05.04.1964 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 0:1
5 kwietnia 1964 1. liga 1963/64, 16. kolejka |
ŁKS Łódź | 0:1 (0:1) | Górnik Zabrze | Łódź Sędzia: Sekuła (Olsztyn) Widzów: 15 000 |
0:1 | Musiałek 45 | |||
Wilczyński Walczak Kowalski Białas Sarna Suski Kaczmarek Sadek Orczykowski Wieteski Jakś |
SKŁADY | Hubert Kostka Waldemar Słomiany Stanisław Oślizło Edward Olszówka Stefan Florenski Jan Kowalski Erwin Wilczek Włodzimierz Lubański Ernest Pol Jerzy Musiałek Zygfryd Szołtysik | ||
Relacja
Sport
Sto szans i jedna bramka
ŁÓDŹ. – Sędzia spoglądał niecierpliwie na swój chronometr, kiedy Pol wykazał jeszcze raz swój niezrównany zmysł strategiczny. Po raz pierwszy w tym meczu udało mu się ”oszukać” łódzką defensywę. Szybkie i krótki podanie na bramkę. Jedyną w tym meczu z dziesiątków obustronnych szans. Słomiany wykonał indiański taniec radości a miał do tego sporo okazji, ponieważ wkrótce po odgwizdaniu bramki zakończyła się pierwsza część meczu. 2 punkty zainkasowali zabrzanie, a jeszcze w dwie godziny po zakończeniu spotkania wśród ekspertów panowała rozbieżność opinii czy taki wynik był słuszny. Nam się wydaje, że tak. Co prawda ŁKS znajdował się nieustannie w natarciu, a drugiej połowie prawie nie schodził z pola przeciwnika, ale wszystkie jego akcje były po pierwsze chaotyczne, a po wtóre nie miały odpowiedniego przygotowania taktycznego. Ilekroć natomiast Górnik przystępował do kontrnatarcia Wilczyński znajdował się w najwyższym niebezpieczeństwie. Jeden z najgorszych meczów w swej karierze rozegrał Olszówka i przez 3 kwadranse Kaczmarek mijał go jak fałszywie ustawiony znak drogowy. Gdyby nie Oślizło, który ubezpieczał swego kolegę łatwo mogło dojść do katastrofy. Łodzianie nie umieli skorzystać z tej okazji, zgubiła ich niedojrzałość strategiczna meczu, który powinien przynieść im co najmniej jeden punkt. Górnik zawsze podobał się w Łodzi, nawet zostawiał tu punkty. Ale tym razem zagrał słabo. Z not przytoczonych na wstępie wynika jasno, iż główny ciężar walki spoczął na formacjach obronnych. A jak można wyobrazić sobie zabrzan bez strzałów ich sławnych snajperów. Nawet Lubański nie był wyjątkiem. Silnym punktem okazał się natomiast Kostka. W 10 minucie odwoływał się on do dr Janusza Młynarskiego z żądaniem zwolnienia ze swego posterunku, ponieważ jak mu się wydawało doznał kontuzji. Lekarz zabrzan paru słowami uspokoił swego bramkarza i podziałały one lepiej niż jakikolwiek medykament. Co najmniej w pięciu wypadkach Kostka bronił w beznadziejnych sytuacjach i uchronił swą drużynę przed stratą punktu. Zabrzanie nie grali efektownie, na co czekała Łódź, ale bardzo ekonomicznie. Chociaż napad dość daleki był od swej wielkiej sławy, ilekroć dochodził do piłki, stwarzał niebezpieczne sytuacje pod polem karnym łodzian. Pol „szanował się” ponad miarę, ale jest to znakomity strateg. Umiał wykorzystać każdą okazję dla uruchomienia swych partnerów z napadu. Czynił to znienacka i tak zaskakująco, że wprowadzał zamieszanie nawet w chwilach gdy zdawało się, iż łodzianie mają w pełni zorganizowaną obronę. ŁKS rozegrał jeden z najlepszych meczów w tej serii rozgrywek i na dobrą sprawę trudno wytłumaczyć, dlaczego oddał punkty. Stało się to głównie z powodu obezwładnienia lewej flanki napadu obsadzonej przez Wieteskiego i Jaksia, Jak wypadało się domyślić, trener powierzył Wieteskiemu rolę rozgrywającego i popełnił duży błąd. Jakś znalazł się na lewym skrzydle po raz pierwszy w swojej karierze i nie miał zielonego pojęcia jak ma wywiązać się z tej roli. Nawiasem rzecz biorąc dał dowód, iż wojna trzech klubów o tego zawodnika nie miała najmniejszego sensu. Znów świetną formą błysnął Suski, a dzielnie sekundował mu Kowalski. Obaj należeli do najlepszych punktów swej drużyny.
MÓWIĄ O MECZU
TRENER FARSZANG: - Mecz był niesłychanie ciężki, ale jestem pełen uznania dla jego poziomu. Górnicy mieli znacznie więcej szans strzelenia bramek niż łodzianie i dlatego mimo pozornej przewagi ŁKS końcowy rezultat uważam za w pełni uzasadniony. W mojej drużynie chyba Szołtysik, który miał szczególnie trudną rolę, a w ŁKS Suski należeli do najlepszych zawodników.
TRENER KRÓL: - Jeśli dawniej umieliśmy nawet w słabej formie zdobywać punkty na Górniku, to obecnie nie udaje nam się to nawet przy tak olbrzymiej przewadze jaką bez wątpienia uzyskaliśmy w tym meczu. Gdyby nie wręcz magnetyczny czar Oślizły i świetna gra Kostki, moja drużyna mogłaby stać się autorem kolejnej sensacji w lidze. Ale nie tracę nadziei, że do tego jeszcze dojdzie.
W. KACZMAREK, Sport nr. 46 Poniedziałek, 6 kwietnia 1964 r.