01.05.1962 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 3:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 maja 1962(wtorek)
1.liga 1962, 6. kolejka
Ruch Chorzów 3:1 (1:1) Górnik Zabrze Chorzów - Stadion Śląski
Sędzia: Biernacik (Kraków)
Widzów: 75 000
HerbRuchChorzow.gif Herb.gif

Kasprzyk 10
Polok 63
Lerch 67
0:1
1:1
2:1
3:1
Szołtysik 7
()
Henryk Pietrek
Eugeniusz Pohl
Mieczysław Siemierski
Alojzy Łysko
Antoni Nieroba
Zygmunt Pieda
Kazimierz Polok
Eugeniusz Lerch
Alojzy Gasz
Roman Kasprzyk
Eugeniusz Faber
SKŁADY ()
Hubert Kostka
Stefan Florenski
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ernest Pol
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Jerzy Musiałek
Edward Jankowski
Roman Lentner
Trener: Sándor Tatrai Trener: Augustyn Dziwisz


Debiutant w chorzowskim ataku Roman Kasprzyk spisał się świetnie. (Fot: Jerzy Bydliński [w:] „Sport” nr 53 z dnia 4.05.1962, s. 1)


Relacja

W 1962 roku polskie władze piłkarskie postanowiły zmienić cykl rozgrywek ligowych. Do tej pory zaczynały się one wiosną, kończyły jesienią. Teraz miało być odwrotnie. Sezon poprzedzający reorganizację rozegrano więc w ciągu jednej, wiosennej rundy. Podzielono drużyny na dwie grupy, a ich zwycięzcy mieli się spotkać w finale i rywalizować o tytuł mistrzowski. Górnik i Ruch trafili do jednej grupy.

Pierwsza ligowa próba sił miała miejsce na Stadionie Śląskim w Chorzowie i była jedną z atrakcji imprezy dla uczczenia Święta Pracy. Ogromnych emocji związanych z derbami nie pomniejszył nawet fakt, że niebiescy zajmowali dalszą lokatę od zabrzan. Górnik – pierwszą, Ruch – piątą. Podopieczni trenera Tatrai nawet w latach, w których nie walczyli o pierwsze miejsce zawsze byli groźni i zdolni do pokonania każdego krajowego rywala. A było o co walczyć. Zwycięstwo górników ostatecznie pasowało ich na mistrza wiosennego grupy I, porażka oznaczała wyrównanie szans w walce o ten zaszczyt dla pięciu drużyn, w tym również i Ruchu. W ekspresowych mistrzostwach każda wygrana, podobnie jak przegrana wywoływały natychmiastowe przetasowania. Dlatego też obie drużyny traktowały ten pojedynek z olbrzymią powagą. Chorzowianie przygotowywali się do niego na specjalnym zgrupowaniu w Świerklańcu, intensywnie pracowali również zabrzanie.

Mimo całej magii derbowych spotkań, wydawało się, że nic nie jest w stanie obrońcy tytułu odebrać pozycji lidera. Nikt nie przypuszczał, że Górnik może się potknąć w meczu z Ruchem, który tydzień wcześniej przegrał na wyjeździe z Gwardią Warszawa aż 1:5 (0:4). Nieprawdopodobne, stało się jednak faktem. Co więcej, zwycięstwo niebieskich było w pełni zasłużone. Cała drużyna walczyła przez 90 minut. Z nieustannej ofensywy nie zrezygnowała nawet po stracie bramki strzelonej przez Zygfryda Szołtysika (dołączył do Górnika przed sezonem) w 7 minucie.

Zabrzanie nie zagrali źle, poziom ich gry nie mógł jednak wystarczyć do pokonania dobrze dysponowanych przeciwników. Ich zdecydowanie słabym punktem był Hubert Kostka. Wyrównująca bramka Romana Kasprzyka obciąża niemal wyłącznie jego konto. Również przy dwóch kolejnych nie był bez winy. Nie można było mieć pretensji do Stanisława Oślizły. Robił, co mógł, ale przy trzeciej bramce Eugeniusza Lercha był po prostu bezradny. Ponadto musiał często asekurować prawą stronę. Stefan Florenski i Jan Kowalski mieli bowiem olbrzymie trudności z powstrzymywaniem ataków Ruchu. Zawiódł raczej Edward Jankowski, nie rzucał się w oczy ani w akcjach obronnych, ani w zasilaniu własnego ataku celnymi piłkami. W ataku najlepiej spisywał się strzelec bramki, Szołtysik. Dobrze rozgrywał piłkę i wychodził na pozycję. Ernest Pol, bez kondycji, raczej statystował niż grał.

Ruch wystąpił po raz pierwszy z Romanem Kasprzykiem na pozycji lewego pomocnika. Był to wyjątkowo udany debiut. Strzelił bramkę i zaliczył asystę przy golu Kazimierza Poloka. Najlepszym graczem niebieskich niewątpliwie był jednak Eugeniusz Faber, który był wprost nie do zatrzymania na lewym skrzydle. Pochwały należały się również Kazimierzowi Polokowi za wiele udanych rajdów, bojowość i serce do gry. Alojzy Gasz i Eugeniusz Lerch ustępowali nieco tej trójce, jednakże i oni spełnili swe zadanie, pracowali w pocie czoła, gdy przeciwnik znajdował się przy piłce. Świetną partię rozegrali wreszcie pomocnicy Ruchu: Zygmunt Pieda i Antoni Nieroba. Stworzyli oni szczelną zaporę, której górnicy nie mogli rozerwać, byli wszędzie, gdzie wymagała tego sytuacja. Mieczysław Siemierski, Alojzy Łysko, Eugeniusz Pohl oraz Henryk Pietrek wykazywali aż przesadny respekt dla zabrskich napastników. Zdarzyły się momenty, kiedy Pietrek i obrońcy Ruchu nie potrafili wykonać rzutu autowego od bramki – tak byli rozdygotani nerwowo. Dzięki Nierobie i Piedzie nie przyniosło to jednak poważnych konsekwencji.

Mecz był ogólnie bardzo emocjonujący i na dobrym poziomie. Cztery gwiazdki „Sportu”, pierwsze w tym sezonie, mówiły zresztą same za siebie. Zwycięstwo Ruchu powitane zostało z olbrzymią radością przez 75-tysięczną widownię. Gdy sędzia Biernacik odgwizdał koniec spotkania, rozległo się tradycyjne „sto lat”, a wiwaty i brawa na cześć „niebieskich” trwały aż do chwili, gdy zniknęli oni w tunelu stadionu. Zawiedzenie kibiców górników dokładnie opisuje poniższa anegdota. - Papierosy, cukierki, balony komu? – reklamowali swój towar mali chłopcy objuczeni torbami z napisem „Ruch”. Jeden z nich podszedł do grupy sympatyków Górnika i wymachując torbą wołał: - Może baloniki dla państwa, bardzo proszę. Takie zgrabne, kolorowe...A idźże stąd, synek! – odpowiedział zdesperowany starszy kibic. – Nie dość, że Ruch nas zrobił na balona? Zabrzanie utrzymali się co prawda na fotelu lidera, jednakże pozycja ich była poważnie zagrożona. Legia miała już identyczny dorobek punktowy, a Ruch był gorszy tylko o jeden punkt.