04.10.1967 - Djurgårdens IF - Górnik Zabrze 0:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
4 października 1967 (środa)
PEMK 1967/68, rewanż 1/16 finału
Djurgårdens IF 0:1 (0:1) Górnik Zabrze Sztokholm
Sędzia: Tage Sörensen (Dania)
Widzów: 1364
HerbDjurgardensIF.gif Herb.gif
0:1 Musiałek 35
Claes Cronqvist
Per-Anders Eklund
Willy Gummesson
Björn Jonsson
Inge Karlsson
Mats Karlsson
Sven Lindman
Roland Magnusson
Ronney Pettersson
Jan Svensson
Kay Wiestål
SKŁADY Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Alfred Olek
Jerzy Musiałek
Włodzimierz Lubański
Roman Lentner
Trener: Géza Kalocsay

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów ok. 15000.
  • Brak informacji o ewentualnych zmianach w drużynie szwedzkiej.

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Górnik na polecenie PZPN-u usilnie zabiegał o przełożenie rewanżowego spotkania na 15.10. Spowodowane to było przygotowaniami reprezentacji Polski do spotkania z Belgią w dniu 8. października w ramach eliminacji Mistrzostw Europy. Djurgårdens IF odrzucił jednak tę prośbę, uzasadniając ją brakiem wolnego terminu. Wobec tego przygotowania kadry odbywać się musiały bez czołowych zawodników mistrza Polski.

Zainteresowanie w Szwecji tym spotkaniem było nikłe, ze względu na małą atrakcyjność i zdaje się przesądzony z góry wynik. Zarówno kierownictwo drużyny z Sztokholmu, jak i prasa wolała nie wypowiadać się o nikłych szansach mistrza Szwecji. Trener Kalocsay bynajmniej nie zamierzał lekceważyć przeciwnika, mimo ich słabej ówcześnie formy, co widoczne było w rozgrywkach ligi szwedzkiej.

Mecz potwierdził różnicę klas między oba zespołami. Słowa uznania posypały się na Górnik od najbardziej znanych postaci szwedzkiej piłki nożnej i światowych dziennikarzy. Górnik spełnił swoje zadanie w 100 procentach, przechodząc bez straty bramki do drugiej rundy. Na Olimpijskim Stadionie w Sztokholmie zaprezentował się bardzo dobrze i jedyną pretensją, jaką można było wnieść, było to - że z czterech stuprocentowych szans (sam na sam z bramkarzem) nie wykorzystał przynajmniej dwóch. A bramka Musiałka padła w sytuacji znacznie mniej dogodnej. Miało to tym większe znaczenie, że w ostatnich minutach spotkania Djurgårdens IF zmarnował szansę na lepszy wynik w postaci rzutu karnego. Na szczęście...

Na pełną pochwałę zasługuje taktyka Górnika, opracowana doskonale przez trenera Kalocsaya, który podszedł do zagadnienia nie tylko pod kątem technicznym, ale i psychologii. Licząc się z tym, że Djurgårdens IF zmuszony koniecznością będzie z miejsca ostro atakował, nakazał swoim graczom od pierwszej chwili mocno blokować przeciwnika i wybić go z rytmu przy równoczesnym zachowaniu całej gotowości do kontrataku. Stąd też, gdy Szwedzi mieli piłkę, atakowali ich nie tylko obrońcy i zawodnicy drugich linii, ale w bój włączali się wysunięci do przodu Musiałek i Lubański, cofał się również Lentner. Wszystko to było jednak dalekie od jakiejś tępej gry obronnej. Zespół Górnika tworzył ruchliwą figurę, ustawicznie zmieniającą swe kształty. Polacy starali się nie tracić piłki i jedynym ich błędem w początkowej fazie gry było może to, że napastników pierwszej linii zasilali koledzy z tylnych formacji piłkami - jak to się potocznie mówi - na zapalenie płuc. Nawet nasi słynni stumetrowcy, nie przechwyciliby takich podań, za którymi zresztą ambitnie goniono.

Gdy w 35. minucie padła dość nieoczekiwana bramka z ładnego strzału Musiałka, który otrzymał piłkę od Lubańskiego, nastąpiło psychiczne odprężenie. Mając przewagę 4, a w zasadzie 5 bramek (zdobyte na wyjeździe liczą się podwójnie), można było skierować większą uwagę na precyzję. W rezultacie w toku dalszego przebiegu gry kibice stali się świadkami wielu pięknych, niemal pokazowych akcji. Działo się to szczególnie w ciągu 20 minut drugiej połowy. Wówczas zabrzanie realizowali niemal bezbłędnie nakaz "szanowania" piłki i chwilami bawili się z przeciwnikiem jak kot z myszką.

A co na to Szwedzi? Nie należy sądzić, że kładli głowę pod topór. Mimo widocznej przewagi przeciwnika, szczególnie w technice panowania nad piłką, przy każdej okazji szli ostro do ataku i parokrotnie napędzili górnikom dużego strachu, np. w 12. minucie, gdy Lindman znalazł się sam na sam z Kostką. Były to tylko sporadyczne, ale dość niebezpieczne wypady, odkrywające luki z polskiej defensywie. Mimo to jednak wyższość zabrzan była tak przekonywająca, że nikt nie kwestionował słuszności ich zwycięstwa. Sam los czuwał nad tym, by sprawiedliwości stało się zadość i rzut karny nie pozbawił Polaków zasłużonego zwycięstwa.

Pochwalić należy przede wszystkim olbrzymią ambicję cechującą wszystkich zawodników. Jeśli były niespodzianki to raczej dodatnie w postaci wyraźnie zwyżkującej formy niektórych zawodników. I tak np. Musiałek był tym razem równie bojowy jak inni, a Szołtysik w pełnej kondycji miał sporo okazji do popisywania się swą techniczną sprawnością. Znakomicie grał Wilczek. Gdy był w posiadaniu piłki robił co chciał, toteż nic dziwnego, że przy takich dwu zawodnikach formacji środkowej można było pokusić się o efektowną grę. Z innego materiału zbudowany był trzeci. To co dokazywał Olek przekraczało granicę normalnej wytrzymałości. Był on dosłownie wszędzie. To w obronie, to w środku, to w ataku, szedł na lewo i na prawo. Jego pensum pracy było wprost niesamowite. W pierwszej linii bardzo przykładał się Lubański. Szedł na przebój, operował na skrzydłach i mimo, że był on bardzo pilnowany sprawił Szwedom wiele kłopotów. Lentner również bardzo się przykładał, mimo upadku i gry mimo bólu. Kostka miał kilka doskonałych parad i dyrygował głośno swoimi kolegami. Na Kuchcie z kolei znać było, że przez pewien czas pauzował. Oślizło, Florenski, Latocha walczyli ze zwykłym zębem, a że w pewnych okresach wytworzyły się luki, to przyczyny można było szukać w tym, że koledzy z formacji środkowej poza wszędobylskim Olkiem mieli przede wszystkim pociąg do ataku. W sumie górnicy zrobili doskonałe wrażenie. Oczywiście można było dostrzec słabość Szwedów, którzy grali w zwolnionym tempie, co ułatwiało rozwijanie swych akcji. Mecz odbył się przy świetle i lekkim opadzie deszczowym, tak że na śliskim boisku wyższość techniczna Polaków jeszcze bardziej się ujawniała.