03.11.1973 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 4:1
3 listopada 1973 (sobota) 1. liga 1973/74, 10. kolejka |
Górnik Zabrze | 4:1 (2:0) | Zagłębie Sosnowiec | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Stanisław Leniewicz (Kraków) Widzów: 15 000 |
Szołtysik 4 Banaś 20 g Banaś 53 Szarmach 85 g |
1:0 2:0 3:0 4:0 4:1 |
Pielok 89 | ||
Jan Gomola Henryk Holewa (65 Joachim Gorzawski) Jan Wraży Henryk Wieczorek Zygmunt Bindek Alojzy Deja Lucjan Kwaśny Edward Wojtala (46 Stanisław Gzil) Jan Banaś Zygfryd Szołtysik Andrzej Szarmach |
SKŁADY | Jerzy Patoła Jan Leszczyński Józef Zawadzki Eugeniusz Szmidt Wojciech Rudy Witold Kasperski Zenon Wieczorek Zbigniew Seweryn Wiesław Ambroży (46 Jerzy Pielok) Jerzy Lula Józef Kowalczyk | ||
Trener: Teodor Wieczorek |
Relacja
Sport
Górnik odzyskuje zaufanie Zabrza
Emocje na stadionie Górnika zaczęły się od pierwszej piłki. Sosnowiczanie, jakby chcąc udowodnić, iż wierzą w zwycięstwo nad dziesięciokrotnym mistrzem Polski, lecz już w 3 min. otrzymali "ostrzeżenie" – przy zupełnie biernej postawie Szmidta i Zawadzkiego, Szołtysik skierował piłkę z środka pola karnego do siatki.
Nie załamało to jednak Zagłębia, piłkarze gości uzyskali w polu karnym przewagę, w akcje ofensywne włączali się nawet obrońcy, a szczególnie bardzo aktywny w pierwszych fragmentach spotkania Leszczyński. W 10 min. mogło być 1:1. Rudy zainicjował rajd po lewym skrzydle, pięknie wymanewrował Holewę, dośrodkował, a nadbiegający Z. Wieczorek posłał piłkę głową tuż nad poprzeczką bramki Gomoli. Zabrzanie w tym okresie nie potrafili złapać rytmu i tylko Szołtysik starał się narzucić swojemu zespołowi odpowiedni styl, ale wobec zbyt chaotycznych poczynań pozostałych zawodników nie dawało to wielkich efektów. Druga bramka dla Górnika była także w wielkim stopniu zasługą "Małego" który idealnie wyegzekwował rzut rożny, posyłając piłkę prosto na głowę Banasia – znowu! nie pilnowanego tyż przed bramką Patoły.
Zagłębie jeszcze raz poderwało się do ataku, jeszcze raz próbowało zmniejszyć straty. Nmie wiele zresztą do tego brakowało gdyż w 32 min. Gomola z największym trudem obronił strzał Seweryna, a chwilę potem lob Luli trafił w poprzeczkę. Sosnowiczanie bardzo umiejętnie potrafili zagęścić pole walki po lewej stronie bramki Gomoli, by nagłym przerzutem przenieść akcję na prawą stronę. Ale gdy tuż przed polem karnym akcje ich były dość płynne, to zawsze w ostatniej fazie brakowało przyspieszenia. Niestereotypowego podania, bardziej zdecydowanego strzelca. Ambroży praktycznie nie stanowił poważniejszego zagrożenia, Kowalczyk za dużo przetrzymywał piłkę, Kasperski operował głęboko cofnięty. Lula i Seweryn grali nienajgorzej, ale brakowało im szybkości i tylko do Z. Wieczorka nie można było mieć pretensji.
Imponował on świetnym przeglądem sytuacji, bogatym repertuarem zagrywek wypracował swym kolegom dogodne sytuacje, wreszcie sam starał się zatrudniać Gomolę. Był, obok Szołtysika, pierwszoplanową postacią na boisku, wygrał rywalizację ze swym starszym bratem. Górnik po zdobyciu dwóch bramek znacznie pofolgował i w zasadzie do przerwy nie stworzył jednej groźniejszej sytuacji pod bramką Patoły.
Po zmianie stron mecz był znacznie ciekawszy, głównie za sprawą gospodarzy. Wreszcie złapali odpowiedni rytm, podkręcili tempo i pod bramką Zagłębia raz po raz dochodziło do groźnych spięć. Bardzo dobrze zaczęli współpracować z Szołtysikiem Deja i Kwaśny, Banaś wreszcie przypomniał sobie iż zaliczany jest do grona najlepiej wyszkolonych technicznie piłkarzy w Polsce, a Szarmach nieustanną zmianą pozycji przysparzał obrońcom Zagłebia wiele kłopotu. Duży wpływ na metamorfozę Górnika miała zmiana niedokładnego Wojtali na Gzila, a także co uwidoczniło się w drugiej połowie, lepsze przygotowanie kondycyjne zabrzańskich piłkarzy, dzięki czemu bez kłopotu mogli się uwalniać spod opieki sosnowiczan, forsować szybsze, arytmiczne tempo, grać bardziej różnorodnie i korzystać czy to w akcjach ofensywnych czy defensywnych z większej ilości zawodników. Dobra gra Górnika w ostatnich 45 min. uwieńczona została dwoma bramkami. W 54 min. mimo asysty Zawadzkiego Banaś potrafił zmusić Patołę do kapitulacji, a w 85 min. zabrzanin popisał się wspaniałym, idealnym podaniem nad obrońcami Zagłębia i rękami Patoły, prosto na głowę nadbiegającego Szarmacha, który tylko dopełnił formalności.
Mimo iż w drugiej odsłonie goście wypracowali sobie dwie pozycje bramkowe w sumie mogą być zadowoleni iż stracili tylko dwa gole. Zabrzańscy napastnicy mieli dogodnych sytuacji powiększenia swojego dorobku strzeleckiego znacznie więcej, lecz czasami zbyt nonszalancko lub nerwowo starali się zakończyć akcję i ich strzały mijały bramkę lub stawały się łupem Patoły. Dobry mecz naszpikowanego rezerwowymi zawodnikami Górnika, zbiegł się z kolejnym niepowodzeniem Zagłębia. Czy rzeczywiście zabrzanie przełamali już kryzys formy, czy po prostu sobotni przeciwnik nie może być miarodajnym wykładnikiem ich dyspozycji?
Stefan Riedel, Sport nr 205 z dnia 5.11.1973r