07.11.1965 - Gwardia Warszawa - Górnik Zabrze 0:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
7 listopada 1965
1. liga 1965/66, 12. kolejka
Gwardia Warszawa 0:2 (0:1) Górnik Zabrze Warszawa Stadion Dziesięciolecia
Sędzia: Antoni Gorączniak (Poznań)
Widzów: 8 000
HerbGwardiaWarszawa.gif Herb.gif
0:1
0:2
Lubański 9
Szołtysik 72
Pocialik
Woźniak
Jurczak
Kielak
Szymczak
Michalik
Wyszomirski
Marks
Szarzyński
Tandecki
Hanke (46. Gawroński)
SKŁADY Jan Gomola
Waldemar Słomiany
Rainer Kuchta
Henryk Broja
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Zygfryd Szołtysik
Włodzimierz Lubański
Roman Lentner
Trener: Kazimierz Górski Trener: Władysław Giergiel

Relacja

Po dwunastej kolejce wszystko stało się jasne, zabrzanie mistrzami półmetka! Mimo braku Oślizły, Musiałka i Olszówki górnicy pewnie rozprawili się ze stołeczną Gwardią na Stadionie Dziesięciolecia. Mecz, mimo że toczony był w słabym tempie, miał swych bohaterów - na oklaski zasłużyli zwłaszcza Gomola i niezrównany Szołtysik. Imponująca seria Lubańskiego, który w trzech kolejnych spotkaniach zdobył sześć goli, była już na ustach całej piłkarskiej Polski...

Sport

Kropka nad „i” Górnika i...Gwardii

Gdyby na Stadionie Dziesięciolecia znalazł się trener praskiej Sparty, zacierałby ręce tak, jak zrobił to trener Górnika p. Giergiel po obserwacji przyszłego przeciwnika zabrzan. Tak słabo grających górników dawno już nie widziałem. Skoordynowanych akcji można było naliczyć na palcach jednej ręki. Trudno się temu dziwić, gdy na dobrą sprawę miało się co najwyżej trzech pełnowartościowych zawodników. Jednym z nich był z całą pewnością bramkarz Górnika Gomola. Przeszedł on doskonałą zaprawę i ze stawianych mu różnorodnych zadań wywiązał się dobrze. Grał zarówno na przedpolu jak i doskonale się ustawiał, wyczuwając intencje i możliwości strzelającego przeciwnika. A ponieważ świat należy do szczęśliwych, więc też dwukrotnie dopomogło Gomoli obramowanie bramki. Repertuar swych chwytów powinien jednak młody zawodnik zabrski uzupełnić o umiejętne piąstkowanie, gdyż nie każdy daleki wybieg nadaje się do przechwycenia piłki. Wybiegi należy też dawkować z umiarem, gdyż przeszarżowanie jest niebezpieczne.

Drugim graczem Górnika był Szołtysik. On jeden walczył ambitnie od pierwszej do ostatniej chwili i przypieczętował dość szczęśliwe zwycięstwo drugą bramką. Gra małego piłkarza przyniosłaby oczywiście znacznie lepsze efekty, gdyby koledzy dotrzymywali kroku. Starał się o to jeszcze Lubański, którego jednak pieczołowicie pilnowano. Mimo to zdołał strzelić już w pierwszych minutach bramkę o wysokiej cenie, gdyż padła w okresie, kiedy bardziej liczyć się należało z sukcesem gospodarzy.

Gra defensywy Górnika nie wzbudzała zbytniego zaufania. W pierwszej fazie powstawały niebezpieczne luki. Z biegiem czasu nastąpiła pewna poprawa, ale zapisać należy ją może i na konto słabnącej agresywności gwardzistów w końcowym etapie walki. Brak Oślizły był oczywiście widoczny, nie mógł jednak wpłynąć decydująco na nierówną postawę formacji obronnej. Były tam nie tylko niedociągnięcia taktyczne, ale i usterki w technice. Pod jednym względem trójka mogła imponować. Fizycznie prezentowała się bardzo dobrze, a gdy dodamy do tego jeszcze wysokiego twardego Floreńskiego, wyżej ocenimy napastników warszawskich, którzy doszli do tak licznych obiecujących sytuacji podbramkowych.

Kuchta, początkowo niewyraźny, nabrał później większej pewności. Dawał sobie dobrze radę przy górnych piłkach, gdy interweniował głową. Słomiany miał obok dobrych również słabsze momenty. Ufając widocznie swej zręczności biegowej nie zawsze pilnował skrzydłowego i stąd też komplikacje. Podobne sytuacje powstawały zresztą i po przeciwnej stronie, gdzie ze zmiennym szczęściem operował Broja. Na złą prezentację całego zespołu wpłynęła decydująco bardzo słaba gra piłkarzy powołanych do operowania w środku pola. Kowalski był cieniem gracza, którego ceniliśmy przed laty. Tracił mnóstwo piłek, podania szły przeważnie w próżnie, ratował się często passingami do tyłu, którego oczywiście nie mogły zaktywizować napadu.

Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział Pola, grającego tak bardzo słabo. Bez sprawności i szybkości nawet najlepszy technik nic nie zdziała. Pol nie dochodził w porę na właściwe miejsce, podaniom brak było dokładności, nie wychodziły zwody. W tej sytuacji Szołtysik zmuszony był łatać niebezpieczne dziury w centrum i nie mógł skoncentrować się wyłącznie na natarciu. W rezultacie więc atak składał się tylko z trzech zawodników i to nominalnie. Wilczek chyba zupełnie nie trenował. Ani ruchliwości, ani zwrotności, ani szybkości. Lentner „markował” większą aktywność, ale bardzo daleko mu do reprezentacyjnej formy.

Jednym z zasadniczych błędów niemal całego zespołu było czekanie na piłkę, nikt nie próbował wyjść naprzeciw, toteż zza pleców wyskakiwał często bardziej ruchliwy gwardzista.

W sporcie potrzebny jest obok umiejętności również i łut szczęścia. Nie ma go stanowczo Gwardia, która na podstawie przebiegu gry zasłużyła na co najmniej remis. W przeciwieństwie przeciwnika walczyła ambitnie, energicznie i szybko i właściwie przez długi okres nadawała ton grze. Napastnicy wypracowali wiele dogodnych sytuacji ale nie uwieńczyli ich skutecznym strzałem, a poza tym na drodze stawał Gomola.

Warszawianie grali dobrze we wszystkich liniach i nie mieli wyraźnie słabszych punktów. Nie zawinił Pocialik, gdyż w obydwu wypadkach piłki nie były do obrony. Miał zresztą bardzo mało zajęcia. I jemu dopomogły dwukrotnie poprzeczka i słupek. Woźniak, Jurczak, Kielak i Michalik blokowali dobrze dostęp do bramki, Michalik nie odstępował Lubańskiego i jego pech, iż raz pozwolił mu przedrzeć się. Duszą drużyny był znów Szarzyński, którego widziało się na całym niemal polu. Podobnie grał i Szymczak. Często wchodzili w groźną akcję skrzydłowi. Wszystko jednak sprzysięgło się na to, że drużyna nie ustępując przeciwnikowi w polu musiała ostatecznie skapitulować. Inna sprawa, że gdy Górnik przyśpieszył pod koniec tempo, monolit gwardyjski zaczął się wyraźnie kruszyć.

W sumie widowisko nie było zbyt ciekawe, publiczność rozczarowała przede wszystkim zła postawa... zwycięskich górników.

T. Maliszewski, Sport nr 133 z 8 listopada 1965r.