08.05.1980 - Polonia Bytom - Górnik Zabrze 0:2
8 maja 1980 (czwartek), godzina 17:30 1. liga 1979/80, 25. kolejka |
Polonia Bytom | 0:2 (0:2) | Górnik Zabrze | Bytom, stadion Polonii Sędzia: Marian Środecki (Wrocław) Widzów: ok. 6 000 |
0:1 0:2 |
Rosa 8 s Socha 26 | |||
Hubert Chwolik Racki Wrona Rosa Gruszka Krupa Król Kopicera (32 Pomoryn) Kempny (56 Raczkowski) Paweł Janduda Lonka |
SKŁADY | Waldemar Cimander Zbigniew Rolnik Jerzy Gorgoń Tadeusz Dolny Ireneusz Lazurowicz Emil Szymura Stanisław Curyło Joachim Hutka (82 Krzysztof Szwezig) Edward Socha Andrzej Pałasz Janusz Marcinkowski | ||
Trener: Aleksander Brożyniak | Trener: Władysław Żmuda |
Relacja
Sport
Sytuacja Polonii nie do pozazdroszczenia
Bytom. „Tonący chwyta się nawet brzytwy” – powiedział ktoś na krótko przed meczem. A miało to oznaczać, że gospodarze pójdą na całego, nie zważając na niebezpieczeństwo jakie grozi im ze strony Pałasza, Hutki i Szymury. Cóż – innego wyjścia nie było. Wiadomo przecież, że sympatia jaką darzy się Polonię jest ostatnio odwrotnie proporcjonalna do wyników w lidze.
Dziwnym zbiegiem okoliczności zarówno bytomianom jak i Górnikowi przydarzyły się niedawno przykre wpadki w Krakowie na stadionie Wisły (oba po 0:4). Wczoraj tylko dla jednego zespołu nadarzyła się okazja do przeproszenia się z kibicami, a różnica w nastawieniu psychicznym do tego spotkania wynikała bezpośrednio z tabeli. Po prostu Polonia „musiała” wygrać natomiast Górnik – „mógł”.
Ta presja spowodowała taką nerwowość wśród gospodarzy, że już w 7 min. sami strzelili sobie gola. Dośrodkowanie Emila Szymury z prawego skrzydła „przejął” Rosa i ku zaskoczeniu Chwolika i całego zespołu pewnie skierował piłkę w okienko własnej bramki. Gorzej zacząć meczu chyba nie można...
Jak na ironie zdenerwowanie udzieliło się także bytomskim napastnikom. W krótkim odstępie czasu zmarnowali dwie okazję do wyrównania – Janduda i Kempny. I w tym momencie nawet najwięksi optymiści wśród sympatyków Polonii stracili wszelką nadzieję.
Tymczasem górnicy spokojnie rozgrywali piłkę, adresując większość podań do Andrzeja Pałasza, który jak zwykle najlepiej wiedział co z nią zrobić. Ten sposób gry rychło zaowocował. Reprezentacyjny napastnik nieszablonowo przedarł się na pole bramkowe i dosłownie wyłożył piłkę Sosze. Zrobiło się więc 0:2, a na trybunach zapanowało wymowne milczenie.
Zaraz potem trener Brożyniak zdecydował się na zmianę. W miejsce Kopicery wszedł Pomoryn i od razu wniósł nieco ożywienia w anemiczne ataki bytomian. Co prawda jego gra była odrobinę chaotyczna, ale defensywa gości poczuła się wreszcie zagrożona. Skończyło się jednak wyłącznie na strachu.
Tuż po przerwie wydawało się, że koniec końców szczęście uśmiechnie się do polonistów. Janduda ograł w dziecinny sposób Lazurowicza. Znalazł się oko w oko z Cimanderem i... znowu dały znać o sobie nerwy...
Mało tego w 75 min. Pomoryn będąc o trzy metry przed linią tak fatalnie skiksował, że aż golkiper Górnika chwycił się za głowę.
I tak już było do samego końca. Nie da się ukryć – piłkarze z Bytomia mogą mieć pretensje tylko do siebie.
Sport nr 91 z9 maja 1980 r.