04.06.1972 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:5

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
4 czerwca 1972 (niedziela), godzina 15:30
Puchar Polski 1971/72, finał
Legia Warszawa 2:5 (2:1) Górnik Zabrze Łódź, stadion ŁKS-u
Sędzia: Mieczysław Świstek (Rzeszów)
Widzów: 30 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif
Gadocha 3

Gadocha 28
1:0
1:1
2:1
2:2
2:3
2:4
2:5

Lubański 26

Lubański 64
Lubański 80
Szołtysik 81
Lubański 87 w
Piotr Mowlik
Władysław Stachurski
Feliks Niedziółka
Lesław Ćmikiewicz
Antoni Trzaskowski
Jan Pieszko
Kazimierz Deyna
Bernard Blaut
Tadeusz Nowak
Tadeusz Cypka (75 Andrzej Zygmunt)
Robert Gadocha
SKŁADY Hubert Kostka
Henryk Latocha (46 Jan Wraży)
Jerzy Gorgoń
Stanisław Oślizło
Zygmunt Anczok
Lucjan Kwaśny (60 Władysław Szaryński)
Alojzy Deja
Hubert Skowronek
Jan Banaś
Włodzimierz Lubański
Zygfryd Szołtysik
Trener: Lucjan Brychczy Trener: Jan Kowalski

Relacja

Program meczowy.

Kronika Górnika Zabrze

Mecz finałowy odbył się w Łodzi, na stadionie ŁKS-u. Oglądany był na żywo przez 30 tys. widzów. Rozpoczął się szybką bramką Gadochy w 3. minucie, który dobił strzał Stachurskiego. W 26. minucie wyrównał Lubański, jednak radość zabrzan nie trwała zbyt długo, 2 minuty później Gadocha strzelił bowiem na 2:1. Po pierwszej połowie triumfująca Legia schodziła na przerwę z boiska z głowami podniesionymi, ale tak naprawdę warszawiacy, nie byli spokojni o ostateczny wynik meczu. Drugą połowę zespoły zaczęły bardzo ambitnie. W 64. minucie Lubański ograł defensywę Legii i było już 2:2. W 80. minucie po strzale Banasia, arbiter podyktował rzut rożny i znowu strzelił Lubański. Górnik zaczął powoli dyktować warunki. W 81. minucie niezauważalny do tej pory Szołtysik, po indywidualnym rajdzie strzelił na 4:2, a gwóźdź do trumny Legii przybił Lubański po pięknym strzale z rzutu wolnego. Górnik zdobył Puchar Polski po raz 6. w historii, a o dokonaniu Lubańskiego dyskutowano jeszcze przez bardzo długo, bowiem wielkim wyczynem było strzelić 4 bramki w jednym meczu. Tak naprawdę to on wygrał puchar dla swojej drużyny.

Sport

Wielki dzień Lubańskiego na stadionie ŁKS. Puchar Polski pozostał w Zabrzu.

Puchar Polski zawiózł do Zabrza Stanisław Oślizło. Trudno klasyfikować wartość niedzielnego meczu, jest absolutnie pewne, że w historii finałów stanowi on oddzielną i zgoła wyjątkową kartę. Nie tylko że względu na rekordową liczbę bramek, nie tylko na uwagę swoisty klimat tego meczu, ale przede wszystkim dzięki wręcz przegiegowi walki.

Nie wiem czemu nieprzerwanie cisnęło mi się porównanie z dramaturgą ringów bokserskich. Tak jak w wielkim pojedynku mistrzów rękawicy, dwukrotnie powalony na mate pięściarz zrywał się do kontrnatarcia, by w ostatniej rundzie... Nie, Nie, to już nie wytrzymuje porównania. W tym meczu Legia nie została znokautowana, chociaż mógłby to sugerować końcowy cyfrowy rezultat. Zważmy, że nawet po stracie 5 bramki jeszcze Deyna usiłował skonstruować kontrnatarcie by – jeżeli już nie poprawić wynik – choćby dotrzymać do ostatniej sekundy pola przeciwnikowi.

Jakaż ręka reżysera mogła wyczarować równie efektowny spektakl, trzymający nie przerwanie 30.000 rozgorączkowanych kibiców w temperaturze wrzenia. Gdyby to nam przedstawiono w każdej innej poza rzeczywistą wersji, zapewne wzruszylibyśmy ramionami sceptycznie mrucząc, że przerysowane, że sztuczne. A to autentyczna prawda.

Starzy znajomi, stare porachunki, ale wciąż nowa pasja, wciąż te same aspiracje trzęsące wszystkimi fibrami nerwów. Górnik w chwili rozpoczęcia meczu miał na swymkoncie 5 zwycięstw w finale. Legia cztery. Rada Państwa musiała zafundować nowych 5kg brązu, aby podtrzymać imprezę, bowiem poprzednie dzieło sztuki metalowo-grawerskiej zostało już instalowane w zbiorach zabrzan. Była dla wojskowych szansa. Nie zdołali jej wykorzystać. Dlaczego? Nad tym zapewne będą się głowić stratedzy i kierownicy legionistów. Teorii w sprawie wytłumaczenia porązki słyszeliśmy dziesiątki. Ale przecież nie porażka Legii jest ewenementem meczu, lecz sty zwycięstwa Górników.


Preludium było szokujące. Rzut wolny,fatalny „mur” zabrzan, Stachurski swoim sposobem strzela, dobitka Gadochy jest dla Kostki nie do obrony. Legi jest swobodniejsza w operacjach na środku pola, jakby bardziej rozbiegana. Chytrepociągnięcie z wycofaniem Ćmikiewicza do roli stopera ze zleceniem szczególnej opieki nad Lubańskim daje owoce.

Jedna bramka w spotkaniu z takim przeciwnikiem to stanowczo za skąpa zdobycz. Górnik nie zrezygnowałby chyba mimo większych nawet strat, ale przy takiej zwłaszcza szuka właściwego tempa, chce wpaść w rytm prowadzący do sukcesu. Cała uwaga warszawian skupiła się na pierwszych wielkościach rywali. Więc Deja, Kwaśny mają sporo swobody. Trzeba być jednak wytrawnym piłkarzem, aby z niej skorzystać. Obydwaj mieli sporo okazji, żadnej nie wykorzystali. Uczynił to na nich strzeżony jak źrenice w oczach Lubański. W 25 min. wyprowadził w pole swych aniołów stróżów, chociaż zgubił po drodze piłkę, przecież ją odzyskał i w 25 min. walka rozgorzała na nowo.

Legia musiała zrezygnować z opóżnienia akcji i prowokowania przeciwnika. Trzeba było walczyć o zwycięstwo. Przybliżył je Gadocha strzelając w słupek, od którego piłka rykoszetem odbita wpadła do siatki.

W 31 min. Lubański już rwał na pole karne i miał przed sobą przerażonego Mowlika, gdy nagle Niedziółka złapał go po prosto w dół, a gdy i z tego zapaśniczego chrytu Włodek nie uwolnił pozostała tylko próba zdarcia mu spodenek. Tę czynność przerwał gwizdek sędziego.

Triumfująca Legia schodziła na przerwę z boiska z głowami podniesionymi, ale bez trudu można się domyśleć, że serca warszawian trzepotały nadal w niespokojnym rytmie. Nie na darmo.

Wiatr wiał przez trzy kwadranse w plecy zabrzan, lecz nie popychałich do śmiałych natarć. Teraz, po zmianie stron, stał się sprzymierzeńcem Legii. Sojusznik to jednak czy wróg. Okazało się, że jest czynnikiem bez większego znaczenia. Przynajmniej dla Górnika. Pardon dla Lubańskiego.

Aż do tej chwili można było sądzić, że walczą ze sobą dwa regimenty husarzy pod dowództwem śmiałych do szaleństwa i równych sobie pułkowników Gadochy oraz Lubańskiego. Niebawem na placu boju szarżował już tylko jeden z nic, piłkarz pierwszej rangi – pan Włodzimierz.

Nie będe tu wypisywał peanów.oklasie Lubańskiego kilka milionów widzów przekonało się dzieki telewizyjnej transmisji. A łodzianie byli szczęśliwi,mogąc zadokumentować prawdęojego umiejetnościach i talencie przekonawszy się o nich „na własne oczy”, to on wygrał mecz dla swej drużyny i jakby wysoko nie cenić pomoc kolegów, przecież nie da się zaprzeczyć, że musiał sam zdobyć piłkę, sam omamic przeciwnika i sam strzelic w sposób, od którego prawdopodobnie Mowlikowi włosy stawały dęba.

Jednak trzeba szanować piłkę przekonał się Górnik, gdyGadocha w błyskawicznym kontrnatarciu strzelił drugą bramkę. Podobną ocenę za chwilę rozterki po nieudanym strzale Deyny zapłaciła Legia. Lubański ograł bezlitośnie linie defensywne warszawin i już było 2:2.

Miał możliwość przerwać szanse Włodka Banaś, ale zdobył po pięknym strzale tylko rzut roźny. Znów trzeba było wziąć na barki całą odpowiedzialność i p. Włodzimierz nie kazał sobie tego nacisku widowni dwa razy powtarzać. Jak on zdobył trzecią bramkę będzie nierozwiązalną przez wiele miesięcy zagadką dla Mowlika. Ale w 80 min. było już 3:2 i teraz Górnik zaczął dyktando.

Do tej chwili boczyliśmy się na „Małego”. Szablonowy w zagrywkach niewiele pożyteczny w rozbijaniu ataków rywali, nagle się obudził. Czy to był jednak zamysł, aby rozluźnić kontrole nad ruchami, czy może nagły zryw inicjatywy, nie sposób odpowiedzieć... W każdym razie o ile ważne są indywidualne zdolności piłkarza przekonał nas po popisowym rajdzie zakończonym celnym strzałów.

Aby jednak nikt nie miał wątpliwości, kto jest personą nr 1 widowiska.Lubański strzelił z rzutu wolnego piatą bramkę powinna ona stanowić wzorzec dla naszych szkoleniowców.

Finisz był tak miażdzący, jak mdławy zdawał się początek walki.

Wiesław Kaczmarek, Sport Nr. 88(3726) poniedziałek, 5 czerwca 1972 r.

Po meczu

Pogratulujcie Górnikowi.

Wśród wielu osobistości i zaproszonych gości finał Pucharu Polski śledził wielkiprzyjaciel sportu sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR Bolesław Koperski. Tuż po zakończeniu spotkania b. koperski powiedział reporterowi Sportu: - pogratujcie Górnikowi i jego wspaniałem strzelcowi Włodzimierzowi Lubańskiemu. Mam nadzieje, że Górnik dobrze czuł się na stadionie w Łodzi, dzięki naszej publiczności,która darzy go olbrzymią sympatią. Oby wszędzie miał taką widownię, a będziemy częściej z niego zadowoleni. Słowa uznania należą się także Legii za stworzenie pieknego i emocjonującego widowiska.


Po zakończeniu dekoracji Pucharu Polski i wręczeniu pucharu przewodniczącymi GKKFiT Włodzimierz Reczek powiedział przedstawicielowi „Sportu”:

- Piękne widowisko i sensacyjny epilog w postaci zaskakująco wysokiego zwycięstwa Górnika. Piłkarze obu drużyn dowiedli, że stać ich na wiele i z tego trzeba się cieszyć w bliskiej perspektywie Igrzysk Olimpijskich. Przed nimi wielka szansa, która wspólnym wysiłkiem powinniśmy wykorzystać.

Sport Nr. 88 (3726) poniedziałek, 5 czerwca 1972 r.