08.05.1960 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 4:0
8 maja 1960 (niedziela) 1. liga 1960, 5. kolejka |
Górnik Zabrze | 4:0 (1:0) | Wisła Kraków | Zabrze, stadion Górnika Sędzia: Józef Misiak (Opole) Widzów: 6 000 |
Wilczek 11 g Pol 49 k Lentner 58 Wilczek 79 |
1:0 2:0 3:0 4:0 |
|||
Joachim Szołtysek Edward Olszówka Stanisław Oślizło Henryk Hajduk (46 Antoni Franosz) Ginter Gawlik Marian Olejnik Jan Kowalski Erwin Wilczek Edward Jankowski Ernest Pol Roman Lentner |
SKŁADY | Bronisław Leśniak Fryderyk Monica Władysław Kawula Leszek Snopkowski Antoni Rogoza Ryszard Jędrys Marian Machowski Andrzej Sykta Józef Maniecki Stanisław Śmiałek Kazimierz Kościelny | ||
Trener: Wilhelm Lugr | Trener: Károly Kósa |
Relacja
Sport
„Streap tease” wiceleadera w zabrskim występie.
ZABRZE. - „Wicelider ekstraklasy jest nagi”. Takim był przynajmniej do wczoraj, gdy doszło do „konfrontacji” z obrońcą tytułu – Górnikiem. Końcowy wynik mówi wiele, ale nie mówi wszystkiego. Po 20 – 30 minutach pierwszej połowy, w których zabrzanie wykazywali jeszcze jako taki respekt dla krakowian, nastąpił gruntowny „streap – tease” przeciwnika. Z minuty na minutę zabrzanie odsłaniali coraz bardziej bezwzględnie wszystkie wady i braki wiślaków. Cała widownia (w tym pięćdziesiąt procent zwolenników „białej gwiazdy” przybyłych specjalnymi wycieczkami do Zabrza) stwierdziła właśnie wtedy „nagość” wicelidera. Nie miał on w swym arsenale nic, co mogłoby zmienić sytuację i przynajmniej częściowo „uratować twarz”. Nie miał on dostatecznie bogatego repertuaru zagrań technicznych, nie miał pomysłowości, szybkości, ba nawet kondycji. Ze strzałami na bramkę było jeszcze gorzej. Drużyna sprawiała wrażenie rozbitków, z których każdy na własną rękę szuka ratunku przez zatonięciem. Nawet Monica stracił głowę i błąkał się bezradnie, umożliwiając Lentnerowi serię rajdów, po których tylko cud i... Jankowski ratowali Leśniaka przed kapitulacją. Dlaczego Jankowski – wyjaśnimy później. Tu chcemy jeszcze stwierdzić, że nimb o rewelacji tegorocznego sezonu, jaki wytworzył się wokół Wisły po jej czterech spotkaniach ligowych, nie znalazł w Zabrzu absolutnie potwierdzenia. Biorąc nawet pod uwagę nieobecność w zespole Michela, trudno znaleźć wytłumaczenie dla bezradności, jaka nastąpiła z chwilą, kiedy gospodarze przyspieszyli grę i urozmaicili akcje o bardziej różnorodne podania. Wiślacy musieli się cofnąć głęboko, aby opanować sytuację.
Zwrot w grze nastąpił w 10 minucie. Rzut wolny z 20 metrów egzekwował Gawlik, oddając piekielną bombę. Trafiła ona w poprzeczkę a nadbiegający Wilczek skierował piłkę głową do siatki. Z zainteresowaniem oczekiwaliśmy na grę ataku Górnika, w którym zabrakło Kowala. Trzeba tu dodać, że jego pamięć uczczono jednominutową ciszą, a cały zespół zabrski występował z czarnymi opaskami na rękawach koszulek. O tragicznie zmarłym środkowym napastniku mistrza Polski mówiono często w trakcie spotkania. Okazje ku temu stwarzały raz po raz następujące po sobie „pudła” jego następcy – Jankowskiego. Popularny „Jany” miał wczoraj bodaj najgorszy dzień w całej swej karierze. Spóźniał się do podań, oddawał piłkę wprost na nogi przeciwnika, z reguły wychodził na spalone. Ukoronowaniem tego fatalnego występu było zmarnowanie w zgoła niezrozumiały sposób trzech idealnych sytuacji. Raz w pierwszej połowie, a dwukrotnie w drugiej, Jankowski znalazł się na metr przed siatką i nawet wówczas potrafił posłać piłkę w aut. I dlatego napisaliśmy, że jeżeli Wisła nie przegrała wczoraj co najmniej 6:0, to ma to w pierwszym rzędzie do zawdzięczenia „Janie”.
Czy Jankowski nie zastąpi Kowala? Obawialibyśmy się tak twierdzić. W każdym razie w niedzielnej dyspozycji – a raczej niedyspozycji – na pewno nie. Musi przede wszystkim poprawić szybkość, a wówczas jego przydatność może ulec radykalnej poprawie.
Na szczęście dla zabrzan zła forma Jankowskiego nie miała większego wpływu na postawę reszty. Pohl pracował z podziwu godną ofiarnością, popisując się od czasu do czasu strzałami, które wzbudzały ogólny zachwyt. Doskonale spisał się również Lentner, dobry był Wilczek, a Kowalski, choć nie był na pewno w formie z Glasgow, też spełnił swe zadanie. Ta czwórka miała niezłe wsparcie ze strony pomocników, z których lepszym w roli konstruktora był bezwzględnie Gawlik. W sumie gra górników mogła się podobać, szczególnie w drugiej połowie, kiedy cały mechanizm drużyny funkcjonował niemal bezbłędnie.
Ile w tym było zasługi własnej, a ile wiślaków przekonamy się już w nadchodzącą niedzielę, kiedy mistrz Polski wystąpi w Chorzowie przeciwko Ruchowi.
(TB), Sport nr 57, 9 maja 1960