02.10.1999 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 2:1
2 października 1999 (sobota), godzina 16:00 1. liga 1999/2000, 11. kolejka |
Ruch Chorzów | 2:1 (2:1) | Górnik Zabrze | Chorzów, stadion Ruchu Sędzia: Krzysztof Słupik (Tarnów) Widzów: 6 908 |
Kwieciński 25 Włodarczyk 30 g |
0:1 1:1 2:1 |
Bonk 14 | ||
Wleciałowski 45 (WG) | Bonk 25 (F), Kolasa 45 (F), Gierczak 45 (F), Lekki 46 (F), Gacek 61 (F), Kocyba 75 (F), Dźwigała 79 (F) | |||
(1-3-5-2) Jakub Wierzchowski 6 Marcin Baszczyński 6 Mariusz Masternak 6 Marek Wleciałowski 6 Rafał Kwieciński 6 (76 Daniel Dubicki n.) Maciej Mizia 7 (84 Tomasz Szuflita n.) Łukasz Surma 8 Bartłomiej Jamróz 6 Marcin Molek 4 (45 Damian Gorawski 3) Piotr Włodarczyk 7 Krzysztof Bizacki 7 |
SKŁADY | (1-3-5-2) Andrzej Bledzewski 5 Tomasz Prasnal 5 Grzegorz Lekki 6 Robert Kolasa 5 Michał Probierz 6 Grzegorz Bonk 3 (46 Rafał Kocyba 3) Dariusz Dźwigała 5 (87 Arkadiusz Matejko n.) Adam Kompała 6 Shingi Kawondera 2 (46 Daniel Gacek 2) Piotr Gierczak 5 Piotr Rocki 5 | ||
Trener: Edward Lorens | Trener: Jan Żurek |
Dodatkowe informacje
- Spotkanie ligowe z Ruchem nr 83 (derby nr 106).
- Spotkanie ocenione na 3 gwiazdki według Sportu (obok piłkarzy noty według tegoż dziennika).
- Według innych źródeł widzów: 7 000, 8 100, a nawet ponad 10 000.
Relacja
Na trybunach nie było już kilkudziesięciu tysięcy widzów, potencjał obu klubów nie był już taki, jak w latach 60., 70., czy 80. Emocje zaczęły przenosić się w trochę inne rejestry. Nadal czekano jednak z niecierpliwością na kolejne derbowe spotkanie, które w sezonie 1999/2000 odbyło się w 11. kolejce.
Linie środkowe obu zespołów należały wówczas do najsilniejszych w lidze. Dariusz Dźwigała (po rundzie wiosennej spędzonej w Katowicach powrócił na Roosevelta), Grzegorz Bonk, Adam Kompała, Michał Probierz w Górniku. Bartłomiej Jamróz, Sławomir Paluch, Rafał Kwieciński i Maciej Mizia w Ruchu. Z niebieskich nie mógł wystąpić Mamia Dżikia, który nie doszedł do normalnej dyspozycji po kontuzji mięśnia czworogłowego oraz Sławomir Paluch, który nie doszedł jeszcze do siebie po śmierci ojca. W Zabrzu lista nieobecnych była dłuższa. Jacek Wiśniewski i Stanisław Wróbel pauzowali za czerwone kartki. Od początku tygodnia kontuzjowany był natomiast Robert Kolasa. Jednak najpoważniejszym osłabieniem było odejście jesienią Kamila Kosowskiego do krakowskiej Wisły. Górnik przegrał dwa poprzednie spotkania. Zawodnicy na zgrupowaniach kadry i zamieszanie transferowe (pytania o Lekkiego, Bonka, Wiśniewskiego, Dźwigałę) na pewno nie pomagały w przygotowaniach. Powszechnie wierzono jednak w Zabrzu, że uda się zrewanżować za porażkę z wiosny. Faworytem był jednak Ruch, ówczesny wicelider tabeli.
Dodatkowym smaczkiem konfrontacji derbowej był fakt, że w młodzieżowej reprezentacji Pawła Janasa, występowało aż siedmiu potencjalnych aktorów śląskich derbów. W bramkach obu drużyn wystąpić mieli bezpośredni rywale do przywdziania koszulki z numerem „1” w kadrze. W dodatku Łukasz Surma rywalizujący z Grzegorzem Bonkiem o miejsce w podstawowej „jedenastce” Janasa, został uznany za najlepszego zawodnika stołecznego turnieju młodzieżowego LG Cup, który rozegrany został tuż przed pojedynkiem derbowym.
W spotkaniu dwóch najbardziej utytułowanych klubów w Polsce, Ruch zwyciężył po pasjonującym widowisku, i powrócił na fotel lidera, wykorzystując potknięcie warszawskiej Polonii. W „beczce miodu” była jednak „łyżka dziegciu”, czyli nieszczęście Marcina Molka. Ten utalentowany wychowanek Ruchu, z meczu na mecz grający coraz lepiej, przypłacił swe zaangażowanie poważną kontuzją. Przypuszczać można było, że koledzy pechowca oddaliby może i punkt rywalom, byle tylko ich partner z zespołu mógł powrócić na boisku. Tuż przed końcem pierwszej połowy, po ataku Piotra Gierczaka, doznał złamania nogi, konkretnie kości piszczelowej. Słuszne, ale też jakby wtórne w tych okolicznościach były pretensje do sędziego Słupika o to, że nie pokazał napastnikowi Górnika czerwonej kartki, choć powinien był to zrobić, a jako poważny zarzut postawił to arbitrowi obserwator PZPN, Kazimierz Orłowski. Żadna jednak kara nie mogła być rekompensatą za ból, którego doświadczył Molek.
Górnik również miał wiele powodów do niezadowolenia. Przegrał, tracąc bramki po fatalnych błędach. Zarobił aż siedem żółtych kartek i nawet skrupulatnie liczący je kierownik drużyny Leszek Brzeziński nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, jakie będą tego konsekwencje na przyszłość. Ale po kolei… Mecz Ruchu z Górnikiem zaczął się jak większość tych rozgrywanych w Chorzowie. Gospodarze natarli z impetem, szybko i pomysłowo rozgrywali piłkę, a znajdujący się w wielkiej formie Bizacki i Molek urządzali sobie „zabawy” z obrońcami Górnika. Efektów w tej fazie gry to nie przyniosło, ale też było zwiastunem kłopotów Górnika w dalszej części. Najpierw to jednak Górnik zdobył bramkę, a piękny strzał Bonka poprzedziła równie efektowna akcja Probierza do spółki z Rockim. „Nic się nie stało” – skandowali kibice niebieskich i piłkarze grali nadal tak, jak gdyby rzeczywiście żadna przykrość ich nie spotkała. Jedynym, choć znaczącym ostrzeżeniem był rajd i strzał Kawondery w 20 minucie, z czym Wleciałowski jednak skutecznie sobie poradził. Potem było już gorąco wyłącznie pod bramką Bledzewskiego. Wszystko, co się tam działo było następstwem agresywności i nieustępliwości chorzowian, którzy wymuszali na zabrzanach błędy. Ten pierwszy, kiedy doszło do wyrównania, popełnił 17-latek Kawondera i od tego czasu jakby przestał istnieć na boisku. Widać było, że nie umie sobie poradzić z odpowiedzialnością. Nic więc dziwnego, że został w przerwie zmieniony. Kiedy Włodarczyk zdobył bramkę na 2:1, mogło się wydawać, że kwestią czasu będą i kolejne bramki dla Ruchu.
Strata Molka była widoczna na boisku. Nie da się bowiem ukryć, że w drugiej połowie inicjatywę przejęli goście. Jeszcze tylko na początku Kwieciński miał szansę zdobyć trzecią bramkę, ale pospieszył się – w sytuacji sam na sam z Bledzewskim – z uderzeniem, potem bramkarz zabrzan nie dał się zaskoczyć Włodarczykowi, ale co najmniej równie dobre okazje strzeleckie mieli Rocki, Lekki i Gierczak. Im bliżej końca, tym Górnik bardziej naciskał, w końcu do stracenia miał co najwyżej jeszcze jedną bramkę, a do zyskania jeden punkt. Strat nie odrobił, wynik więc był sprawiedliwy w tym sensie, że mecz wygrała drużyna znacznie lepsza w pierwszej połowie, na pewno grająca ładniej dla oka i przede wszystkim szybsza. Ten ostatni element sprawił zapewne, że zabrzanie zarobili tyle żółtych kartek. Ich nogi nie podążały za piłką, często trafiały natomiast w nogi rywali. - Zwycięstwo dedykujemy Marcinowi – mówił po meczu jeden z najlepszych aktorów tego widowiska, Łukasz Surma. – A jego nieszczęście dodatkowo nas zmobilizowało. Tyle satysfakcji dla niego i dla nas, że znów jesteśmy liderami. Górnikom ciężko było natomiast przełknąć porażkę i dopiero 10. miejsce w tabeli.