06.03.1960 - Górnik Zabrze - Ruch Chorzów 4:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 marca 1960 (niedziela)
Puchar Zimowy 1959, finał
Górnik Zabrze 4:0 (0:0) Ruch Chorzów Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Frączyński (Bielsko)
Widzów: ponad 10 000
Herb.gif HerbRuchChorzow.gif
Pol 49
Pol 53
Jankowski 58
Kowal 85
1:0
2:0
3:0
4:0
Joachim Szołtysek (Bernard Śliwka)
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Henryk Hajduk
Ginter Gawlik
Jan Kowalski
Edward Jankowski
Ernest Pol
Erwin Wilczek
Henryk Blaga (Edmund Kowal)
Roman Lentner
SKŁADY Ryszard Wyrobek (Jan Barow)
Józef Manowski
Eugeniusz Pohl
Hubert Pala
Antoni Nieroba
Zygmund Pieda
Bernard Przybylski
Kazimierz Polok
Eugeniusz Lerch
Alojzy Gasz
Eugeniusz Faber
Trener: Wilhelm Lugr Trener: Janos Steiner

Dodatkowe informacje

  • Spotkanie w zimowym pucharze redakcji „Sportu Śląskiego” nr 2 - (derby nr 17)

Relacja

Sport

1000 spotkań na boiskach całego kraju. Od dziś znów z piłką na „ty”. Zimowy puchar rozgrzał Zabrze. Nowe piękne trofeum mistrza Polski. Górnik – Ruch 4:0 (0:0).

Tuż przed inauguracją sezonu 1960 miał miejsce finał czwartej edycji zimowego pucharu redakcji „Sportu Śląskiego”, w którym Górnik Zabrze zmierzył się z Ruchem Chorzów. Turniej był swego rodzaju kontynuacją poprzednich zimowych rozgrywek, z których przedostatnie miały miejsce w roku 1958 i był organizowane przez redakcję „Sportu” i „Przeglądu Sportowego”.

Przygotowania prowadzili już nowi szkoleniowcy, do Chorzowa powrócił znów János Steiner, w Zabrzu pojawił się Czech, Vilem Lugr. Zarówno gospodarze, jak i chorzowianie traktowali pojedynek w finale pucharu z największą powagą. Zwycięstwo nad Ruchem było by dla zabrzan zapowiedzią kontynuowania zeszłorocznych sukcesów. Nie mogło ono jednak przyjść łatwo. Mimo niepowodzeń w spotkaniach towarzyskich niebiescy byli świetnie przygotowani do rozgrywek ligowych. Żaden inny klub nie miał tylu znakomitych zawodników na jedną pozycję.

Ponad 10 tys. widzów z całego Śląska zawitało na stadion zabrzańskiego Górnika. Wielkie derby Śląska nie zawiodły oczekiwań. Było to pod każdym względem piękne spotkanie, w którym nie zabrakło emocji, udanych akcji i efektownych bramek. Końcowy wynik sugeruje jednostronny popis zabrzan, w rzeczywistości jednak aż do zdobycia drugiej bramki przez Ernesta Pola losy spotkania ważyły się na równych szalach. Górnik był jednak bardziej dojrzałą drużyną…

Zabrzanie już przed kilkoma tygodniami zapowiadali, że wypiją tradycyjny szampan z pięknego pucharu i słowa dotrzymali. Wszyscy zawodnicy mistrza Polski wykazali dobre przygotowanie kondycyjne, szybkość i start do piłki, widać było zrozumienie w grze kombinacyjnej, a przede wszystkich nie brakowało im skuteczności. Najwięcej problemów sprawiał bramkarzowi Ruchu Ernest Pol. Był ruchliwy, agresywny, dobrze dryblował. Świetnie spisywał się również Ginter Gawlik, który zdecydowanie wkraczał w każdą akcję przeciwnika, dobrze adresował podania, jak zwykle imponował kapitalnymi strzałami z rzutów wolnych. Pewnie i spokojnie grał Stanisław Oślizło, pozyskany przed sezonem z Górnika Radlin, a Antoni Franosz i Henryk Hajduk również radzili sobie dobrze z przeciwnikami.

Z kolei piłkarze Ruchu mieli dwa różne oblicza. W pierwszej połowie imponowali ogromną ruchliwością i świetnym startem do piłki, szybko zdobyli teren, stwarzając na przedpolu Joachima Szołtyska wiele niebezpiecznych sytuacji. Szczególnie groźni byli w tym okresie Kazimierz Polok, Eugeniusz Lerch i Faber, decydujący się bardzo często na strzały z dystansu. Po przerwie na boisko wyszła jednak jakby inna drużyna. W jej akcjach zabrakło rozmachu, chorzowianie grali ospale i wolno. W takiej sytuacji nie byli w stanie dotrzymać kroku gospodarzom, zwłaszcza, że Ci przeszli do decydującego natarcia.

Rozstrzygnięcia padło w niespełna 10 minut a serię trzech bramek zapoczątkował kapitalny strzał Pola. Za faul Huberta Pali na Erwinie Wilczku arbiter podyktował rzut wolny z odległości mniej więcej 20 metrów. Chorzowianie utworzyli mur. Pol dostrzegł w nim jednak lukę i strzelił tak potężnie, że interwencja Ryszarda Wyrobka okazała się spóźniona. W cztery minuty później Pol wpisał się po raz drugi na listę strzelców. Tym razem jakby spod ziemi wyskoczył do podania Edmunda Kowala i posłał piłkę do siatki rywala. Chorzowianie nie doszli jeszcze do siebie po tym nieoczekiwanym uderzeniu, gdy trybuny po raz trzeci oklaskiwały gola. Edward Jankowski otrzymał piłkę od Wilczka, biegł z nią kilka metrów i kopnął pod poprzeczkę. Utrata trzech bramek w ciągu kilku minut zupełnie zdeprymowała piłkarzy Ruchu. Od tej pory grali oni bez wiary we własne siły, rzadko tylko przedostając się na pole karne Górnika. Inicjatywa należała bezapelacyjnie do gospodarzy, którzy nieprzerwanie ostrzeliwali bramkę Barowa (po utracie 3 gola zmienił on Wyrobka). Na dobrą sprawę Górnik mógł wygrać w znacznie większym stosunku, gdyby poprzeczka i niesamowite szczęście nie przyszły na pomoc młodemu bramkarzowi. Raz tylko udało się zaskoczyć go Kowalowi silnym mierzonym strzałem z linii pola karnego. O wielkiej przewadze świadczyło również to, że Szołtysek tylko raz znalazł się w wielkich opałach, kiedy to z trudem odparował strzał Fabera. Poza tym miał on tak niewiele pracy, że na kilka minut przed końcem zastąpił go rezerwowy Bernard Śliwka.

TB, Sport nr 29 z dnia 07.03.1960