04.06.1994 - Widzew Łódź - Górnik Zabrze 2:0
4 czerwca 1994 (sobota) 1. liga 1993/94, 32. kolejka |
Widzew Łódź | 2:0 (1:0) | Górnik Zabrze | Łódź, stadion Widzewa Sędzia: Andrzej Szczełkun (Jelenia Góra) Widzów: 3 059 |
Brzęczek 20 s Kubik 74 s |
1:0 2:0 |
|||
Gula | Dziuk | |||
Tomasz Muchiński Daniel Bogusz Tomasz Łapiński Marcin Boguś Sławomir Gula Sławomir Wyciszkiewicz Ryszard Czerwiec Andrzej Michalczuk Bogdan Jóźwiak Wojciech Małocha Piotr Szarpak |
SKŁADY | Aleksander Kłak Tomasz Hajto Tomasz Wałdoch Piotr Jegor Jacek Grembocki Ryszard Kraus (46 Grzegorz Dziuk) Jerzy Brzęczek Dariusz Koseła Arkadiusz Kubik Grzegorz Mielcarski Henryk Bałuszyński (66 Andrzej Orzeszek) | ||
Trener: Władysław Stachurski | Trener: Edward Lorens |
Dodatkowe informacje
- Według innych źródeł autorem pierwszej bramki dla Widzewa był Zbigniew Wyciszkiewicz.
Relacja
Sport
WYSOKA FORMA
Jaka szkoda, że Widzew nie doszedł do takiej formy jaką prezentuje obecnie, kilka tygodni wcześniej – rozpaczali kibice na łódzkim stadionie. Rzeczywiście, w ostatnich spotkaniach Widzew dorównuje czołówce, a w niektórych przypadkach (tak jak właśnie w sobotnim meczu) wyraźnie ją przewyższa.
Zwykle tak się dzieje, że drużyny przyjezdne grają defensywnie. Górnik musiał w Łodzi zaatakować, bo tego wymaga sytuacja w tabeli. Okazało się jednak, że aktualna forma tej drużyny jest zbyt niska by po pierwsze sforsować solidną przecież obronę Widzewa i po drugie samemu się bronić przed kontratakami rywali. Łodzianie wykorzystali bezbłędnie swobodę w środkowej strefie boiska jaką stworzyli goście. Szybkością przewyższali obrońców Górnika, a szybkie ataki po skrzydle w wykonaniu Jóźwiaka doprowadzały ustawicznie do podbramkowych sytuacji na przedpolu Kłaka. Dopiero po kwadransie Górnik przeprowadził pierwszą groźniejszą akcję ofensywną (strzał Mielcarskiego obroniony przez łódzkiego bramkarza), ale właśnie wtedy, gdy wydawało się, że zabrzanie uzyskują przewagę, typowa dla tego meczu akcja po skrzydle Czerwca i Guli zakończyła się celnym strzałem Wyciszkiewicza dającym gospodarzom prowadzenie.
Podobnie było w II połowie, gdy znów po mniej więcej 20 minutach górnicy zepchnęli Widzew do obrony, nastąpiła szybka kontra miejscowych, a dośrodkowanie Michalczuka przeciął niefortunnie zabrzanin Kubik. Piłka wpadała do siatki obok słupka, a bramkarz Kłak nie miał żadnych szans na interwencję. W ostatniej minucie mogło być nawet 3:0, chociaż tak wysokie zwycięstwo Widzewa byłoby przesadą. Cały zespół Górnika tak mocno zapędził się pod bramkę Widzewa, że będący na środkowej linii boiska Jóźwiak nie miał przed sobą żadnego obrońcy. Zabrzanie zapomnieli przy tym, że zawodnik na własnej połowie nie może być „spalony” i bezradnie patrzyli tylko jak Jóźwiak biegnie w kierunku ich bramki. Łodzianin nie wytrzymał jednak nerwowo tej szansy: próbował przelobować bramkarza już z odległości 30 metrów, ale strzelił niecelnie.
WOJCIECH FILIPIAK
DWIE SAMOBÓJCZE
Postawa Górnika rozczarowała nie tylko kibiców (którzy w małej bo małej liczbie, ale pojawili się na trybunach łódzkiego Widzewa), lecz również samych podopiecznych trenera Edwarda Lorensa. Czego zresztą w krótkich, pomeczowych rozmowach nie ukrywali próbując dociec przyczyn swej niedyspozycji. I zresztą nic w tym dziwnego, bowiem dopiero w 19 minucie Górnik po raz pierwszy zdecydował się zaatakować bramkę Muchińskiego, jednak strzał Grzegorza Mielcarskiego okazał się niezbyt mocny by rzucić na kolana golkipera Widzewa. W odwecie gospodarze przeprowadzili szybką kontrę. Czerwiec precyzyjnie zagrał do Guli, ten do Wyciszkiewicza i wymanewrowana obrona Górnika nie zdołała zapobiec pierwszej bramce tego meczu. Bezpośrednio po spotkaniu do gola przyznał się jednak... Jerzy Brzęczek, który niefortunnie interweniując wepchnął piłkę do siatki. Po stracie bramki kibice mieli nadzieję, iż zabrzanie wreszcie poderwą się do walki chcąc odrobić straty lecz nic takiego się nie stało. Praktycznie goście oddali bowiem dwa strzały. Raz po dośrodkowaniu Jegora, Mielcarski skierował piłkę głową w spojenie słupka z poprzeczką, a drugi gdy egzekwujący rzut wolny Piotr Jegor nie zdołał zmusić do kapitulacji Muchińskiego.
Po zmianie stron sytuacja w zasadzie nie uległa zmianie, styl gry narzucony przez gospodarzy nie dawał Górnikowi zbyt wielu okazji do strzałów z dystansu i w zasadzie napastnicy gości mogli sobie „pograć” w rzutach rożnych. W sumie, podobnie jak w pierwszej połowie, musiało minąć prawie dwadzieścia minut zanim Górnik przejął pałeczkę. Zepchnął podopiecznych trenera Stachurskiego do obrony, ci jednak wyszli z szybką kontrą a dośrodkowanie Andrzeja Michalczuka, chcąc ratować sytuację „wykorzystał” w niekorzystny dla siebie sposób Arkadiusz Kubik ustalając tym samym wynik meczu na 2:0 dla gospodarzy, którzy przyznać trzeba zaprezentowali się w całej krasie, obnażając tym samym nieudolność plasującego się w górnych rejonach tabeli Górnika.
BARBARA WYSTYRK, SPORT nr 108 z 6 czerwca 1994r