05.10.1994 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 2:0
5 października 1994 (środa), godzina 18:00 1. liga 1994/95, 10. kolejka |
Legia Warszawa | 2:0 (0:0) | Górnik Zabrze | Warszawa, Stadion Wojska Polskiego Sędzia: Andrzej Szczełkun (Jelenia Góra) Widzów: 5 000 |
Podbrożny 61 Fedoruk 85 |
1:0 2:0 |
|||
Brzoza, Szemoński, Hajto | ||||
(1-4-4-2) Maciej Szczęsny Piotr Mosór Zbigniew Mandziejewicz Jacek Zieliński Krzysztof Ratajczyk Jacek Bednarz (85 Grzegorz Wędzyński) Radosław Michalski Leszek Pisz Adam Fedoruk Jerzy Podbrożny Marcin Mięciel |
SKŁADY | (1-4-4-2) Dariusz Klytta Tomasz Hajto Tomasz Wałdoch Piotr Brzoza Jarosław Zadylak Jacek Grembocki Dariusz Koseła (70 Mariusz Nosal) Jerzy Brzęczek Arkadiusz Kubik Marek Szemoński Henryk Bałuszyński | ||
Trener: Paweł Janas | Trener: Edward Lorens |
Dodatkowe informacje
- Według innego źródła żółte kartki otrzymali Brzoza, Hajto i Koseła.
Relacje
Sport
Warszawa. W środowy wieczór Legia ponad wszelką wątpliwość udowodniła swoją wyższość nad Górnikiem. Poczynaniami i efektami bramkowymi co nie oznacza, iż goście stanowili tło dla warszawian. Przez wiele minut toczyła się bezpardonowa rywalizacja, w której nierzadko walka górowała nad czysto piłkarską sztuką. I chociaż obie strony wystawiły „aniołów stróżów” - Mosór pilnował Bałuszyńskiego, Ratajczyk Szemońskiego, zaś na przeciwnym biegunie boiska Hajto podążał za Podbrożnym, natomiast Zadylak za Mięcielem - obserwowaliśmy otwartą grę, usiłowania sforsowania defensywy przeciwnika. Większą aktywność wykazywali legioniści, nie potrafili wszak sfinalizować żadnej akcji. Najbliższy szczęścia był tuż przed przerwą Mięciel, ale nie trafił do bramki opuszczonej już przez Klyttę. Osiem strzałów oddanych przez gospodarzy (w tym dwa celne), i sześć kornerów oraz cztery strzały Górnika (jeden celny) i odosobniony „róg" to statystyczny bilans premierowej odsłony.
Druga odsłona to wzmożony napór Legii i chyba tęsknota Górnika za bezbramkowym rozstrzygnięciem. Minimalnie chybiony strzał Mosóra, obronione przez Klyttę uderzenie Podbrożnego, zapowiadały, iż gol „wisi w powietrzu". I stało się. W 61 min Wałdoch, grający pożegnalny mecz w barwach Górnika (co potwierdził na konferencji prasowej trener Edward Lorens), trafił w Kosełę, piłkę przyjął Mandziejewicz, błyskawicznie przekazał ją do wybiegającego na pozycję Podbrożnego, a ten mając przed sobą tylko Klyttę swobodnie go obiegł i skierował piłkę do siatki. Wbrew przypuszczeniom górnicy nie rzucili się do gwałtownego odrabiania straty. Trudno przypuszczać by nie chcieli. Może raczej nie mogli. Ograniczając się do prób zaskoczenia Szczęsnego z dystansu nie zdołali osiągnąć celu. Zresztą w okresie 90 minut zabrzanie tylko raz (6 min - Szemoński) zaniepokoili Szczęsnego, co także tłumaczy powody ich niepowodzenia.
Rozstrzygnięcie padło na pięć minut przed końcem. Pozostawiony bez opieki Fedoruk spokojnie "kropnął" z linii pola karnego i Klytta skapitulował po raz wtóry. Trener Lorens tłumaczył przegraną nazbyt asekuracyjną postawą swoich podopiecznych, prostymi błędami w sytuacjach „jeden na jeden", słabością duetu napastników. Paweł Janas wyraził zadowolenie z sukcesu podkreślając iż strzelenie dwóch goli Górnikowi to znacznie więcej niż zaaplikowanie... pięciu trafień Warcie. Przed meczem odśpiewano 100 lat i wręczono kosze kwiatów Lucjanowi Brychczemu z okazji 60 urodzin. "Lepiej późno niż wcale", chciałoby się powiedzieć - bowiem „Kici” przekroczył „sześćdziesiątkę” 13 czerwca.