06.04.1996 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 3:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 kwietnia 1996 (sobota), godzina 16:15
1. liga 1995/96, 22. kolejka
Górnik Zabrze 3:2 (2:0) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Zbigniew Marczyk (Piła)
Widzów: 5 361
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif
Szemoński 17
Nosal 43 g


Koseła 90 k
1:0
2:0
2:1
2:2
3:2


Pisz 67 w
Pisz 75 w
Orzeszek, Bonk, Karasiou Yellow card.gif Bednarz, Mandziejewicz, Michalski (2)
Red card.gif Michalski 89
Mirosław Warzecha
Andrzej Orzeszek
Dariusz Koseła
Rafał Kocyba
Grzegorz Dziuk
Leszek Kraczkiewicz
Grzegorz Bonk (64 Barys Karasiou)
Piotr Gruszka (85 Rafał Rogalski)
Mieczysław Agafon (83 Rafał Jarosz)
Mariusz Nosal
Marek Szemoński
SKŁADY Maciej Szczęsny
Zbigniew Mandziejewicz
Marek Jóźwiak
Jacek Zieliński
Jacek Bednarz (46 Ryszard Staniek)
Grzegorz Lewandowski
Leszek Pisz
Radosław Michalski
Tomasz Wieszczycki (46 Tomasz Sokołowski)
Cezary Kucharski (64 Marcin Mięciel)
Jerzy Podbrożny
Trener: Jan Kowalski Trener: Paweł Janas

Relacja

Sport

To nie był cud

Bilet meczowy.
Dodatek z okazji meczu.

Sobotni mecz Górnika z Legią był 80. w historii ligowych występów obu drużyn. I chyba jeszcze nigdy do tej pory, przynajmniej teoretyczna, wyższość i przewaga Legii nie była tak wielka, jak tym razem. Za mistrzami Polski przemawiał doskonały wiosenny bilans bez straconej bramki i z kompletem punktów, w przeciwieństwie do Górnika, który wiosną w trzech meczach stracił 11 bramek, nie wygrał meczu, a trzy dni wcześniej nie potrafił pokonać na własnym boisku GKS Bełchatów. Jeżeli do tego dodamy fakt, że Legia przyjechała do Zabrza w najsilniejszym składzie, a Górnik nie mógł skorzystać z usług Kampki, Hajty i Krzętowskiego, to nie będą dziwiły opinie już przed meczem, sugerujące bezproblemowe zwycięstwo lidera mistrza Polski. Tymczasem, po niezwykle dramatycznym spotkaniu, wygrał prowadzony tego dnia po raz pierwszy przez Jana Kowalskiego Górnik. Czyżby więc w Wielką Sobotę stał się… cud?

Na pewno nie. Górnik zagrał niezwykle skoncentrowany, doskonale taktycznie, z ogromnym sercem. Z kolei Legia przyjechała do Zabrza w świątecznym nastroju i przespała szczególnie pierwsze 45 minut meczu. Okazało się, że w naszej lidze nawet przy tak dużych umiejętnościach, jakie prezentują na tle reszty mistrzowie Polski, bez maksymalnego zaangażowania trudno osiągnąć sukces.

Pierwszą groźną okazję stworzyli jednak goście. W 5 minucie silny strzał Wieszczyckiego Warzecha wybił na róg, a chwilę później strzał głową Mandziejewicza minimalnie minął bramkę. Dwie minuty później po raz pierwszy Szczęsnego zatrudnił Agafon. Górnik grał w tym okresie z ogromną determinacją i przez pierwsze 25 minut trudno było rozpoznać, który zespół jest liderem, a który przez wielu skazanym na degradację. W 17 minucie akcje Górnika rozpoczął Dziuk, podał do Agafona, który po długim rajdzie z piłką prostopadłym podaniem zacentrował ją na pole karne. Z piłką minął się Jóźwiak, Szczęsny, w końcu tuż przed linią bramkową dopadł ją Marek Szemoński i z najbliższej odległości strzelił pierwszą dla Górnika bramkę. Przewaga Górnika utrzymywała się nadal. Pięć minut później Kocyba centrował z prawej strony, a piłka minimalnie minęła słupek bramki Szczęsnego. Ostatni kwadrans pierwszej części gry to jednak stale rosnąca przewaga mistrza Polski. Między 32 a 40 minutą spotkania kolejno Kucharski, Podbrożny i Pisz mogli pokonać Warzechę. Trzeba jednak przyznać, że doskonale zagrała w tym meczu zabrzańska defensywa z Dariuszem Kosełą, jako ostatnim obrońcą. Andrzej Orzeszek zupełnie wyłączył z gry Cezarego Kucharskiego. Grzegorz Dziuk nie dał specjalnie pograć Jerzemu Podbrożnemu. I nawet, kiedy w drugiej połowie dosyć zdecydowaną przewagę mieli goście, to obrońcy Górnika wspomagani przez pomocników nie dopuszczali legionistów do stuprocentowych sytuacji. Wróćmy jeszcze do końcówki pierwszej połowy. W 44 min, po faulu na Agafonie rzut wolny wykonywał Andrzej Orzeszek. Jego silna centra trafiła na głowę świetnie grającego tego dnia Mariusza Nosala, który skoczył wyżej niż Marek Jóźwiak i strzałem w górny róg pokonał Macieja Szczęsnego. Do przerwy Górnik prowadził 2-0.

Pierwsze siedem minut drugiej połowy to w miarę wyrównana gra. W 50 min. ładny strzał „na raty” obroniony przez Warzechę oddał Podbrożny. Dwie minuty później dośrodkowanie Gruszki trafiło na głowę Marka Szemońskiego, którego silny strzał z bliskiej odległości o centymetry minął słupek. Potem Górnik zbyt mocno cofnął się pod własną bramkę i na dobrą sprawę już do końca spotkania gra toczyła się głównie na połowie zabrzan. Sporo świeżości w poczynaniach Legii wniósł Tomasz Sokołowski, coraz lepiej grał Leszek Pisz. Mimo to Legia nie potrafiła stworzyć bardzo groźnych sytuacji bramkowych, choć dwukrotnie po strzale głową Kucharskiego, obronionym przez Warzechę i uderzeniu Podbrożnego, które trafiło w słupek, zabrzańska widownia zamarła. Czego nie potrafili zrobić napastnicy z gry, uczynił to niezawodny Leszek Pisz z rzutów wolnych. Pomocnik Legii w ciągu siedmiu minut dwukrotnie pokonał Warzechę i o ile pierwsza bramka obciąża w sporym stopniu konto bramkarza Górnika, to drugie trafienie było prawdziwym popisem umiejętności legionisty. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki.

Jeszcze kilka minut wcześniej pewne zwycięstwo Górnika zaczynało się oddalać. W 89 minucie sytuacji sam na sam nie wykorzystał Tomasz Sokołowski. Potem rozpoczęła się decydująca o losach spotkania kontra zabrzan. Akcję rozpoczął Karasow, podał do Nosala, który został sfaulowany z tyłu przez mającego już żółtą kartkę Michalskiego. Pomocnik Legii za chwilę ujrzał czerwony kartonik. Na tym nie koniec. Dośrodkowanie Koseły na pole karne zatrzymał ręką niemający najlepszego dnia Zbigniew Mandziejewicz. Decyzja sędziego mogła być tylko jedna: rzut karny na trzecią bramkę dla Górnika zamienił Dariusz Koseła. Kilka sekund później ten dramatyczny i bardzo dobry mecz dobiegł końca.

Mecz na głosy:

Jan Kowalski (Górnik): - Jestem bardzo szczęśliwy. Przed meczem nie dawano nam wielkich szans, tymczasem młody i osłabiony kadrowo zespół pokazał niezwykłą determinację i zaangażowanie w grę. Taki powrót na stanowisko trenera pierwszej drużyny mogłem sobie tylko wymarzyć. Po przerwie zbyt głęboko zespół się cofnął. Koniec był jednak bardzo szczęśliwy.

Paweł Janas (Legia): - Górnik wygrał zasłużenie. My pierwszą połowę zagraliśmy na śpiąco, bez polotu i zaangażowania. Odnosi się to do całej drużyny. To było świąteczne 45 minut. Potem straty odrabiać było bardzo trudno, choć przy odrobinie szczęścia mogliśmy to spotkanie również wygrać.

Dariusz Czernik, Sport nr 70 z 9 kwietnia 1996 r.