03.04.1966 - Górnik Zabrze - Śląsk Wrocław 3:0
3 kwietnia 1966 1. liga 1965/66, 16. kolejka |
Górnik Zabrze | 3:0 (1:0) | Śląsk Wrocław | Zabrze Sędzia: Włodzimierz Sekuła (Olsztyn) Widzów: 20 000 |
Lubański 45 Lubański 74 Musiałek 77 |
1:0 2:0 3:0 |
|||
Jan Gomola Waldemar Słomiany Stanisław Oślizło Edward Olszówka Rainer Kuchta Stefan Florenski Zygfryd Szołtysik Jerzy Musiałek Erwin Wilczek Włodzimierz Lubański Roman Lentner |
SKŁADY | Masseli Karol Kapciński Siegert Blaut Poręba Czarnecki Wiess Wiśniewski (46 Duda) Bon Śpiewak Hubert Skowronek | ||
Trener: Władysław Giergiel | Trener: M. Kurdziel |
Relacje
Kronika Górnika Zabrze
Już dawno Zabrze nie oglądało tak dobrego i interesującego meczu, donosił "Przegląd Sportowy". Chwalono otwartą grę wrocławian, przez co mecz obfitował w szereg wybornych okazji. Na korzyść zabrzan grali także bezpośredni rywale w mistrzowskiej walce - Wisła uległa dość niespodziewanie w Bytomiu Szombierkom, które wskoczyły na fotel wicelidera. Sześć punktów przewagi Górnika mówiło jednak samo za siebie...
Sport
Bramka Gomoli dalej dziewicza
Zabrze. Brawa dla wrocławian. Wynik sugeruje co prawda łatwe zwycięstwo lidera, ale w istocie było inaczej. Górnicy musieli dać z siebie wszystko, aby zdobyć dwa punkty. Zdobyli je z całą pewnością zasłużenie. Gdyby wygrali jednak 2:1 nie mogliby mówić o krzywdzie.
Postawa wrocławian była olbrzymią niespodzianką. Śląsk nie wykazywał żadnego respektu dla mistrza Polski, realizował mądrze taktykę wzmocnionej defensywy, z której często inicjował szybkie i pomysłowe kontrataki. Były one tym bardziej groźne, że obrona gospodarzy grała fatalnie. Słomiany, Kuchta i Olszówka więcej przeszkadzali niż pomagali Staszkowie Oślizle, razili niezwrotnością i brakiem przeglądu sytuacji pod bramką. Z ich winy omal nie padły dwie bramki dla Śląska w pierwszej połowie. Beznadziejna zwłaszcza dla gospodarzy zdawała się być sytuacja w 42 minucie gry, kiedy to Wiśniewski znalazł się sam na sam z Gomolą. Bramkarz Górnika popisał się jednak wspaniałym refleksem, naprawiając w ostatniej chwili błąd swych obrońców. Poprzednio Gomola popisał się piękną obroną ostro strzelonego rzutu wolnego (Czarnecki), a później miał jeszcze inne bardzo udane interwencje.
Miał również bramkarz Górnika niemało szczęścia. W 8 minucie po przerwie Bon miał jak się to mówi dwustuprocentową pozycję strzelecką. Obrona Górnika została wymanewrowana w przykładny sposób i zagadnienie polegało jedynie na tym, aby skierować piłkę w lewy lub prawy róg bramki Gomoli. Bon strzelił jednak tuż obok słupka, marnując idealną sytuację do wyrównania.
Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby Śląsk zdobył wyrównującą bramkę? Wrocławianie bowiem wystartowali z II połowie jeszcze efektowniej niż w pierwszej i przez 15 minut mieli wyraźnie inicjatywę w swym ręku.
Zmiana ról nastąpiła około 65 minuty. Zabrzanie wyraźnie podkręcili tempo. Poprawiła się zwłaszcza dokładność podań napastników, częściej operowano zagraniem z pierwszej piłki, stosowano prostopadłe podania i co najważniejsze zaczęto strzelać na bramkę z każdej dogodnej pozycji.
Rozstrzygająca bramka padła – podobnie jak pierwsza – w niezwykłych okolicznościach. Przy pierwszej zawaliła obrona Śląska, rozmijając się z podaniem Musiałka do stojącego samotnie przed bramką Lubańskiego. Drugi gol zdobyty przez tego samego zawodnika był następstwem chaosu i zamieszania na polu karnym wrocławian. Lubański znalazł się w sytuacji, w której wystarczyło nadstawić but, aby piłka wylądowała w siatce. Tak też uczynił i było 2:0.
Prawdziwa w pełnym tego słowa znaczeniu bramka – jak mówią kibice – padła dopiero w 77 minucie gry. Zdobył ją z odległości 16 metrów Musiałek. Strzał był nie do obrony. Piłka wylądowała ponad rękami Masselego tuż obok poprzeczki i słupka.
Na plus Śląska trzeba powiedzieć, że walczył do końcowego gwizdka sędziego. Zrobił ogromne postępy od ubiegłego roku. Potrafi już nie tylko walczyć, ale i grać. Odejście Stachuły wyszło nawet drużynie na korzyść. Akcje jej stały się szybkie i nie są już tak przejrzyste jak dawniej.
Najkorzystniejsze wrażenie w Zabrzu pozostawili bramkarz Masseli, Skowronek, Siegert, Kapciński i Weiss. Cały zespół jest jednak interesujący i godny częstego oglądania. Od wczoraj w każdym razie rozumiemy dlaczego Szombierki przegrało z nim 0:3, a Legia była zadowolona z bezbramkowego remisu w stolicy.
Zabrzanie, którzy wystąpili bez przeziębionego Pola mieli najlepszych graczy w Lentnerze, Musiałku, Oślizle, Floreńskim i Gomoli. Lepiej niż w Sosnowcu zagrał Lubański, ale nie był to jeszcze Lubański z meczu z Katowicami. Podobnie ma się rzecz z Szołtysikiem. Wypadł przeciętnie, rażąc w drugiej połowie brakiem kondycji. Wilczek miał dużo dobrych intencji, ale gorzej było z ich wykonawstwem.
Mecz był bardzo ciekawy i emocjonujący. Trzy gwiazdki – najlepsze naszym zdaniem spotkanie w dotychczasowych rozgrywkach wiosennej rundy.
Opinie trenerów:
Władysław Giergiel (Górnik): Brak Pola dał nam się mocno we znaki. Wygraliśmy zasłużenie. Wyróżniam przede wszystkim Lentnera, a następnie Musiałka. W Śląsku najlepszym graczem był Masseli, który uchronił wrocławian od wyższej porażki.
Trener Śląska, M. Kurdziel: Straciliśmy pechowo bramkę w ostatniej minucie pierwszej połowy, co wymagało rewizji naszych założeń taktycznych. Do wyniku nie mam pretensji. Zadowolony jestem, że Śląsk zmusił Górnika do walki i publiczność Zabrza często oklaskiwała naszych piłkarzy.
Żródło: Sport nr. 40(2657), Poniedziałek, 4 kwietnia 1966 r.