01.11.1959 - Górnik Zabrze - Lechia Gdańsk 3:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 listopada 1959
1. liga 1959, 21. kolejka
Górnik Zabrze 3:2 (2:2) Lechia Gdańsk Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Włodzimierz Sekuła (Olsztyn)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbLechiaGdansk.gif


Kowal 39 k
Pol 42
Pol 75
0:1
0:2
1:2
2:2
3:2
Frąckiewicz 20
Adamczyk 27
Joachim Szołtysek
Antoni Franosz
Henryk Hajduk
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Edward Jankowski
Ernest Pol
Edmund Kowal
Manfred Fojcik
Roman Lentner
SKŁADY Gronowski
Kusz
Korynt
Lenc
Nowicki
Musiał
Wieczorkowski
Szyndler
Frąckiewicz
Adamczyk
Wasiak (Piskor)
Trener: Janos Steiner Trener: Henryk Serafin

Relacja

Przegląd Sportowy

Wiwaty dla mistrza! Górnicy wygrali z Lechią, ale był moment że stadion zamarł.

Orkiestra, wiwaty i kwiaty – jako że był to pożegnalny mecz mistrza Polski na rok 1959 Górnika Zabrze na własnym stadionie. Przed meczem piłkarze Górnika przemaszerowali przy dźwiękach hucznego marsza i gromkich oklaskach publiczności rundę honorową. Dobrze, że uczynili to przed meczem, bowiem po spotkaniu, w którym absolutnie nie wykazali mistrzowskiej formy, uroczystość taka byłaby może już nie bardzo na czasie.

Jeden zawodnik w grze zespołowej, takiej jak piłka nożna – to właściwie niewiele. Nieprawda. W Górniku nie wystąpił w niedzielę zdyskwalifikowany Floreński i momentalnie wytworzyła się pod bramką mistrza Polski potworna luka. Ani Hajduk, któremu najpierw powierzono funkcję stopera, ani też Franosz, który zluzował Hajduka po przerwie, nie potrafili poradzić sobie z atakami Gdańska.

Po raz pierwszy, od niepamiętnych bodaj czasów, widzieliśmy oto w niedzielę gdańską Lechię prowadzącą… otwartą grę. Pozbawiona już trosk o ligowy byt, absolutnie zwolniona także od „obowiązku” strzeżenia swej bramki. Gdańszczanie poczynali sobie na stadionie zabrskim wcale, wcale swobodnie i był nawet taki moment, gdy ku ogromnej konsternacji widowni prowadzili już 2:0.

Był taki moment… bowiem od razu w kontrataku przedarł się z piłką na pole karne Lechii Fojcik, którego nieprzepisowo zatrzymał bodaj Korynt. Rzut karny przemienił Kowal w pierwszą bramkę dla mistrza Polski.

Mecz rozpoczął się w ten sposób, że Górnik miał więcej gry zaś Lechia… więcej pozycji do zdobycia bramek. Świetnie usposobiony Szołtysek popisał się parokrotnie niezwykle udanymi interwencjami. Tak np. w 15 minucie obronił strzał i dobitkę Wieczorkowskiego, gdy ten był już sam na sam z bramkarzem Górnika. W 23 min. znów znalazł się oko w oko z Frąckiewiczem i odważnym wybiegiem zażegnał niebezpieczeństwo. W minutę później przecież i Szołtysek był bezradny wobec bardzo ładnego strzału Frąckiewicza, w wyniku którego piłka precyzyjnie spadła w samo okienko. Kibice Zabrza, którzy na początku meczu przepowiadali lechitom wywiezienie pół tuzina bramek, widząc bardzo nieskładną grę własnego napadu, powoli zmieniali zdanie i zredukowali swoje wymagania do trzech goli. Kiedy Lechia zdobyła prowadzenie zaczęli się nawet cieszyć, że w ten sposób górnicy zdopingowani zostaną do bardziej energicznej gry.

Gdy jednak we wspomnianej 38 minucie Adamczyk najpierw strzelił, a potem celnie dobił zdobywając drugą bramkę, stadion zamarł. Inaczej wyobrażali sobie kibice Górnika ten pożegnalny występ, nowo wykreowanego mistrza Polski.

Riposta przyszła szybko, gdyż w tejże samej minucie Kowal wykorzystał rzut karny. W 40 minucie ten sam zawodnik strzelił w poprzeczkę, a w 42 minucie było już 2:2. Silnie bity przez Gawlika rzut wolny, Gronowski zdołał wypiąstkować, piłkę otrzymał Fojcik, zaś kierunek jego strzału zmienił Pohl. Gdańszczanie reklamowali spalony twierdząc, że Pohl znajdował się właśnie na niedopuszczalnej pozycji. Akcja jednak rozegrała się tak błyskawicznie, że z wysokości trybun musimy się wstrzymać z zabraniem głosu.

Kto sądził, iż po przerwie Górnik zdemoluje Lechię, ten się trochę pomylił. Nic z tych rzeczy. Wprawdzie górnicy nadal mieli więcej z gry, ale goście w dalszym ciągu potrafili dojść do lepszych pozycji podbramkowych. Gdyby jeszcze nie zwlekali z oddawaniem strzału, to wtedy być może, nie pomógłby Szołtysek.

W 72 min. Pohl, jedyny dobrze grający napastnik Górnika, zdenerwowany jak gdyby niezaradnością kolegów, kropnął z 20 metrów i piłka wpadła w sam róg. Była to bardzo ładna bramka, zdobyta strzałem-bombą.

W sumie zwycięstwo Górnika nie wypadło ani chyba imponująco ani też nawet zasłużenie. Wynik remisowy bardziej odpowiadałby stopniowi zatrudnienia obu bramkarzy, uwzględniając przy tym wskaźnik trudności strzałów. Gronowski miał piłkę częściej w rękach, ale za to Szołtysek musiał interweniować bez porównania w trudniejszych sytuacjach.

Z.Dutkowski, Przegląd Sportowy nr 195 , 2 listopada 1959 r.

Linki zewnętrzne