10.06.1970 - Górnik Zabrze - Cracovia 2:0
10 czerwca 1970 (środa) 1. liga 1969/70, 18. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:0 (0:0) | Cracovia | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Alojzy Jarguz (Olsztyn) Widzów: 3 000 |
Lubański 49 Lubański 79 |
1:0 2:0 |
|||
(1-4-3-3) Jan Gomola Alfred Olek Stefan Florenski Ryszard Czuban Henryk Latocha Zygfryd Szołtysik Erwin Wilczek Hubert Skowronek (73 Jan Szewczuk) Jan Banaś Włodzimierz Lubański Władysław Szaryński |
SKŁADY | (1-4-3-3) Janusz Duda Andrzej Joczys Andrzej Rewilak Kazimierz Jałocha Stanisław Chemicz Dominik Kubik Zbigniew Maczugowski Tadeusz Piotrowski Maciej Gigoń Witold Kasperski Janusz Maślanka | ||
Trener: Michał Matyas | Trener: Marian Jabłoński |
Dodatkowe informacje
- Mecz przełożony z 26 kwietnia z powodu występów Górnika w PZP.
Relacja
Kronika Górnika Zabrze
Obserwatorzy tego meczu zwrócili uwagę na fakt, że zabrakło w nim stawki. Cracovia była pewna spadku z ligi, natomiast Górnik jakby już nie wierzył w swoje szanse na mistrzostwo. Zwycięstwo przyszło zabrzanom mimo wszystko bardzo łatwo, bowiem krakowianie przez cały mecz ograniczyli się tylko do obrony. Dopiero po zdobyciu drugiej bramki przez Lubańskiego Cracovia wyszła sprzed swojego pola karnego. Nie zmieniło to jednak obrazu gry, Gomola nadal był niezatrudniony. Górnik uzyskał zwycięstwo niskim nakładem sił, grając na niskich obrotach, oszczędzając się.
Sport
Zabrze. Przed rozpoczęciem spotkania najwierniejsi sympatycy Górnika delektowali się płynąca z głośników melodią "To były piękne dni". Potem zaczęła się gra. Deszcz siąpił bez przerwy. Senny nastrój udzielił się obydwu zespołom. A właściwie to krakowianie "zarazili" Górnika wolnym tempem, grą na zwłokę, rezygnacją z ofensywnych poczynań. W okresach, kiedy zabrzanie przypominali sobie, że tylko przyśpieszenie, błyskawiczne zagranie z pierwszej piłki, może im przynieść efekty bramkowe, można się było przekonać, że nawet ta podwójna garda nie jest zbyt szczelna. Dwa razy przytomnie zachował się młody bramkarz Duda, parując śliskie piłki.
Rozstrzygnięcie padło na początku drugiej połowy. Lubański zdecydował się na energiczny, solowy przebój, minął dwu obrońców i strzelił płasko w róg. Wydawało się, że Duda przy lepszym ustawieniu mógł zagrodzić piłce drogę do siatki. Utrata bramki nr 1 by wyciągnięcia przeciwnika w pole nadal nie przynosiły rezultatu, i Cracovia chciała wyjść z honorem z tego spotkania i postanowiła nadal kryć się za murem siedmiu a nawet i więcej zawodników. Jeden z kontrataków w 77 min. omal nie zakończył się zdobyciem wyrównującej bramki. Niedoświadczony Maślanka nie zdążył jednak do piłki, która wzdłuż bramki poszybowała na aut. Krakowianie nie zdążyli na nowo uformować szyków obronnych, a już było 2:0. Banaś podał dokładnie piłkę Lubańskiemu, który z najbliższej odległości posłał ją do siatki.
Zwycięstwo zabrzan zasłużone, ale styl nadal daleki od średniej przeciętnej. Nic więc dziwnego, że publiczność dość głośno ujawniała swoje pretensje pod adresem czołowych piłkarzy finalisty PEZP. O pięknych dniach przypomniała tylko piosenka... (SP)