06.01.2013 - Stanisław Oślizło wspomina - Blaski i cienie trzynastu lat przy Roosevelta
Rozdział V
Marsz żałobny dla „Niebieskich”,
czyli blaski i cienie trzynastu lat przy Roosevelta
Dwa lata później tradycyjna rywalizacja chorzowsko-zabrzańska przyniosła zupełnie (nie)oczekiwany finisz. 23 czerwca 1968 roku, w ostatniej kolejce ligowej, „Niebiescy” - w roli gospodarza - podejmowali Górnika na Stadionie Śląskim. Zabrzanie - obrońcy tytułu - szans na mistrzostwo już nie mieli. Ruch w przypadku porażki mógł je natomiast stracić na rzecz warszawskiej Legii. Na chorzowski obiekt przyszło aż 80 tysięcy widzów - to była rekordowa frekwencja w spotkaniu ligowym. Zobaczyli jednostronne de facto widowisko: gospodarze wygrali 3-1.
Tydzień później obie jedenastki raz jeszcze wybiegły na tę samą murawę. Teoretycznie też grano o wielką stawkę, był to przecież finał Pucharu Polski. Tym razem jednak widownia świeciła pustkami: kibiców było ledwie 8 tysięcy - dziesięć razy mniej, niż na potyczce ligowej! Jakby przewidzieli, że mecz znów będzie bez emocji. Role odwróciły się jednak diametralnie: tym razem to „górnicy” wygrali bez problemów, 3-0. Hat trickiem błysnął Włodzimierz Lubański. A sekret tych nagłych wzlotów i upadków? Bardzo prosty, jak się okazuje.
- Ogólny trend był taki, żeby i puchar, i mistrzostwo zostały na Śląsku - pan Stanisław śmieje się na wspomnienie tamtych chwil. - Pomysł był zresztą „odgórny”, wyszedł - jak się zdaje - od władz regionu. A my pomyśleliśmy sobie: co się będziemy kopać, skoro obie drużyny takie rozstrzygnięcie tego ligowo-pucharowego dwumeczu satysfakcjonowało? Wspólnie jeździliśmy na mecze reprezentacji, na zbiórki do Warszawy. My wsiadaliśmy do pociągu w Zabrzu, w Chorzowie dosiadali się Bronek Bula, Antek Nieroba, Gienek Faber. Jak mieliśmy się nie znać, nie zaprzyjaźnić? - pyta retorycznie nasz bohater. Ale też dodaje bardzo istotne zastrzeżenie: - Cała sytuacja była wyjątkowa, a przede wszystkim rozegrała się bez jakichkolwiek gratyfikacji finansowych i przepływu gotówki - jak widać, kiedyś nawet ukartowanie wyników czyniono z klasą... A co jeszcze zostało panu Staszkowi w pamięci z derbów z odwiecznym rywalem? - Na pewno kibicowskie emocje. Bywały wielkie. Po jednym ze spotkań (13 czerwca 1963 roku w Zabrzu, było 1-1 - dop. red.) prowadzący je sędzia Kowal z Bytomia dostał w głowę butelką rzuconą z trybun. Pamiętam też złośliwostki, czynione rywalowi. Kiedyś przy Roosevelta orkiestra górnicza zazwyczaj towarzysząca naszym meczom, po porażce„Niebieskich” zagrała im po końcowym gwizdku... marsza żałobnego.
[fragment "Stanisław Oślizło. Droga do legendy"]
Biografię jednego z najwybitniejszych piłkarzy Górnika autorstwa Dariusza Leśnikowskiego i Zbigniewa Cieńciały można kupić w cenie 39 zł (plus ewentualne koszty przesyłki) w sklepie internetowym Górnika, a także w sklepie na stadionie w Zabrzu. Zapraszamy serdecznie!