05.09.1987 - GKS Katowice - Górnik Zabrze 3:3
5 września 1987 (sobota), godzina 17:00 1. liga 1987/88, 6. kolejka |
GKS Katowice | 3:3 (2:2) | Górnik Zabrze | Chorzów, Stadion Śląski Sędzia: Roman Kostrzewski (Bydgoszcz) Widzów: ok. 20 000 |
Furtok 25 Kubisztal 30 Furtok 51 |
0:1 1:1 2:1 2:2 3:2 3:3 |
Urban 21 g Komornicki 37 Baran 68 | ||
Nawrocki | Urban, Komornicki | |||
(1-4-3-3) Mirosław Dreszer Marek Biegun (46 Piotr Nazimek) Piotr Piekarczyk Jerzy Wijas Jerzy Kapias Dariusz Grzesik (74 Krzysztof Hetmański) Janusz Nawrocki Zbigniew Krzyżoś Mirosław Kubisztal Jan Furtok Marek Koniarek |
SKŁADY | (1-4-3-3) Józef Wandzik Jacek Grembocki Józef Dankowski Joachim Klemenz (55 Marek Piotrowicz) Marek Kostrzewa Marek Majka Ryszard Komornicki Andrzej Iwan Ryszard Cyroń (80 Andrzej Orzeszek) Krzysztof Baran Jan Urban | ||
Trener: Władysław Żmuda | Trener: Marcin Bochynek |
Dodatkowe informacje
- Według innego źródła żółtą kartką ukarany także trzeci zawodnik Górnika, Kostrzewa.
- Według innego źródła w 55. minucie Klemenza zmienił Werner Leśnik.
Relacja
Sport
Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
Kto wie czy po tym meczu nie doszło do takiej oto wymiany zdań: Słuchajcie, my zrobiliśmy swoje, strzeliliśmy trzy bramki. Gdybyście nie spartolili roboty w obronie, to mogłaby być premia. Odpowiedzi na ten zarzut nie cytujemy, bo była prawdopodobnie nieparlamentarna.
Ciekawe, że ten wymyślony na poczekaniu dialog mógł zdarzyć się zarówno w szatni Katowic jak i Górnika, bo tak się akurat złożyło, że obie drużyny miał w sobotę ten sam słaby punkt. Źle i chaotycznie grali w obronie. Spowodowało to grad bramek, które w większości padły z powodu kiksu, zagapienia się, błędu taktycznego czy wreszcie ataku bez niezbędnej asekuracji. Wprawdzie dzięki temu spotkanie zyskało na widowiskowości, ale co będzie jeśli przeciwnicy Górnika i Katowic w europejskich pucharach przycisną Polaków "do muru"?
Ta jakościowa różnica: piątka z ataku, dwója z gry obronnej (bo nie chodzi tu wyłącznie o błędy defensywy, ale o umiejętność skutecznej gry destrukcyjnej całego zespołu) – bywa zazwyczaj zdradliwa. Ambicją i ofiarnością nie zawsze udaje się ukryć swoją słabą stronę. To tyle na "nie". Na szczęście było w tym spotkaniu kilkadziesiąt szybkich, dobrze pomyślanych akcji, sporo strzałów i sytuacji podbramkowych, które chyba zrekompensowały niedostatki, o których była mowa wyżej. Bramka za bramkę, atak za atak. Wszystko na dużej szybkości. To mogło się podobać, tym bardziej że momentami przypominało zabawę typu – co mi zrobisz jak mnie złapiesz? I jeszcze jedno – okazało się, że nie zawsze najlepszą obroną jest... atak.
Adam Barteczko, Sport nr 174 z dnia 7.09.1987r