27.10.1990 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 2:0
27 października 1990 (sobota), godzina 16:00 1. liga 1990/91, 13. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:0 (1:0) | ŁKS Łódź | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Marek Kowalczyk (Lublin) Widzów: 4 714 |
Cyroń 24 g Kraus 46 k |
1:0 2:0 |
|||
Chojnacki, Wenclewski | ||||
Marek Bęben Jacek Grembocki Tomasz Wałdoch Mirosław Staniek Mirosław Szlezak Robert Warzycha Krzysztof Kołaczyk (63 Ryszard Staniek) Krzysztof Zagórski Remigiusz Golda Ryszard Cyroń Ryszard Kraus (84 Henryk Bałuszyński) |
SKŁADY | Andrzej Woźniak Sławomir Różycki (61 Krzysztof Stefański) Marek Chojnacki Witold Wenclewski (65 Jarosław Michalewicz) Zdzisław Leszczyński Juliusz Kruszankin Dariusz Podolski Tomasz Wieszczycki Marek Ogrodowicz Tomasz Cebula Adam Grad | ||
Trener: Jan Kowalski | Trener: Leszek Jezierski |
Relacje
Sport
Kto strzela, ten ma
Kryterium podziału na lepszych i gorszych w piłkarskim meczu jest bardzo proste: wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek. A jeśli jakiś zespół w ogóle nie potrafi tego uczynić przez 90 minut, to daremne stają się wszelkie dyskusje na temat ilości wypracowanych sytuacji, strzałów i czasu bycia przy piłce. Nie ma żadnych wątpliwości, że ŁKS był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem Górnika. Może nawet w przypadku punktowania liczby okazji strzeleckich zyskałby niewielką przewagę zwłaszcza w drugiej połowie. Stężenie nieskuteczności i egoizmu u zawodników łódzkich wielokrotnie jednak przekraczało wszelkie dopuszczalne normy.
„Mową nie zremisuje się meczu” – stwierdził po zakończeniu spotkania Leszek Jezierski mając żal do zawodników, że wiele energii tracili na zgłaszanie pod adresem sędziego pretensji. To fakt, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że Marek Kowalczyk musiał mieć tego dnia chyba fatalny układ biorytmów. Momentami sprawiał wrażenie jakby tuż przed meczem wyrzucono go na boisko wprost z samolotu, zapominając w dodatku zaopatrzyć w spadochron.
Bardzo długo nic nie wychodziło zabrzanom. Szarpiący zazwyczaj Warzycha tym razem miał ogromne problemy z rozgrywaniem piłki. W 15 min. mogło być jednak 1-0. Ogrodowicz zdążył w ostatniej chwili wybić z linii bramkowej piłkę po kopnięciu Krausa. Łodzianie zrewanżowali się groźnie w 23 min., lecz Cebula minimalnie chybił. W kilkadziesiąt sekund później Górnik objął prowadzenie. Rozpoczęło się od zaskakującego błędu Chojnackiego, który główkował wprost pod nogi Zagórskiego, a zakończyło na pięknej centrze tego ostatniego i jeszcze piękniejszej „główce” Cyronia. Łodzianie ani myśleli murować dostępu do własnej bramki. Ruszyli do przodu i niewiele brakowało, a schodziliby na przerwę w lepszych nastrojach. W 33 min. Bęben był jednak minimalnie szybszy od Ogrodowicza, a w 43 min. kapitalnym wolejem popisał się Podolski, lecz piłka trafiła wprost w ręce bramkarza. W końcu gola z najbliższej odległości zdobył głową Wieszczycki, ale arbiter dopatrzył się spalonego. Ledwie rozpoczęła się druga połowa, a już losy spotkania zostały przesądzone. Kruszankin próbował zatrzymać przed polem karnym Krausa, ten jednak zdołał znaleźć się w „16”, a gdy w akcję wmieszał się Różycki – upadł. Wstał po kilku sekundach, by bez problemów zamienić rzut karny na bramkę. Jezierski: „Liga to zbyt poważna sprawa, by dyktować karny w takich okolicznościach”.
Od tego momentu gra nie straciła na atrakcyjności, a wręcz odwrotnie – jeszcze zyskała. Łodzianie próbowali odrobić straty, gospodarze umiejętnie wybijali ich z uderzenia i jeśli tylko nadarzyła się okazja – usiłowali błyskawicznie skontrować. Bodaj najlepsze sytuacje do zdobycia goli przez gości mieli Cebula i pospołu Grad z Michalewiczem. Pierwszy w 55 min. z bliska posłał jednak piłkę w niebo, dwaj ostatni spóźnili się w 73 min. do dośrodkowania, choć teoretycznie nie było takiej możliwości. Nie był to z pewnością najlepszy mecz Górnika w tym sezonie, ale tym bardziej musi budzić uznanie fakt umiejętności wykorzystania błędów przeciwnika. I to przeciwnika grającego otwartą piłkę.
Mirosław Nowak, Sport nr 210, 29 października 1990