominając w dodatku zaopatrzyć w spadochron.
Bardzo długo nic nie wychodziło zabrzanom. Szarpiący zazwyczaj Warzycha tym razem miał ogromne problemy z rozgrywaniem piłki. W 15 min. mogło być jednak 1-0. Ogrodowicz zdążył w ostatniej chwili wybić z linii bramkowej piłkę po kopnięciu Krausa. Łodzianie zrewanżowali się groźnie w 23 min. , lecz Cebula minimalnie chybił. W kilkadziesiąt sekund później Górnik objął prowadzenie. Rozpoczęło się od zaskakującego błędu Chojnackiego, który główkował wprost pod nogi Zagórskiego, a zakończyło na pięknej centrze tego ostatniego i jeszcze piękniejszej „główce” Cyronia. Łodzianie ani myśleli murować dostępu do własnej bramki. Ruszyli do przodu i niewiele brakowało, a schodziliby na przerwę w lepszych nastrojach. W 33 min. Bęben był jednak minimalnie szybszy Ogrodowicza, a w 43 min. kapitalnym wolejem popisał się Podolski, lecz piłka trafiła wprost w ręce bramkarza. W końcu gola z najbliższej odległości zdobył głową Wieszczycki, ale arbiter dopatrzył się spalonego. Ledwie rozpoczęła się druga połowa, a już losy spotkania zostały przesądzone. Kruszankin próbował zatrzymać przed polem karnym Krausa ten jednak zdołał znaleźć się w „16”, a gdy w akcję wmieszał się Różycki – upadł. Wstał po kilku sekundach, by bez problemów zamienić rzut karny na bramkę. Jezierski: „Liga to zbyt poważna sprawa, by dyktować karny w takich okolicznościach”.
Od tego momentu gra nie straciła na atrakcyjności, a wręcz odwrotnie – jeszcze zyskała. Łodzianie próbowali odrobić straty, gospodarze umiejętnie wybijali ich z uderzenia i jeśli tylko nadarzyła się okazja – usiłowali błyskawicznie skontrować. Bodaj najlepsze sytuacje do zdobycia goli przez gości mieli Cebula i pospołu Grad z Michalewiczem. Pierwszy w 55 min. z bliska posłał jednak piłkę w niebo, dwaj ostatni spóźnili się w 73 min. do dośrodkowania, choć teoretycznie nie było takiej możliwości. Nie był to z pewnością najlepszy mecz Górnika w tym sezonie, ale ty bardziej musi budzić uznanie fakt umiejętności wykorzystania błędów przeciwnika. I to przeciwnika grającego otwartą piłkę.
Mirosław Nowak, Sport nr 210 z dnia 29.10.1990 r.