01.09.1976 - Górnik Zabrze - Widzew Łódź 2:1
1 września 1976 1. liga 1976/77, 4. kolejka |
Górnik Zabrze | 2:1 (0:1) | Widzew Łódź | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Marian Biernat (Kraków) Widzów: 8 000 |
Gorgoń 66 k Boniek 89 s |
0:1 1:1 2:1 |
Gapiński 21 | ||
Waldemar Cimander Adam Popowicz Jerzy Gorgoń Bernard Jarzina Zygmunt Bindek Marian Wasilewski Alojzy Deja Ireneusz Lazurowicz Zygfryd Szołtysik Stanisław Gzil Maksymilian Kluger |
SKŁADY | Burzyński Kostrzewiński Janas Możejko Chodakowski Błachno Pyrdoł Zawadzki Zbigniew Boniek Dawid (83 Tłokiński) Gapiński | ||
Relacje
Sport
Dramat widzewian
Zabrze. W dramatycznych okolicznościach piłkarze Widzewa stracili obydwa punkty w Zabrzu. Na mokrym boisku podczas ulewnego deszczu łodzianie z pewnością byli zespołem lepszym niż górnicy i w pełni zasłużyli na zwycięstwo. Prowadził też Widzew 1-0 aż do 66 minuty i nic nie wskazywało na to, że gospodarze, grający zresztą niemrawo, bez zwykłej dynamiki i przyspieszenia, potrafią odwrócić zły los. W 66 minucie Gzil atakował łódzkich obrońców i w trakcie tego przewrócił się na piłce, a krakowski arbiter – ku ogólnemu zdziwieniu – podyktował jedenastkę. Pewnym egzekutorem był Gorgoń, który nie dał żadnych szans Burzyńskiemu. Dramat łodzian dopełnił się na 120 sekund przed zakończeniem pojedynku, kiedy po kornerze Boniek – chcąc uprzedzić Gorgonia – trafił piłkę kolanem tak nieszczęśliwie, że ta wylądowała w samym okienku bramki Burzyńskiego. Tak więc Widzew przegrał, aczkolwiek pozostawił po sobie dobre wrażenie. Wszystkie formacje łodzian grały bez zarzutu, a szczególnie imponował duet Gapiński – Boniek. Obaj ci piłkarze sprawiali wiele kłopotu zabrzańskiej defensywie i gdyby nie dobra postawa Gorgonia oraz bramkarza Górnika, kto wie, czy już przed przerwą gospodarze nie straciliby więcej niż jedną bramkę. Defensywa zabrzan stanowiła bowiem najsłabszą formację drużyny, a ponieważ nie popisała się także druga linia, trudno było Górnikowi liczyć na sukces. W końcu jednak szczęście opowiedziało się po stronie zabrzan i oni odnieśli zwycięstwo. Tak jak w poprzednich kilku meczach, i tym razem siłą napędową Górnika był kapitan drużyny Zygfryd Szołtysik. Wiele jego sprytnych i celnych podań niestety zmarnowali napastnicy, ale… w 23 minucie omal nie padła bramka. Z głębi pola Szołtysik posłał celną piłkę do Deji, a ten w pełnym biegu z woleja strzelił bardzo silnie, lecz minimalnie nad poprzeczką. Tuż przed przerwą celną główką po kornerze popisał się Gorgoń, jednakże Burzyński był na posterunku.
Znacznie częściej niż bramkarz łodzian zatrudniany był Cimander. Łodzianie bowiem nie bawili się w zawiłe kombinacje, ale na mokrym terenie strzelali z każdej nadarzającej się pozycji. Na szczęście dla zabrzan Cimander nie popełnił ani jednego błędu, a przy strzale Gapińskiego – kiedy to Widzew objął prowadzenie – był bez szans. Górnik dopiero w samej końcówce przyspieszył i wówczas okazało się, że łodzianie nie wytrzymują kondycyjnie ostrego tempa. Ale mimo wszystko łódzki zespół podobał się dzięki rozumnej, nieszablonowej grze. Właściwie w szeregach łodzian nie było tak słabych punktów, jakie na kilku pozycjach mieli zabrzanie. O tym najlepiej się przekonać, studiując noty wystawione poszczególnym piłkarzom.
Jan Fiszer, Sport nr 170 z dnia 02.09.1976 r.